czwartek, 5 grudnia 2013

"Nieskończoność" H.J. Rahlens- recenzja


Holly-Jane Rahlens z pochodzenia jest amerykanką jednak największe sukcesy odniosła w Niemczech. Otrzymała wiele nagród, między innymi niemiecką Deutscher Jugendliteraturpreis za najlepszą książkę dla młodzieży 2003r. jej powieści ukazały się w siedmiu językach w piętnastu krajach.

W roku 2018 różne kataklizmy dotknęły ziemię a ten trudny czas określono Mroczną Zimą. Wszystko, co wydarzyło się przed tym rokiem podlega szczegółowemu badaniu. Finn Nordstrom żyje w 2264r, ma dwadzieścia sześć lat i jest pracownikiem Biblioteki Europejskiej w Berlinie i otrzymuję zadanie przetłumaczenia różowego pamiętnika. Społeczeństwo w przyszłości różni się od tego, które znamy. Długość życia wydłużyła się do 150lat, wszyscy pracują z myślą o dobru ogółu. Większość ludzi ma na celu pracować i się rozmnażać. Wszystko to sprawia, że Finn ulega coraz większej fascynacji pamiętnikiem i tajemniczą autorką, która skupia się na swoim „Ja” a kartki dosłowne ociekają uczuciami i emocjami, które w świecie Fina są często przemilczane a większości wręcz nieznane.

Akcja książki toczy się w przyszłości i dzięki temu poznajemy nowe technologie i ludzi. Ta część książki była dla mnie intrygująca, ale początek dość toporny i dopiero, kiedy poznałam losy dziewczyny z pamiętnika oddałam się całkowicie lekturze. Był to świetny pomysł urozmaicenia treści wstawkami z pamiętnika, które były utrzymane w lekkim stylu i dodawały świeżości. Były to dla mnie ulubione momenty i czekałam na nie z utęsknieniem.

Początkowo bohaterowie wydali mi się nijacy. Trudno było w nich dostrzec silne emocje i ciekawe osobowości, ale czułam, że Finn z czasem mnie zaskoczy i tak też się stało. Odkąd Finn zaczął grać w gry wszystko się zmieniło. Akcja nabrała tępa a w XXI wieku Eliana poznaję mężczyznę, który zmieni nie tylko swoje, ale i jej życie.

Język w książce był dla mnie nowością. Nie jestem przyzwyczajona do tego typu słownictwa, tym bardziej, że do bardzo prostych nie należy. Jest wiele nowych słów a wynika to z tego, ze akcja toczy się w przyszłości. Chwilami było to dla mnie męczące, ponieważ wymagało całkowitego skupienia, ale kiedy już przyzwyczaiłam się do nowego stylu lekturę czytało m się płynnie. Okładka jest przepiękna, ale nie spodziewałam się niczego innego po wydawnictwie. Grafika zawsze jest przyjemna dla oka i uważam, że wydawca jest naszym Polski „Królem Okładkowym” i nigdy mnie nie zawodzi. Zastanawiałam się, co tajemniczy flakon ma wspólnego z tytułem a tajemnica ta wyjaśniła się dość szybko. „Nieskończoność” z pewnością odnosi się do wielu wątków w książce a każdy może interpretować to na swój sposób.

Książka niezaprzeczalnie wciąga i polecam spragnionej nowości młodzieży, starsi czytelnicy również się nie zawiodą. W chwili, kiedy „Nieskończoność” nabiera tępa nie da się odłożyć książki, trzeba czytać aż pozna się zakończenie. W społeczeństwie, które tak skrzętnie ukrywa uczucia i żyję w wyważonej harmonii to właśnie miłość między bohaterami tak mnie urzekła. Delikatna uczucia między nimi mnie rozczuliły i zafascynowały co wywołało nie jeden potok łez. Jednym wyda się to infantylne, ale jak dla mnie było piękne i niebanalne. Pomimo kilku minusów, przed, którymi książka się nie ustrzegła polecam „Nieskończoność”.

5-/6
Dziękuję!!!
 

sobota, 30 listopada 2013

"Czerwień Rubinu" Kerstin Gier - recenzja


„Czerwień Rubinu” to pierwszy tom Trylogii Czasu Pani Kerstin Gier. Książka ta sprawiła, że autorka stała się jedną z najbardziej rozpoznawanych niemieckich pisarek. Jej książki utrzymują się na światowych listach bestsellerów.

Gwendolyn Shepherd wychowuje się w dość ekscentrycznej rodzinie, bynajmniej takie wrażenie sprawia. Jej kuzynka Charlotta posiada gen podróży w czasie, który objawia się między szesnastymi a siedemnastymi urodzinami. Aby zdobyć odpowiednią wiedzę potrzebną do przemieszczania się między epokami pobiera lekcje w siedzibie Strażników- tajnej organizacji czuwającej nad bezpieczeństwem podróżników. Wszystko się kręci wokół Charlotty i wszyscy przeżywają szok, kiedy okazuję się, że to nie ona jest legendarnym dwunastym podłużnikiem tylko Gwendolyn. Dziewczyna codziennie odbywa podróże a po jednej z nich, podczas, której poznaje Hrabiego de Saint Germain zaczyna podejrzewać, że nie wszystko jest takie proste jak się wydaje, szczególnie, że w jej serce wkrada się Gideon.

Gwendolyn jest świetnie wykreowaną bohaterką. Szybko odnajduje się w nowej rzeczywistości i nie poddaje się mimo przeciwności losu. Dziewczyna od początku zaimponowała mi swoją pomysłowością i dociekliwością . Były chwile, kiedy zachowywała się jak typowa nastolatka, nie widzę w tym nic złego, ponieważ dodało jej to autentyczności. Z pewnością można ją polubić. Nie było momentu, w którym Gwendolyn by mnie denerwowała, w prawdzie nie była idealna, ale za to bardzo sympatyczna.

„Czerwień Rubinu” to dopiero początek trylogii, większość książki to wprowadzenie i wyjaśnienie tematu podróży w czasie. Dopiero pod koniec zaczyna się prawdziwa akcji, która urywa się w najmniej spodziewanej chwili. Całość została napisana prostym językiem i pochłonęłam ją błyskawicznie. Pomimo, że akcja rozwija się stopniowo nie było chwili nudy. Każdy kolejny rozdział wciąga coraz bardzie. Napięcie jest wręcz namacalne a tajemnica wisi w powietrzu a fakt, że nie zostaje ona wyjaśniona zmusza do sięgnięcia po kontynuacje. Wielki plus dla zawiłości podróżowania w czasie. Kilkakrotnie musiałam się zastanawiać jak to możliwe lub skupić się, aby się nie pogubić, najdziwniejsze jest to, że autorka miała wszystko doskonale przemyślane i wszystko idealnie się zgadzało.

Książka należy do nieprzewidywalnych, co rzadko się zdarza, jedyne, co było oczywiste to wątek romantyczny. Od początku domyśliłam się, że między Gwenn a Gideonem coś będzie, ale niema, co się dziwić, tym bardziej, że tylko on był tym niezwykle mądrym przystojniakiem i bardzo aroganckim chłopcem, który wypiją się na pierwszy plan a czytający, czyli ja wzdychałam do niego przez całą książkę.

Zaczynając lekturę nie spodziewałam się, że tak mnie pochłonie. Sądzę, że Trylogia Czasu jest jedną z najlepszych ostatnich lat a „Czerwień Rubinu” jest świetnym jej początkiem. Książka posiada w sobie wszystko, co najlepsze. Wartka akcja, intrygujący bohaterowie, mnóstwo tajemnic, które nie pozwalają oderwać się od lektury a wątek romantyczny jest ważny, lecz nie przytłacza całości. Wszystko to sprawia, że książka jest po prostu fenomenalna i mogę ją polecić każdemu, nawet tym, który nie lubią czytać, ponieważ można znaleźć ja nie tylko w wersji papierowej, ale i audio booka. 
6/6

Dziękuję za możliwość poznania tej cudownej książki!!!
 
 

poniedziałek, 25 listopada 2013

"Heartland 1-2 Powroty, Po burzy" Lauren Brooke- recenzja


Książka Pani  Lauren Brooke przykuła moją uwagę tematyką. Widząc okładkę od razu zapragnęłam ją przeczytać, tym bardziej, że porusza bliską mi dziedzinę. Konie są morzeniem większości dzieci i tylko nielicznym udaję się oddać swojej pasji. Sam miałam okazję jeździć konno i wiem, jaki to piękny sport, dlatego wszystkim pozostałym marzycielom polecam szukanie literatury, która pozwoli wam wymarzyć idealnego konia. Seria  Heaetland z łatwością podoła temu zadaniu, gdyż jest książką poświęcaną tym majestatycznym zwierzętom i klimatowi, który je otacza.

„Powroty” oraz „ Po burzy” to początek serii. Heartland to ośrodek dla koni po trudnych przeżyciach, które potrzebują opieki . Amy jest główną bohaterką i tragiczny wypadek,  w którym traci matkę wywraca jej życie do góry nogami. Dziewczyna obwinia się o tragedie i musi nauczyć się żyć ze stratą, która jej dotknęła. Nieoczekiwanie ukojenie znajduje właśnie w Heartlandzie i pracy z koniem Spartanem, od którego wszystko się zaczęło.

Amy jest typową nastolatką ze wszystkim wybuchami gniewu, przejawami nierozsądku oraz często nieprzemyślanym postępowaniem. To właśnie te wady sprawiły, że łatwo ją polubić tym bardziej, że stara się naprawiać popełniane przez siebie błędy.

Akcja książki nie jest specjalnie szybka, ale nie widzę w tym nic złego, ponieważ cała książka jest krótka i bardzo szybko się ją czyta. Jest idealna dla młodszej młodzieży, szukającej lekkiej, przyjemnej lektury, która oderwie od dnia codziennego i wystarczy poświęcić na nią tylko kilka godzin. Autorka używa prostego języka, co dodatkowo umila czytanie. Książce mogłabym zarzucić kilka powtórzeń i ogólnikowe podejście do niektórych wydarzeń, które z chęcią poznałabym bardziej. Były chwile, kiedy coś się działo i kończyło za szybko, wtedy czułam niedosyt.

Pani Lauren Brook pozytywnie mnie zaskoczyła. Książka wciąga i urzeka tematyką. Jest pełna emocji zarówno smutnych jak i radosnych. Serie Heartland polecam młodzieży. Nie jest to wymagająca i skomplikowana lektura, warto przeczytać chociażby dla zrozumienia jak ważne jest dobre traktowanie zwierząt- czego jestem wielką zwolenniczką.

4/6

Dziękuję!!!

czwartek, 14 listopada 2013

"Odlot" Jennifer Echols - recenzja


Kto jeszcze nie poznał książek Pani Jennifer Echols, powinien to natychmiast zmienić, tym bardziej, że pisarka jest jedną z najpopularniejszych autorek powieści młodzieżowych w stanach. W Polsce grono jej fanów powiększa się z każdą kolejną książką. Najświeższą jest „Odlot”

Lea jest córką wiecznie bezrobotnej kelnerki i mieszka w przyczepie kolo lotniska. W wieku czternastu lat znajduje prace właśnie tam i szybko zakochuje się w samolotach. Dziewczyna nie chcąc skończyć jak matka zaczyna uczyć się latać pod okiem pana Halla, który prowadzi niewielki biznes. Trzylatka później mężczyzna nieoczekiwanie umiera a  firmę przejmują jego osiemnastoletni synowie, bliźniacy – Alec i Grayson.

Lea jest dziewczyną dojrzałą jak na swoje osiemnaście lat, ogromny wpływ miał na to fakt, że dziewczyna bardzo szybko musiała nauczyć się dbać o siebie, gdyż matka włóczyła się ze swoimi chłopakami. Jej postać przypadła mi do gusty. Jej zachowanie wydało mi się prawdziwe i rozumiałam ją, gdy poddała się szantażowi Graysona, który usilnie stara się wyswatać ją ze swoim bratem. Warunkiem jest dalsza możliwość latania. Być może jest to niemoralne, ale po zagłębieniu się w lekturę wszystko staje się niezwykle przejrzyste a zachowanie bohaterów wręcz imponujące, bo jak nie podziwiać tak sumiennej i wytrwałej w swoich marzeniach Lei.

Grayson i Alec są głównymi rolami męskimi. Chłopcy są bliźniakami, ale każdy ma inny charakter. Po śmierci ich starszego brata w wojsku, Alec lepiej sobie z tym radzi natomiast Grayson jest wybuchowy i często mówi to, co nie powinien. Pomimo swoich wad jest naprawdę świetnym chłopakiem i łatwo się w nim zakochać, jego troska o brata jest urocza i w pełni zrozumiała.

Z tematem lotnictwa spotykam się po raz pierwszy i uważam to spotkanie za udane. Obawiałam się, że przez większość czasu będę czytać o silnikach i skrzydłach, ale całe szczęście tak nie było. Autorka wyciągnęła z tej dziedziny odpowiednią dawkę mechaniki, niebezpieczeństwa i ogromnego uroku krajobrazu. Wszystko toczy się wokół lotniska i samolotów jednak jest to tylko tło do burzliwych relacji między bohaterami.  Całość czyta się szybko a język jest prosty.

Czy książka ma wady? Oczywiście, ale w całym ferworze wydarzeń, które toczą się w ciągu kilku dni nie zapamiętałam żadnej. Akcja dosłownie porywa czytelnika w wir wydarzeń, które są dynamiczne i ciekawe. Dialogi dosłownie pokochałam, uwielbiam dosadne wyrażenia  i silne bohaterki a Lea z pewnością do nich należy.

Mogłabym tak wzdychać i wzdychać nad tą książką, ponieważ oceniam ją bardzo wysoko. Uważam, że jest to jedna z lepszych książek Jennifer Echols i przyznaję, jest to romans, ale bardzo wartościowy! Młodzi ludzie na rozstaju dróg stają przed wielkimi wyborami, które zaważa na ich całym życiu, każda decyzja ponosi za sobą konsekwencje a ból po stracie nie ułatwia im tego. Łatwo się poddać klimatowi książki, jak dla mnie skończyła się ona za szybko! 360 stron to za mało, z chęcią poznałabym dalsze losy Lei i Graysona, ciekawi mnie, co będzie za 10, 15 a nawet 20 lat. Ta dwójka wryła się w moją pamięć a wyobraźnia pracuję na największych obrotach i wymyśla różne scenariusze. Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Namiętne i gorące sceny, piękny krajobraz, zdeterminowani bohaterowie i samoloty w tle, to wszystko sprawia, że książkę może czytać każdy. Polecam szczerze, gdyż podczas czytana miałam istny „Odlot”

6-/6
 
Dziękuję!!!
 

wtorek, 12 listopada 2013

"Wilcza Księżniczka" Cathryn Constable

 
„Wilcza Księżniczka” to debiut literacki Cathryn Constable, która początkowa zajmowała się dziennikarstwem, lecz z czasem odkryła, że chce zostać pisarką dla dzieci. Jej książka świetnie przyjęła się w Wielkiej Brytani i została przetłumaczona na kilka języków.
Główną bohaterką jest trzynastoletnia Sophie, osierocona dziewczyna, która uczy się w prywatnej Szkole dla Młodych Panien w New Bloomsbury. Wspomnienia po ojcu zacierają się z czasem, jednak jej sny są pełne niewyjaśnionych historii. Największym marzeniem bohaterki jest podróż do Petersburga i dziwnym zrządzeniem losu udaje się jej osiągnąć cel. Wraz z przyjaciółkami Marianna i Delfiną gubią się na dworcu i poznają człowieka, który zabiera je do Pałacu Zimowego i Księżniczki Anny Wałkońskiej.
Sophie wraz z przyjaciółkami są młodymi dziewczynami i tak też się zachowują. Ich łatwowierność czasami mnie zaskakiwała, jednak ich wiek po części je usprawiedliwiał. Co do pozostałych postaci mogę powiedzieć, że są wykreowanie w sposób klarowny i oczywisty bez zbędnych udziwnień. W książce łatwo się odnaleźć dzięki prostemu językowi i nieskomplikowanej fabule, co niekoniecznie mi odpowiadało, brakowało mi napięcia i jakieś intrygi, która całkowicie by mnie pochłonęła.
Niewątpliwym atutem jest śnieżna rosyjska sceneria, w której rozgrywa się akcja. Uwielbiam śnieżny krajobraz, stare zamki i bajkowy klimat, który podkreśla przepiękna okładka, która najbardziej spodobała mi się z całej książki.
Po przeczytaniu „Wilczej Księżniczki” mam mieszane uczucia. Książka jest infantylna i być może odbieram ją w ten sposób gdyż jestem starsza niż grupa docelowa. Utwór poleciłabym młodym czytelnikom ze względu na łatwość w odbiorze i prosty język. Starsze młodzieży odradzam, gdyż książka niczym was nie zaskoczy.
3/6
Dziękuję!!!
 
 

środa, 16 października 2013

"Szukając Alaski" John Green- recenzja


 "Szukając Alaski" to literacki debiut Johna Greena. Autor w naszym kraju jest bardzo dobrze znany, dzięki bestselerowej powieści „Gwiazd naszych wina” oraz drugiej równie udanej książce „Papierowe miasta”. Po takich tytułach kolejne utwory pisarza można wziąć w ciemno i oddać się błogiej lekturze.

Miles wyjeżdża do szkoły z internatem i rozpoczyna całkiem nowe życie. Chłopak w poprzedniej szkole nie zaliczał się do uczniów popularnych i raczej był cichym obserwatorem, dlatego jego wyjazd z domu otwiera mu szansę na zmianę dotychczasowego trybu życia jak i możliwość odnalezienia „Wielkiego Być Może”. Taką szansę umożliwiają mu nowo poznani znajomi, współlokator Półkownik, Tukami oraz tytułowa Alaska.

Miles o przezwisku Klucha jest głównym bohaterem i z całą pewnością można go lubić, ma niebanalne hobby, czyli poznawanie biografii sławnych ludzi i zapamiętywanie ich ostatnich przedśmiertnych słów. To sympatyczny młody chłopiec szukający celu w życiu, jego niedoskonałości, kompleksy mnie ujęły w całości. Odnośnie innych bohaterów czuje niedosyt i rozczarowanie, ponieważ poznajemy ich w dość pobieżny sposób, z chęcią poznałabym ich lepiej, gdyż nie nawiązałam z nimi więzi emocjonalnej, wyjątkiem jest oczywiście Alaska Young, błyskotliwa, szalona i nieco dziwna dziewczyna, która wciąga Milesa w kłopoty.

Akcja książki jest dynamiczna a tekst dzieli się na dni „Przed” i „Po”. Czytając nieustannie zastanawiałam się, do jakiego kulminacyjnego zdarzenia dojdzie i kilka razy już chciałam przewertować kilka dni i poznać prawdę, cieszę się, że tego nie zrobiłam, bo moment „0” okazał się szokujący i smutny.

Książki o szkole i internacie są większości dobrze znane, ale ta wyróżnia się ogromną wrażliwością i wartościami. Podoba mi się styl autora, który prostym językiem opowiada o wielkich rzeczach.
John Green ma niebywały talent do hipnotyzowania czytelnika, robi to w sposób niepowtarzalny a jego książki są czystym przejawem uczuciowości, wrażliwości i przygody. Jego talent jest ogromy i zadziwia mnie z jaką łatwością zjednuje sobie nowych fanów, do których zaliczam się i ja. „Szukając Alaski” jest melancholijnym utworem o życiu i dojrzałości, który szczerze polecam.
5+/6

Bardzo dziękuję !!!
 

poniedziałek, 30 września 2013

"Alchemia milości" Eve Edwards- recenzja


Wydawnictwo Egmont po raz kolejny serwuje nam powieść historyczną, tym razem w wykonaniu pani Eve Edwards, której twórczość została z wielkim zainteresowaniem przyjęta w innych krajach, dlatego bardzo się cieszę, że i my mamy okazję cieszyć się jej wybitnym talentem.

Młodziutka Elli- Eleanor Rodriguez jest córką hiszpańskiej hrabiny i angielskiego alchemika. Dziewczyna wraz z ojcem- Arturem Huttonem tułają się po XVI wiecznej Anglii w celu szerzenia nauk alchemicznych. Ich pobyt na dworze rodziny Laceyów doprowadził jego mieszkańców do bankructwa, dlatego po śmierci głowy rodu i objęciu rządów przez jego syna Willa, Elli wraz z ojcem zostają wygnani. Kilka lat później młody dziedzic wyrusza na dwór królewski w celu znalezienia zamożnej małżonki, która wyprowadzi rodzinę Lacey z długów. Plan Willa zostaje zachwiany w momencie poznania pięknej dziewczyny, czy fakt, że ojciec tej piękności zrujnował majątek jego rodziny zmieni uczucia, które z każdą chwilą stają się silniejsze?

Z powieściami historycznymi mam mały problem, ciężko mi się przenieść do czasów z przed wieków i odnaleźć w nowym otoczeniu. Tym razem wyjątkowo szybko poddałam się klimatowi powieści ,zapewne dzięki biegłemu stylowi pani Eve Edwards. Plastyczne opisy otoczenia, postaci oraz wydarzeń pochłaniają czytelnika. Bohaterowie są świetnie wykreowani, każdy wybija się charakterem i silną osobowością. Każda postać wkraczająca na scenę wybijała się na tyle mocno, że z łatwością można ją sobie wyobrazić. Oczywiście nie wszyscy bohaterowie są krystaliczni, jest wręcz przeciwnie, ich wady i popełniane błędy urealniają je. Co prawda to Elli i Will są głównymi bohaterami, wokół których toczy się akcja, ale inni bohaterowie również mnie zainteresowali.

„Alchemia miłości” okazała się bardzo przyjemną lekturą. Tytuł świetnie pasuję nie tylko ze względu na profesje Artura Huttona ale i na nie wytłumaczalne tajniki miłości. Być może jestem kapryśna, tym bardziej, że książka ma wiele zalet, które zresztą podkreśliłam, powiem szczerze, że czegoś mi brakowała-, czego? Sama nie wiem. Pomimo tego małego minusika książkę odebrałam bardzo pozytywnie i po następną część sięgnę. Polecam wszystkim, którzy lubią takie klimaty.

4+/6

Bardzo dziękuje !
 

czwartek, 29 sierpnia 2013

"Demony- Grzech Pierworodny" Lisa Desrochers- recenzja


„Demony- Pokusa” okazały się miłą i sympatyczną lekturą, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po jej kontynuacje, czyli „Demony- Grzech Pierworodny”

Luc jest teraz człowiekiem i razem z Frannie tworzą udaną parę. Wszystko w ich życiu układa się dobrze, aż do chwili, kiedy Piekło zaczyna się upominać o swojego pracownika. Bohaterom pomaga anioł struż Frannie Matt. Początkującego anioła zaczyna rozpraszać nowa sąsiadką Luca- Lili, która zmąci ich błogi spokój, a Frannie i Luc muszą martwić się nie tylko o siebie, ale i o swoich przyjaciół.

Bohaterowie są bardzo sympatyczni, szczególnie Luca łatwo polubić. Odkąd stał się człowiekiem wydaje się idealny, zakochany w swojej dziewczynie po uszy. Chłopak jest świadomy, że często naraża Frannie, ale i kieruje się samolubną chęcią przebywania obok niej. Frannie w poprzedniej książce denerwowała mnie swoimi rozterkami dotyczącymi wyboru chłopaka, tu moja niechęć stała się słabsza, ponieważ jej dylematy są spowodowane silnymi emocjami, bólem serca i sytuacjami, które przerastają tak młodą dziewczynę. Jej postać mogę ocenić na plus.   

Akcja toczy sie szybko i wciągnęła mnie . Cały czas coś się dzieję i dzięki temu się nie nudziłam. Czy zaskoczyła mnie? No cóż, jeśli chodzi o Lili to od początku można wyczuć, że nie jest zwykłą nastolatką i łatwo przewidzieć jej ukrytą moc, do której było wiele sugestii. Jedna rzecz mnie szczególnie zdziwiła, jednak jej nie zdradzę, żeby nie popsuć wam niespodzianki, jeśli tak mogę to określić . Język jest prosty i młodzieżowy , nie brak w nim mocniejszych wyrażeń oraz namiętności. Książkę łatwo i szybko się czyta.

„Demony- Grzech Pierworodny” jest udaną kontynuacją, może nawet lepszą. Pomimo swoich atutów nadal mogę jej zarzucić brak oryginalności lub jakiegoś mocnego „uderzenia”, które by wyniosło ją na wyżyny gatunku, dlatego książkę uznaje za bardzo przyjemne czytadło, które mogę polecić zakochanym dziewczyną. Po trzecią część na pewno sięgnę, tym bardziej, że zakończenie pozostawiło po sobie wiele niewyjaśnionych spraw.  

4/6
Dziękuję !!!
 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Ukryta" P. C. Cast + Kristin Cast - recenzja


„Ukryta” to już dziesiąta część słynnego cyklu „Dom Nocy”, którym panie Cast zyskały wielką popularność i miliony nastoletnich fanek.

W poprzedniej książce krąg Zoey ujawnił prawdziwą naturę Neferet i dzięki temu Najwyższa Rada Wampirów dostała dowody, co do nikczemnych zamiarów kapłanki. W książce pojawiło się kilka zwrotów akcji, lecz nie jakiś fenomenalnych. Kalona zmienił front i stanął po stronie Zoey, Smok został pochowany, przyjaźń Bliźniaczek się rozpada a Auroks robi wszystko, aby przeciwstawić się mrocznej naturze, jednak najbardziej wstrząsające wydarzenie to porwanie babci Zoey. Młodzi adepci są w stanie zrobić wszystko, aby ją uwolnić, jednak zadanie to okazuje się bardzo trudne.

Przyznaję, że „Ukryta” mnie rozczarowała. Akcja okazała się bardzo słabym punktem książki. Przez pierwsze dwieście stron praktycznie nic się nie działo. Większość wydarzeń była raczej przegadana i pełna przemyśleń, które nawiązywały do wydarzeń z poprzednich części i było to mało ciekawe, ponieważ ile można czytać o tym samym. Całe szczęście, że ostatnie sto stron okazoło się wciągające. Kiedy babcia Zoey została uprowadzona a bohaterowie zaczęli działać. Tutaj już z przyjemnością oddałam się lekturze.

Jeśli chodzi o bohaterów to nikt mnie nie zaskoczył, może tylko Erin i fakt, że coraz bardziej oddala się od bogini mnie zdziwił, ale poza tym nie pojawiły się żadne zaskakujące przebłyski.

„Ukryta” okazała się słabą odsłoną cyklu. Jest to już dziesiąta książka i fakt, że tak mało posunęliśmy się do przodu skłania mnie do zastanowienia się nad kontynuowaniem „Domu nocy”. Mam wrażenie, że autorki naciągają całą historie, co niekoniecznie jest dobre. Pomimo, że ta część jest słaba sięgnę po kolejną książkę, ponieważ chce poznać finał i rozwiązanie wszystkich tajemnic. Czy polecam? Tylko i wyłącznie zakochanym w „Domu Nocy”.

3/6
Dziękuję!!!
 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"love story" Jennifer Echols - recenzja


Każdy z nas ma marzenia, lecz nie każdemu udaje się je zrealizować. Wymaga to wielu wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Dla większości jest to zbyt wiele i rezygnują z dziecięcych planów, lecz nie bohaterka „Love story”, która pragnie zostać pisarką.

Erin jest wnuczką bogatej właścicielki stadniny. Zamożnej kobiecie nie podoba się kierunek studiów dziewczyny i postanowiła ją wydziedziczyć a majątek przekazać synowi stajennego Hunterowi. Książka zaczyna się od opowiadania historycznego, które dotyczy dziewczyny zakochanej w stajennym chłopcu. Wszystko było by dobrze, gdyby owy chłopiec nie zgłosił się na zajęcia pisana kreatywnego. Erin robi wszystko, aby ta informacja pozostała w tajemnicy, jednak  ich relacje są napięte a to prowadzi do nowych opowiadań, w których poznajemy lepiej ich przeszłość.

Bohaterowie mnie urzekli, zapewne duży wpływ miały ich wybuchowe charaktery. Hunter i Erin wiecznie się sprzeczali i obwinali, jednak w natłoku i kłótni i rywalizacji była wyczuwalna troska i głębokie uczucia, które podkreślały coraz to nowe opowiadania. Były momenty, kiedy nie rozumieli swojej twórczości nawzajem, jednak po głębszej analizie  jasno można zobaczyć, co im leży na sercu. Zapał dziewczyny jest godny podziwu a sama jej postać barwna. Cieszy mnie fakt, że wielokrotnie ponoszą ją emocji by chwile później stać się zimną jak lud, Erin to prawdziwą zagadką, którą odkrywa się stopniowo i z ogromną przyjemnością.

Nie spodziewałam się tak dynamicznej akcji, to, co początkowo uznałam za mało ciekawe, czyli opowiadana na zajęciach, przerodziło się w najsmakowitszą część lektury. Kolejne informacje nakręcały mnie coraz bardziej i dosłownie nie mogłam się oderwać. Wiem, że zaczynam już młodzić i słodzić, ale jak mam tego nierobie, kiedy dialogi są błyskotliwe, zabawne i często wzruszające. Zarówno Erin jak i Hunter nie mieli bajkowego dzieciństwa i dzięki temu idealnie się dopełniają.

Zakończenie nie do końca mnie usatysfakcjonowało, ponieważ ostateczna konfrontacja bohaterów odbyła się na samym zakończeniu. Dołożyłabym jeszcze z dziesięć stron, jednak nie wszystkich da się zadowolić. Lektura bardzo mi się spodobała i ciężko się cieszyć, kiedy zamknęłam ostatnią stronę, bo ja chce więcej!!!! Książka skierowana jest do  dziewczyn, gdyż jest to typowy romans, więc miłosna historia chłopcom raczej nie przypadnie do gusty.

Przeczytałam wszystkie książki, oczywiście wydane w Polsce, Pani Jennifer Echols i zakochałam się w „Dziewczyna, która chciała zbyt wiele” jednak „Love story” dorównuje jej w stu procentach. Książka jest nie tylko przyjemną lekturą, ale i  złożonym psychologicznym obrazem bohaterów, którzy intrygują i skłaniają do przemyśleń. Uroniłam kila łez i jestem zadowolona , że książka wzbudziła we mnie tyle emocji, ponieważ rozczulenie mieszało się z rozbawienie a całości dopełniały gorące i namiętne sceny, które podkręciły temperaturę. Oczywiste więc jest, że polecam, tym bardziej, że w  „Love story”  można bez problemu się zakochać.

5/6
Bardzo dziękuję!!!
 

niedziela, 21 lipca 2013

"Uratuj mnie" Jennifer Echols- recenzja


„Uratuj mnie” to już trzecia książka Pani Jennifer Echols wydana w Polsce. Jej upodobanie do literatury młodzieżowej jest widoczne, gdyż to kolejna książka o dorastaniu i popełnianiu młodzieńczych głupstw.

Zoey ma siedemnaście lat i jest kapitanem drużyny pływackiej. Po nieudanej próbie samobójczej jej matki, chce zapomnieć i idzie na całość ze szkolnym playboyem Brandonem. Zoey uważa się za jego dziewczynę, pomimo, że chłopak ją ignoruję. Po kolejnej imprezie nad morzem dochodzi do wypadku samochodowego, po którym dziewczyna nie pamięta ostatniej nocy. Robi wszystko, aby sobie przypomnieć, co wydarzyło się między nią a Dougiem.

Zoey jest bogatą dziewczyną jednak nie widać tego po niej. Jej ojciec nie rozpieszcza jej, mimo że wydaję pieniądze na swoją dwudziestoczteroletnią ciężarną kochankę. To chyba jedyna osoba, której szczerze nie polubiłam.  Nie mieści mi się w głowie jak można tak bezdusznie odzywa cię do córki i nie liczyć się z jej uczuciami. Wrócę jednak do Zoey, ponieważ to ona jest główną bohaterką. Dość często mnie irytowało jej ciągłe powtarzanie „Jestem dziewczyną Brandona” i to jak ślepo mu wierzyła. W książce można zauważyć jej przemianę i w końcu trochę zmądrzała. Brandon niby jest chłopakiem dziewczyna, ale w książce pojawia się sporadycznie i to Doug gra pierwsze skrzypce. Całkiem fajny z niego chłopak. Siedział w poprawczaku, jest skryty i kocha się w Zoey. Opiekował się nią i dbał o jej bezpieczeństwo, dlatego wybaczyłam mu kilka kłamstw. Od początku kibicowałem tej parze.

Podejście do tematu seksu w książce jest dość trywialne. Każdy to robił i wszędzie. Czy to dobrze? Sama nie wiem. Całe szczęście, że była mocno podkreślona potrzeba antykoncepcji. Kilka momentów było naprawdę gorących a namiętne pocałunki przyprawiały o rumienieć.

Nie zdziwiłam się, że książka jest łatwa w odbiorze a autorka znowu mnie utwierdziła, że jej styl jest lekki. Czyta się szybko a lektura nie wymaga  większych przemyśleń. Niewinem dlaczego, ale książka ta naprawdę mnie wciągnęła i dobrze się bawiłam czytając o przygodach bohaterów, którym z pewnością wiele można zarzucić, przez co stali się prawdziwymi nastolatkami popełniającymi błędy.

To typowa młodzieżówka, idealna na wakacje. Książka jest miłym czytadłem, które nie tylko śmieszy i bawi, ale też  irytuje. Starszym czytelnikom odradzam jednak młodszym w stu procentach polecam i to szczególności przez Douga, gdyż jest najmocniejszą stroną powieści.

Polecam 4/6

sobota, 20 lipca 2013

"Wbrew zasadom" Samantha Young- recenzja


Ile to już mamy romansów na rynku. Sam czytałam już sporo i wiadome jest, że trafiają się lepsze i gorsze, lecz pośród całego natłoku tego typu książek, można jeszcze znaleźć coś świeżego i pochłaniającego. Nie spodziewałam się, że „Wbrew zasadom” mnie zaskoczy, a tak właśnie się stało.

Jacelyn Butler-Joss w wieku czternastu las straciła całą rodzinę i wychowywała się w domach zastępczych, kiedy skończyła osiemnaście lat opuściła Stany Zjednoczone i zamieszkała w Szkocji. Po czterech latach musi opuścić mieszkanie, w którym dotychczas mieszkała i znaleźć inne do wynajęcia. W ten sposób poznaje Elli i jej przystojnego brata Brandena. Od samego początku Joss i Brandena do siebie ciągnie i mężczyzna proponuje jej układ- seks bez zobowiązań. Wszystko między nimi jest dobrze, do pewnego momentu, kiedy ich układ przeradza się  w coś głębszego a przyjaciółka Elli zaczyna źle się czuć.

Postać Jacelyn bardzo mi się spodobał. Wiele wycierpiała i ma problemy emocjonalne, jej postępowanie do pewnego stopnia jest zrozumiałe. Po rodzicach odziedziczyła majątek i nie można jej zarzucić pazerności. Dziewczyna ma gadane i jest pisarką. Wielki plus za to, że jest fanką dystopii. Brandenowi właściwie nie można zarzucić nic. Być może jest trochę wyidealizowany, ale tak wykreowany idealnie pasuje do fabuły powieści. Jest przystojny, słodki, bogaty i wierny. Na drugim planie poznajemy perypetie Elli i przyjaciela Brandena Adama. Ten wątek jest równie ciekawy jak głównych bohaterów. Jestem świadoma, że postacie wydają się schematyczne i przyznaję, że po części takie są. Na ich obronę powiem, że można się w nich zakochać, nie dlatego, że są piękni i bogaci, ale dlatego, że emanują ciepłem, czułością oraz niewyobrażalnym, dobrej klasy poczuciem humoru.

Jako, że książka jest zamkniętą całością to wiele się w niej dzieje a akcja mknie do przodu. czytając książkę niemożna się nudzić. Sporo ciekawych sytuacji i zabawnych scen, które powodują wybuch śmiechu. Dialogi są rozbrajające, czyli takie jakie lubię. Druga część książki mnie zaskoczyła i nabrała poważności, którą wprowadziła sytuacja  Elli. Język w książce jest przystępny i prosty dzięki Joss, ponieważ to ona prowadzi narracje.

„Wbrew zasadom” jest świetna książką. Pochłonęła mnie całkowicie a po zamknięciu ostatniej strony, stwierdziłam, że na pewno do niej wrócę. To idealny lek na chandrę i blokadę czytelniczą. To kolejna sztampowa powieść, ale wiecie co? Nie obchodzi mnie to. Niejedni zarzucą podobieństwo do „Pięćdziesięciu twarzy Greya” i pewnie mają rację, ale jak dla mnie ta książka jest o niebo lepsza. Lekka i nie wymuszona. Ta powieść ma w sobie coś, co oczarowuje czytelnika. Wciągająca akcja, momentami poruszająca i wyciskająca łzy, ciekawi bohaterowi, gorące namiętne sceny, które powodują żar ciała, czego chcieć więcej? Boska!

Polecam gorącą 5+/6
Dziękuję!!!
 
 

czwartek, 18 lipca 2013

„Co wylądowało w lesie Rendlesham?” Mateusz Kudrański - recenzja


Jeśli szukacie czegoś nowego i oryginalnego, to z pewnością powinniście sięgnąć po książkę Pana Mateusza Kudrańskego. „Co wylądowało w lesie Rendlesham?” to debiut polskiego pisarza. Rzadko czytam fantastykę polska, jednak, kiedy już na jakąś trafię, to za każdym razem spotyka mnie miła niespodzianka. Polscy pisarze zaskakują nowymi pomysłami i w tym przypadku również tak jest. Pan Kudrański zaserwował mi świetny kawałek literatury .

Książka zaczyna się dość lekko. Dwie grupy nastolatków, które nie pałają do siebie sympatią rywalizują ze sobą. Jeden podstęp podsyca ich niechęć do granic możliwości, jednak nie na długo. Drobny wypadek powoduję, że obie grupy się spotykają i to z pozoru zwyczajne zdarzenie rozpoczyna piekielnie tajemniczą akcje. Wyobraźcie sobie wybuch, tajemniczą mgłę, piktogramy  w polu i latające statki. Jeśli macie już jakieś podejrzenia to słusznie, nie zdradzę nic więcej po za tym, że jednak coś wylądowało w lesie Rendlesham.

Jestem zwolenniczką  książek, w których występuję więcej niż dwóch głównych bohaterów.  Tu mamy okazję poznać dwie grupy. Jedna to amerykanie, choć w tej grupie znajduję się dwóch chłopców pochodzenia polskiego Jersey i Ice oraz kudłaty Boogie i piękną Maggie. Druga grupa to anglicy, w której to BB jest przystojniakiem i fakt, że kiedyś chodził z Maggie podsyca emocje wszystkich. Do jego drużyny należą również rudy Red, pyskata Andy i wiecznie pierdzący Piguła. Wprowadzenie tylu bohaterów jest świetnym pomysłem. Nastolatkowe są oryginalni i  każdy wyróżnia się czymś charakterystycznym. Dzięki temu  łatwo ich zapamiętać i bez wątpienia polubić.

Akcja książki to kolejny plus, z początku jest niepozorna i nie spodziewałam się, że tak szybko się rozwinie. Od momentu spotkania nastolatków, akcja nie zwolniła nawet na moment. Bohaterowie połączyli siły i pomimo sprzeczek, które dodawały sporej dawki humoru, potrafili współpracować. Rozmyślali, działali, uciekali i walczyli. Wszystko składa się na szybką i ciekawą akcje, w której wyczuwalne napięcie potrafi podnieść ciśnienie. Wydarzenia opisane w książce  toczą się w 1981 roku, jednak niemiałam jakiegoś szczególnego wrażenia, że znajdujemy się w innym czacie niż obecny, być może dlatego, ze jeżyk jest bardzo przystępny i książkę czyta się łatwo i przyjemnie.

Chyba każdemu rzuci się forma, w jakiej książka została wydana. Rzadko się zdarzają tak pięknie wydrukowane książki. Cudownie śnieżnobiałe kartki i twarda okładka, która idealnie pasuje do fabuły utworu to wielki atut. Książka ma w sobie sporą dawkę realności, która potrafi przyprawić o gęsią skórkę. Jeśli chodzi o wady, to mogłabym zaliczyć drobne niedociągnięcia, nie są one na tyle istotne, aby mogły wpłynąć na odbiór lektury.  

Książka jest specyficzna, ponieważ można ją polecić dosłownie każdemu, nie tylko młodszym i starszy, ale i dziewczyną i chłopcom. Można w niej znaleźć strzelanki, miłość, pasjonującą przygodę i tajemnicę, która wciągnie każdego czytelnika złaknionego dobrej lektury.  „Co wylądowało w lesie Rendlesham?” nie raz mnie zaskoczył, dlatego polecam!

 5/6
Książka dostępna na:
 


środa, 17 lipca 2013

Versatile Blogger Award- Nominacja

Zostałam nominowana do Versatile Blogger Award.
Blog http://przytulny-kacik.blogspot.com/ uszczęśliwił mnie tym faktem
za co serdecznie dziękuję!!!
.
Osoba nominowana powinna :
podziękować nominującemu
ujawnić siedem faktów o sobie
nominować dziesięć innych osób
poinformować o tym dane osoby


7 faktów o mnie:
 
1.Nie cierpię kawy!
2.Lubię patrzeć na moje poukładane książki, co mój mąż uważa za dziwne.
3.Założyłam bloga dzięki wydawnictwu Łyński Kamień- za co dziękuję!
4.Nie lubię sprzątać.
5.Jestem głupią romantyczką i marzycielką.
6.Moim oczkiem w głowie jest york Reksio.
7.Napisałam książkę ( oczywiście amatorsko i tylko z uporu)
 
Nominuję:
 
 
 
 
 
 
 
 
 

niedziela, 14 lipca 2013

"Pan" Emma Becker - recenzja 18+


„Pan” Emmy Becker to nie tylko powieść, ale i wyznania młodej pisarki. Między hitem a kiczem w literaturze erotycznej jest cienka linia i łatwo ją złamać. Aż trudno uwierzyć, że tak młoda autorka potrafiła stworzyć książkę, w której niema grama banału, a tylko genialność historii, którą opisała zarówno pięknymi, jaki brzydkimi słowami.

Elli ma dwadzieścia lat i mieszka z rodzicami w Paryżu. Interesuje się literaturą erotyczną i pewnego dnia wysyła wiadomość do Pana, który jest znajomym rodziny. On również interesuje się tą dziedziną i szybko znajdują wspólny język. Ich znajomość rozwija się za pomocą Facebooka i sms-ów. Elli bez zastanowienia nawiązuję romans z czterdziestosześcioletnim żonatym chirurgiem. Ich spotkania w hotelu popychają dziewczynę do wręcz obsesyjnego kontynuowania tej znajomości.

Najbardziej intrygującą postacią w książce jest Pan. Nie poznajemy jego imienia, Elii w ten sposób zwraca się do mężczyzny i choć pojawiają się inicjały, to jego prawdziwa tożsamość jest tajemnicą. Pana nie poznajemy zbyt dobrze, jedynie jego upodobania seksualne są tu przedstawione. Spotyka się z dziewczyną we wtorki na szybki ostry seks. Osobiście uważam, że jest mężczyzną egoistycznym i myśli o swoich pragnieniach. Niby nie chce ranić inny, ale  w stosunku do Elli zachowuję się nieuczciwie, szczególnie pod koniec książki. Jeśli chodzi o Elli, to ją z pewnością da się lubić. Na pozór zwykła studentka, pod którą skrywa się kobieta świadoma swojej seksualności i możliwości. Po spotkaniu Pana i relacji, jaka ich połączyła zaczęła pisać książkę. Można powiedzieć, że „Pan” to książka jak powstał „Pan”.

Język w książce to mistrzostwo świata. Nie przepadam za książkami,  w których jest mało dialogów, jednak tu się zdziwiłam. Pani Becker w plastyczny sposób opowiadała o swoich uczuciach i doznaniach i w żadnym wypadku nie było to nudne, co wydaję się dziwne, bo ile można opowiadać o seksie. Uwierzcie mi, że książka ustrzegła się od powtórzeń i mimo, że temat nieustannie jest ten sam, aż sama zdziwiłam się jak dałam pochłonąć się tej historii, być może dlatego, że słownictwo, jakie spotykamy jest prawdziwe i niewymuszone, a pierwszoosobowa narracja pozwala się oddać zapomnieniu. Pisarka niestara się na siłę stylizować język, który rozczuli i zachwyci, ona piszę prawdziwymi słowami, które każdy z nas wymówił, choć raz, z tą różnicą, że Emma Becker się nie boi ich używać.

Książka z pewnością nie dla każdego, gdyż nie wszystkim odpowiada relacja, jaka połączyła bohaterów. Na temat moralności, zdrady i kłamstwa nie będę pisała, bo nie oto tu chodzi. Myślę, że pisarka miała na celu pokazanie tego, co przeżyła i jak zakończyła się ta przygoda. O tej książce tak łatwo nie da się zapomnieć, a psychologiczne rozterki Elli robią wrażenie. Miałam już do czynienia z literaturą erotyczną i ta książka przewyższa wszystkie inne o lata świetlne. Te realistyczne obrazy seksu i to z przewaga analnego, potrafią podniecić jak i zniesmaczyć, zniechęcić i wyzwolić emocje o jakich siebie nie podejrzewamy. Nadal jestem zafascynowana, że autorka pokazuje nam życie takim, jakie jest w sposób często brutalny, dla niektórych wręcz obrzydliwy i potępiany, ale nieustannie przez nią chciany. W tej książce, huj i cipa nabierają innego znaczenia i potrafią wyrazić coś wspaniałego i to jest fenomenem tej książki. Łamie wszelkie zasady, w brzydki sposób tworzy piękno. Wielki szacunek dla Pani Emmy Becker za to, że nie boi się pisać o tym, co robiła, bo ja nie odważyłabym się wyznać, że…? Jeszcze jestem poruszona i dlatego szczerze polecam 6/6

Ulubiony cytat:

„…zboczenie? Moim zdaniem to zdolność do znajdowania przyjemności wszędzie tam, gdzie się kryję.”
Dziękuję!!!

czwartek, 11 lipca 2013

"Drozdy- Posłaniec Śmierci" Chuck Wendig- recenzja


Po „Dotyku Przeznaczenia” nadszedł czas na „Posłańca śmierci”, czyli drugą część cyklu „Drozdy” . Autorem tego specyficznego cyklu jest Pan Chuck  Wendig- twórca gier, scenarzysta a do tego pisarz.

Miriam Black żyje z pozoru normalnie. Pracuje w sklepie i mieszka w przyczepie Louisa, co prawda większość czasu spędza sama, ponieważ mężczyzna jest w trasie i rozwozi ładunki. Dziewczyna nie umie odnaleźć się w nowej sytuacji i zaczyna rozważać ucieczkę, szczególnie, kiedy zostaje lekko ranna podczas napadu na sklep, w którym pracuje i po kolejnej wizji. Louis wraca nieoczekiwanie i składa jej propozycję. Ma przewidzieć śmierć jednej z nauczycielek w szkole dla trudnych dziewczynek, kiedy trafia do placówki i dotyka jednej z podopiecznych, okazuje się, że w okolicy grasuje seryjny morderca a Miriam postanawia zrobić wszystko, aby go powstrzymać.

Główna bohaterka pokazała się z trochę lepszej strony niż ostatnio. Wiadomość, że dziewczynki są zagrożone poruszyła ją i skłoniła do działania. Podoba mi się, że zaczyna korzystać ze swojego daru i zmieniać przeznaczenie. Poza tym jednym plusem Miriam jakoś szczególnie mnie nie zaskoczyła. Nadal nie umiem zrozumieć jej psychiki i jest dla mnie wielką nieobliczalną zagadką.

Spodziewałam się, że Louisa będzie więcej. On jest porządnym, seksownym mężczyzną a tu tak malutko go było. Widać, ze autor niema romantycznej duszy i brakowała mi ich szczerych zwierzeń. Louis w końcu poznaje lepiej mroczny świat Miriam, po spotkaniu „Włamywacza”(tak nazywa go bohaterka i sądzę, że słusznie. Włamuje się on do ich umysłów), który nakazuje mu chronić Miriam.

Napięcie jest wyczuwalne cały czas. Zastanawiałam się, kto jest mordercą a odkrycie prawdy niebyło łatwe jednak, kiedy już ją odkryłam zdziwiłam się nie mało!

Język w pierwszej części mnie zaintrygował wulgarnością i brutalnością. Lubię bohaterki z ostrym językiem, jednak uważam, że wszystko jest dobre do czasu, tu autor już troszkę przesadził. Ile można czytać wypowiedzi, w których co drugie słowo pada na „K” lub jeszcze inną literę kojarzącą się z przekleństwem. Miriam na swojej drodze spotkała wielu ludzi i tu również zarzucę brak realności, mam namyśli językowych. Każda spotkana osoba wyraża się praktycznie tak samo jak Miriam, co jakoś mnie nie przekonuje. Nie każda osoba tak klnie. Prawda? W książce zdarzają się wyjątki od tej wulgarnej reguły, lecz nieliczne.

Co do akcji nie mam nic do zarzucenia. Szybka, mroczna i wciągająca. Dzięki niej książkę czyta się naprawdę szybko, mimo to utwór nie wstrząsnął moim światem. Od książki oczekuję jakieś tam nadziei. Nie oznacza to, że jestem ślepo zapatrzoną w marzenia dziewczyną. Jestem świadoma okrucieństw, jakie niesie ze sobą życie, ale świat, w którym obraca się Miriam Black potrafi wstrząsnąć i przytłoczyć czytelnika. Każdy, kto lubi mocne emocje powinien przeczytać, bo ten chory świat was wciągnie, ale jeśli szukacie miłości, przyjaźni i optymizmu to odradzam, cóż występują w książce tylko, że w ilościach śladowych. Sama zastanawiam się czy będę kontynuowała serię, jeśli tak, to tylko ze względu na Louisa.

3/6
Dziękuję!!!
 

środa, 10 lipca 2013

"Wilczyca" Katarzyna Berenika Miszczuk- recenzja


Pani Katarzyna Berenika Miszczuk zadebiutowała powieścią „Wilk”, którą napisała w wieku piętnastu lat. Książka została wydana trzy lata później (2006). „Wilczyca” jest jej kontynuacją i ukazała się w 2009 roku. Dzięki tej książce autorka została nominowana do nagrody Nautilus.

„Wilczyca” rozpoczyna się w małym odstępie czasu po zakończeniu „Wilka”. W miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Tajemniczy potwór grasuje po lasach wokół Wolftown i zabija nie tylko łosie, ale i ludzi. Margo, Max, Aki  oraz pozostałe wilki usiłują powstrzymać zabójcę, jednocześnie nie zginąć przy tym. Po tym jak Max został ranny i trafił do szpitala wszystko się zmieniło. Chłopak zaczyna dziwnie się zachowywać a podejrzenia padają na Instytut.

Margo mnie nie zawiodła. Nadal jest sympatyczną dziewczyną. Bardzo ja polubiłam, ponieważ jej sarkastyczne poczucie humoru mnie rozbraja. Dziewczyna kilka razy wykazała się wielką odwagą nie tylko w obronie miłości, ale i przyjaźni. Max, chłopak Margo, już nie jest małomówny i spokojny. Stracił swoją idealność, co uważam za wspaniałe. Wielokrotnie tracił cierpliwość i opanowanie przez zazdrość o Margo. Jeden ze sportowców zaczął darzyć Margo zainteresowaniem, co doprowadziło do wielu spięć między chłopcami. Ta zmiana wpłynęła pozytywnie na jego wizerunek. Istotną rolę w książce odgrywa Aki i to jemu oddałam swoje serce. Kiedy zamykam oczy wspominam pewną sytuację z książki. Aki idzie gniewne przez las. Trzyma w ręku zapalnik i naciska go z nadzieją czekając na wybuch. Niestety nic się nie dzieję a w oczach Akiego widać psychopatyczny blask. Urzekł mnie nie tylko swoim dziwnym zamiłowaniem do materiałów wybuchowych, ale i odwagą. Pokazał, że jest w stanie zrobić wszystko dla przyjaciół, chociażby Margo jest tu świetnym przykładem, z jednej strony się z nią sprzecza a z drugiej chroni ją.

Czytając „Wilczyce” niebyło momentu, w którym bym się nudziła. Margo prowadziła narrację idealnie. Pomijała nudne momenty i zapewniała najlepsze kąski. Akcja toczyła się w ciągu kilku miesięcy jednak niemiałam wrażenia wielkich przeskoków. Całość jest spójna a i język trochę mnie zaskoczył. Stał się dojrzalszy a książkę czyta się szybko.

Poruszę jeszcze motyw romantyczny. Główną jego zaletą jest jego statyczność. Bohaterowie są sobie wierni i prawie cały czas się dogadują. Pojawiają się osoby trzecie, które chcą wtargnąć buciorami w ich związek, jednak Margo i Max nic sobie z tego nie robią. Jestem już trochę znudzona wielkimi miłosnymi problemami i rozstaniami a w „Wilczycy” tego niema i jestem z tego powodu zadowolona. Bohaterowie sobie ufają i tak powinno być skoro się kochają. Ich miłość to istotny wątek w książce, ale nie przytłacza całej fabuły. Niebezpieczeństwo, jakie stwarza Instytut wybija się na pierwszy plan a wszystko inne to miły i często zabawny dodatek.

Jedyne, co mogłabym zarzucić, to brak oryginalności. Ta wada nie wpływa negatywnie na odbiór książki. Motyw wilków był już wielokrotnie przerobiony, jednak autorka pokazało go z innej strony. Ci co przeczytali pierwszą część pewnie się zdziwią ujawnieniem wtyczki w grupie wilków. Ja sama zorientowałam się pod sam koniec i uległam małemu szokowi.

Przeczytanie „Wilczycy” sprawiło mi wiele przyjemności. Jest to książka wciągająca i porywająca. Akcja zaskakuje dynamiką i ciągle wyczuwalnym napięciem. Polecam lekturę, ponieważ przy niej nie można się nudzić. Nie ukrywam, że Aki miał wielki wpływ na moją ocenę, gdyż jego „wybuchowy” tok rozumowania przyprawiał mnie o niekontrolowane wybuchy śmiechu.

5/6
Dziękuję za książeczkę!!!
 

niedziela, 7 lipca 2013

"Wieczna tęsknota" Elizabeth Chandler - recenzja


„Wieczna tęsknota” to czwarty tom cyklu „Pocałunek anioła”. Książka powstała kilka lat po trzeciej części i jest kontynuacją miłosnych perypetii Ivy.

Zbliża się pierwsza rocznica śmierci Tristana i Ivy wraz z przyjaciółmi postanowili wyjechać na wakacje. Will, Beth, Kelsey i Dhanya oraz Ivy spędzają lato na Cape Cod, gdzie pomagają ciotce Beth w prowadzeniu pensjonatu dla gości. Pewnego dnia Ivy i Beth ulegają niebezpiecznemu wypadkowi, podczas którego Ivy umiera. Tristan ratuję dziewczynę pocałunkiem życia i od tego momentu wszystko się zmienia. Ranna dziewczyna szybko wraca do zdrowia w szpitalu i to tam spotyka tajemniczego chłopaka, który stracił pamięć w wyniku brutalnego pobicia. Ivy jest przekonana, że „Guy”, bo tak go nazywają, ma w sobie cząstkę Tristana i dziewczyna zaczyna darzyć go głębokim uczuciem.

Nowe otoczenie z pewnością dodały świeżości. Już nie krążyłam między domem a szkolnymi korytarzami a znaleźliśmy się w pięknym i urokliwym miejscu. Uwielbiam nadmorskie klimaty i bardzo się ucieszyłam, że autorka postanowiła coś zmienić. Poznałam nowych bohaterów i nie wszyscy mi się spodobali, kilku wzbudziło moja podejrzliwość i jestem ciekawa, z jakiej strony zaprezentują się w przyszłości. Myślę, że seria rozwija się z książki na książkę. Pamiętam, że pierwsza część była delikatna i przyjemna, lecz ta nabrała pazura i akcji. Jest o niebo lepsza od swoich poprzedniczek.

Względem Ivy mam mieszane uczucia. Po tym, co ją spotkało powinna być bardziej czujna a ona nie zważała na rady innych. Poznała nowego chłopaka i święcie wierzyła w jego dobroć. Lekceważyła rady przyjaciół, co wywoływało niejedną kłótnie. Dziewczyna mnie denerwowała nie tylko ze względu na swoją bezmyślność, ale  jej podejścia do Willa również  nie było w porządku. Chłopak już od pierwszej książki udowodnił, że jest porządnym, miłym i odważnym bohaterem. Polubiłam go i sądziłam, ze świetnie do siebie pasują. Po ich rozstaniu zachował się uczciwie i jego postać mnie intryguję, jestem ciekawa jak dalej potoczą się jego losy.

Autorka nadal utrzymała lekki styl pisania. „Wieczną tęsknotę” można przeczytać w kilka godzin i przyznaję, że jest to mile spędzony czas. Pani Chandler mnie zaskoczyła, kiedy myślałam, że już wszystko zostało wyjaśnione, ona wprowadziła kolejne niebezpieczeństwo i uważam, że jej się udało.

Książka nie jest czymś wielce oryginalnym. Pomimo tego seria przypadła mi do gustu, jest świetna na zabicie czasu, więc polecam.

4-/6
Dziękuję!!!
 

piątek, 5 lipca 2013

"MARIAH MUNDI I SZKATUŁA MIDASA" G.P.Taylor - recenzja


Graham Peter Taylor to osoba nietuzinkowa, która w swoim życiu imała się wielu niebanalnych zajęć. Na swoim koncie ma pracę w branży muzycznej, w której współpracował z licznymi sławami m.in. Sex Pistols, Elvis Costello. Jego fascynacja okultyzmem sprawiła, że został pastorem kościoła anglikańskiego. Ostatecznie poświęcił się pisarstwu, co zostało docenione, gdyż jego książki przetłumaczono na kilkadziesiąt języków a prawa do ekranizacji są chętnie kupowane, tak też jest w przypadku  „Mariah Mundi”

Tytułowy bohater jest uczniem londyńskiej Szkoły Kolonialnej. Po śmierci rodziców i braku jakichkolwiek krewnych jest zmuszony w wieku piętnastu lat rozpocząć swoją pierwszą pracę. Chłopak wyrusza pociągiem do Hotelu Regent. Ogromne gmaszysko leży nad samym morzem a jego personel to zbieranina ekscentrycznych i tajemniczych postaci. Na miejscu Mariah zostaje pomocnikiem iluzjonisty Basmala.

Bohaterowie zostali wykreowani po mistrzowsku. To nie kolejne mdłe i nudne osobowości, lecz pełni werwy ludzie, którzy zaskakują. Całość kręci się wokoło zamkniętej grupy, czyli właściciela hotelu Ottona Lugera i jego pracowników. Oczywiście pojawiają się i inne postacie. Mariah jest sympatycznym i bardzo ciekawskim chłopcem, który pomimo początkowej lękliwości rozkręca się do prawdziwego, odważnego bohatera. W hotelu poznaję Sacze, która staję się jego przyjaciółką.  Fakt, że jego poprzednicy zagonili w niewyjaśnionych okolicznościach skłania Mariaha do śledztwa, które okazuję się bardzo niebezpieczne, tym bardziej, że dla szkatuły Midasa niektórzy zrobią wszystko.

Akcja książki nie jest jakoś szczególnie ekspresowa, co w  żadnym wypadku nie jest złe, gdyż liczne tajemnice są stopniowo odkrywane, co nasuwa kolejne pytania. Czytając można bez trudu poddać się klimatowi powieści dzięki pięknym i barwnym opisom. Pomimo dość mrocznego klimatu, autor świetnie opisuje szczegóły hotelu, który jest przepełniony wynalazkami i tajnymi pomieszczeniami. Przyznaję, że w pewnym  momencie połapałam się, co do postaci negatywnych i skrywanych przez nich tajemnic, ale nie wpłynęło to na moje zainteresowanie. Jest to typowa przygotówka, więc odradzam romantyczką szukającym wielkiej, namiętnej miłości.   

„Mariah Mundi’ to książka skierowana w szczególności do dzieci i młodzieży, lecz myślę, że każdy, kto chce przeżyć niezapomnianą i oryginalną przygodę w wiktoriańskiej Anglii, powinien przeczytać. Świetnie się bawiłam czytając i wam życzę tego samego.

5-/6
Dziękuję !!!