niedziela, 3 marca 2013

"Strażnicy Historii, Circus Maximus" Damian Dibben recenzja


Moi drodzy, ostatnia część pozostawiła w nas ogromny, wręcz palący niedosyt. Wiele znaków zapytania i chęć przeczytania drugiej części. Więc zgodnie z moimi uczuciami a właściwie z potrzebą ich zaspokojenia z drżącymi dłońmi otwarłam „Strażników historii Circus Maximus”.

Bohaterami książki są już dobrze nam znani agenci z pierwszej części. Jake odzyskał rodziców, lecz dramatyczne wydarzenia z „ nadciąga burza” pozbawiły ukochanej Topaz.  Chłopiec został członkiem Tajnych Służb Straży Historii. Razem z Charliem i Nathanem dostali bardzo ważne zadanie. Jako, że zasoby atomium drastycznie zmalały a ich misja ratowania historii została zagrożona, wyruszyli do osiemnastowiecznej Szwecji  odebrać nową dostawę cennej substancji. I misja zakończyła się klęską.

Po tym jak w Punkcie Zero odebrano wiadomość od Topaz, agenci wyruszyli do roku dwudziestego szóstego naszej ery. Pierwsza część bardzo mi się podobała, lecz ta zachwyciła. Starożytny Rzym wpasował się w moje gusta idealnie. Nie chcę zdradzać za wiele, lecz powiem, że w tej części czarnym charakterem jest okrutna Agata Zeld (lubiąca jeść gotowane szczury- fuj)  siostra Xandera Zeldta. Najwidoczniej w tej rodzinie panuje mania wielkości i władzy. Agata pragnie przejąć władzę nad legionami rzymskimi. Jej plan jest misterny i dopracowany.

Jake w tej części wykazuje się wręcz bijącą po oczach nieporadnością. Młodzieńcze aspiracje kończą się niepowodzeniami. Z przyjemnością trzepnęłabym go po głowie, aby zaczął myśleć rozsądnie. Jego postępowanie było impulsywne i brawurowe, lecz mimo wszystko odważne. Pomimo wielu sprzeczności nie sposób nie lubić głównego bohatera. Pan Dibben wykreował normalnego nastolatka w nienormalnym świecie, więc nie mogę się dziwić, że często jego zachowanie  jest nieodpowiedzialne. Wielkim atutem Jake’a jest umiejętność przeprosin i przyznania się do błędu.

W pierwszej części zachwyciłam się Nathanem. Moje zauroczenie tą postacią nie zmalało. Powiedziałabym, że wzrosło do miana zakochania. Idealnie stworzony bohater, przyciąga uwagę czytelnika. Jak w pierwszej części dodatkową postacią  był Paolo tak w tej poznajemy Lucjusza. Tej niezwykłej grupy dopełnia uroczo mądry Charlie.  Narrator trzeci osobowy tak jak w poprzedniej książce, który na szczęście uraczył nas nowymi informacjami o Róży i Jupitusie. Tytuł nawiązuje do najstarszego cyrku rzymskiego, w którym wyścigi rydwanów były ulubioną rozrywką.

Naprawdę rzadko się zdarza by druga część była lepsza od pierwszej, jednak w tym przypadku tak właśnie jest. Z czystym sumienie mogę powiedzieć, że „Circus Maximus” to wspaniała, dopracowana  książka. Chylę czoła przed talentem Pana Damiana Dibbena. Napisał książkę błyskotliwą i pełną akcji. Wciąga czytelnika bez reszty, gwarantując dobrą przygodę i zabawę. Książkę czyta się niezwykle szybko i przyjemnie, zapewne dzięki barwnym opisom i niepowtarzalnym bohaterom. Już zacieram rączki na myśl o następnej  części, w której prawdopodobnie przeniesiemy się do Chin. Kto jeszcze nie czytał, niech nadrobi zaległości, a kto już poznał tę serię, niech wyczekuje tomu trzeciego.

5/6
Za bajkową i magiczną podróż dziękuję:
 
 


2 komentarze:

  1. Jestem ciekawa książki, ale dopiero po zapoznaniu się z poprzednim tomem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ma ktoś może informacje kiedy wyjdzie tom 3 w języku Polskim bo w angielskim z tego co widziałem już jest dostępny ;)

    OdpowiedzUsuń