niedziela, 21 lipca 2013

"Uratuj mnie" Jennifer Echols- recenzja


„Uratuj mnie” to już trzecia książka Pani Jennifer Echols wydana w Polsce. Jej upodobanie do literatury młodzieżowej jest widoczne, gdyż to kolejna książka o dorastaniu i popełnianiu młodzieńczych głupstw.

Zoey ma siedemnaście lat i jest kapitanem drużyny pływackiej. Po nieudanej próbie samobójczej jej matki, chce zapomnieć i idzie na całość ze szkolnym playboyem Brandonem. Zoey uważa się za jego dziewczynę, pomimo, że chłopak ją ignoruję. Po kolejnej imprezie nad morzem dochodzi do wypadku samochodowego, po którym dziewczyna nie pamięta ostatniej nocy. Robi wszystko, aby sobie przypomnieć, co wydarzyło się między nią a Dougiem.

Zoey jest bogatą dziewczyną jednak nie widać tego po niej. Jej ojciec nie rozpieszcza jej, mimo że wydaję pieniądze na swoją dwudziestoczteroletnią ciężarną kochankę. To chyba jedyna osoba, której szczerze nie polubiłam.  Nie mieści mi się w głowie jak można tak bezdusznie odzywa cię do córki i nie liczyć się z jej uczuciami. Wrócę jednak do Zoey, ponieważ to ona jest główną bohaterką. Dość często mnie irytowało jej ciągłe powtarzanie „Jestem dziewczyną Brandona” i to jak ślepo mu wierzyła. W książce można zauważyć jej przemianę i w końcu trochę zmądrzała. Brandon niby jest chłopakiem dziewczyna, ale w książce pojawia się sporadycznie i to Doug gra pierwsze skrzypce. Całkiem fajny z niego chłopak. Siedział w poprawczaku, jest skryty i kocha się w Zoey. Opiekował się nią i dbał o jej bezpieczeństwo, dlatego wybaczyłam mu kilka kłamstw. Od początku kibicowałem tej parze.

Podejście do tematu seksu w książce jest dość trywialne. Każdy to robił i wszędzie. Czy to dobrze? Sama nie wiem. Całe szczęście, że była mocno podkreślona potrzeba antykoncepcji. Kilka momentów było naprawdę gorących a namiętne pocałunki przyprawiały o rumienieć.

Nie zdziwiłam się, że książka jest łatwa w odbiorze a autorka znowu mnie utwierdziła, że jej styl jest lekki. Czyta się szybko a lektura nie wymaga  większych przemyśleń. Niewinem dlaczego, ale książka ta naprawdę mnie wciągnęła i dobrze się bawiłam czytając o przygodach bohaterów, którym z pewnością wiele można zarzucić, przez co stali się prawdziwymi nastolatkami popełniającymi błędy.

To typowa młodzieżówka, idealna na wakacje. Książka jest miłym czytadłem, które nie tylko śmieszy i bawi, ale też  irytuje. Starszym czytelnikom odradzam jednak młodszym w stu procentach polecam i to szczególności przez Douga, gdyż jest najmocniejszą stroną powieści.

Polecam 4/6

sobota, 20 lipca 2013

"Wbrew zasadom" Samantha Young- recenzja


Ile to już mamy romansów na rynku. Sam czytałam już sporo i wiadome jest, że trafiają się lepsze i gorsze, lecz pośród całego natłoku tego typu książek, można jeszcze znaleźć coś świeżego i pochłaniającego. Nie spodziewałam się, że „Wbrew zasadom” mnie zaskoczy, a tak właśnie się stało.

Jacelyn Butler-Joss w wieku czternastu las straciła całą rodzinę i wychowywała się w domach zastępczych, kiedy skończyła osiemnaście lat opuściła Stany Zjednoczone i zamieszkała w Szkocji. Po czterech latach musi opuścić mieszkanie, w którym dotychczas mieszkała i znaleźć inne do wynajęcia. W ten sposób poznaje Elli i jej przystojnego brata Brandena. Od samego początku Joss i Brandena do siebie ciągnie i mężczyzna proponuje jej układ- seks bez zobowiązań. Wszystko między nimi jest dobrze, do pewnego momentu, kiedy ich układ przeradza się  w coś głębszego a przyjaciółka Elli zaczyna źle się czuć.

Postać Jacelyn bardzo mi się spodobał. Wiele wycierpiała i ma problemy emocjonalne, jej postępowanie do pewnego stopnia jest zrozumiałe. Po rodzicach odziedziczyła majątek i nie można jej zarzucić pazerności. Dziewczyna ma gadane i jest pisarką. Wielki plus za to, że jest fanką dystopii. Brandenowi właściwie nie można zarzucić nic. Być może jest trochę wyidealizowany, ale tak wykreowany idealnie pasuje do fabuły powieści. Jest przystojny, słodki, bogaty i wierny. Na drugim planie poznajemy perypetie Elli i przyjaciela Brandena Adama. Ten wątek jest równie ciekawy jak głównych bohaterów. Jestem świadoma, że postacie wydają się schematyczne i przyznaję, że po części takie są. Na ich obronę powiem, że można się w nich zakochać, nie dlatego, że są piękni i bogaci, ale dlatego, że emanują ciepłem, czułością oraz niewyobrażalnym, dobrej klasy poczuciem humoru.

Jako, że książka jest zamkniętą całością to wiele się w niej dzieje a akcja mknie do przodu. czytając książkę niemożna się nudzić. Sporo ciekawych sytuacji i zabawnych scen, które powodują wybuch śmiechu. Dialogi są rozbrajające, czyli takie jakie lubię. Druga część książki mnie zaskoczyła i nabrała poważności, którą wprowadziła sytuacja  Elli. Język w książce jest przystępny i prosty dzięki Joss, ponieważ to ona prowadzi narracje.

„Wbrew zasadom” jest świetna książką. Pochłonęła mnie całkowicie a po zamknięciu ostatniej strony, stwierdziłam, że na pewno do niej wrócę. To idealny lek na chandrę i blokadę czytelniczą. To kolejna sztampowa powieść, ale wiecie co? Nie obchodzi mnie to. Niejedni zarzucą podobieństwo do „Pięćdziesięciu twarzy Greya” i pewnie mają rację, ale jak dla mnie ta książka jest o niebo lepsza. Lekka i nie wymuszona. Ta powieść ma w sobie coś, co oczarowuje czytelnika. Wciągająca akcja, momentami poruszająca i wyciskająca łzy, ciekawi bohaterowi, gorące namiętne sceny, które powodują żar ciała, czego chcieć więcej? Boska!

Polecam gorącą 5+/6
Dziękuję!!!
 
 

czwartek, 18 lipca 2013

„Co wylądowało w lesie Rendlesham?” Mateusz Kudrański - recenzja


Jeśli szukacie czegoś nowego i oryginalnego, to z pewnością powinniście sięgnąć po książkę Pana Mateusza Kudrańskego. „Co wylądowało w lesie Rendlesham?” to debiut polskiego pisarza. Rzadko czytam fantastykę polska, jednak, kiedy już na jakąś trafię, to za każdym razem spotyka mnie miła niespodzianka. Polscy pisarze zaskakują nowymi pomysłami i w tym przypadku również tak jest. Pan Kudrański zaserwował mi świetny kawałek literatury .

Książka zaczyna się dość lekko. Dwie grupy nastolatków, które nie pałają do siebie sympatią rywalizują ze sobą. Jeden podstęp podsyca ich niechęć do granic możliwości, jednak nie na długo. Drobny wypadek powoduję, że obie grupy się spotykają i to z pozoru zwyczajne zdarzenie rozpoczyna piekielnie tajemniczą akcje. Wyobraźcie sobie wybuch, tajemniczą mgłę, piktogramy  w polu i latające statki. Jeśli macie już jakieś podejrzenia to słusznie, nie zdradzę nic więcej po za tym, że jednak coś wylądowało w lesie Rendlesham.

Jestem zwolenniczką  książek, w których występuję więcej niż dwóch głównych bohaterów.  Tu mamy okazję poznać dwie grupy. Jedna to amerykanie, choć w tej grupie znajduję się dwóch chłopców pochodzenia polskiego Jersey i Ice oraz kudłaty Boogie i piękną Maggie. Druga grupa to anglicy, w której to BB jest przystojniakiem i fakt, że kiedyś chodził z Maggie podsyca emocje wszystkich. Do jego drużyny należą również rudy Red, pyskata Andy i wiecznie pierdzący Piguła. Wprowadzenie tylu bohaterów jest świetnym pomysłem. Nastolatkowe są oryginalni i  każdy wyróżnia się czymś charakterystycznym. Dzięki temu  łatwo ich zapamiętać i bez wątpienia polubić.

Akcja książki to kolejny plus, z początku jest niepozorna i nie spodziewałam się, że tak szybko się rozwinie. Od momentu spotkania nastolatków, akcja nie zwolniła nawet na moment. Bohaterowie połączyli siły i pomimo sprzeczek, które dodawały sporej dawki humoru, potrafili współpracować. Rozmyślali, działali, uciekali i walczyli. Wszystko składa się na szybką i ciekawą akcje, w której wyczuwalne napięcie potrafi podnieść ciśnienie. Wydarzenia opisane w książce  toczą się w 1981 roku, jednak niemiałam jakiegoś szczególnego wrażenia, że znajdujemy się w innym czacie niż obecny, być może dlatego, ze jeżyk jest bardzo przystępny i książkę czyta się łatwo i przyjemnie.

Chyba każdemu rzuci się forma, w jakiej książka została wydana. Rzadko się zdarzają tak pięknie wydrukowane książki. Cudownie śnieżnobiałe kartki i twarda okładka, która idealnie pasuje do fabuły utworu to wielki atut. Książka ma w sobie sporą dawkę realności, która potrafi przyprawić o gęsią skórkę. Jeśli chodzi o wady, to mogłabym zaliczyć drobne niedociągnięcia, nie są one na tyle istotne, aby mogły wpłynąć na odbiór lektury.  

Książka jest specyficzna, ponieważ można ją polecić dosłownie każdemu, nie tylko młodszym i starszy, ale i dziewczyną i chłopcom. Można w niej znaleźć strzelanki, miłość, pasjonującą przygodę i tajemnicę, która wciągnie każdego czytelnika złaknionego dobrej lektury.  „Co wylądowało w lesie Rendlesham?” nie raz mnie zaskoczył, dlatego polecam!

 5/6
Książka dostępna na:
 


środa, 17 lipca 2013

Versatile Blogger Award- Nominacja

Zostałam nominowana do Versatile Blogger Award.
Blog http://przytulny-kacik.blogspot.com/ uszczęśliwił mnie tym faktem
za co serdecznie dziękuję!!!
.
Osoba nominowana powinna :
podziękować nominującemu
ujawnić siedem faktów o sobie
nominować dziesięć innych osób
poinformować o tym dane osoby


7 faktów o mnie:
 
1.Nie cierpię kawy!
2.Lubię patrzeć na moje poukładane książki, co mój mąż uważa za dziwne.
3.Założyłam bloga dzięki wydawnictwu Łyński Kamień- za co dziękuję!
4.Nie lubię sprzątać.
5.Jestem głupią romantyczką i marzycielką.
6.Moim oczkiem w głowie jest york Reksio.
7.Napisałam książkę ( oczywiście amatorsko i tylko z uporu)
 
Nominuję:
 
 
 
 
 
 
 
 
 

niedziela, 14 lipca 2013

"Pan" Emma Becker - recenzja 18+


„Pan” Emmy Becker to nie tylko powieść, ale i wyznania młodej pisarki. Między hitem a kiczem w literaturze erotycznej jest cienka linia i łatwo ją złamać. Aż trudno uwierzyć, że tak młoda autorka potrafiła stworzyć książkę, w której niema grama banału, a tylko genialność historii, którą opisała zarówno pięknymi, jaki brzydkimi słowami.

Elli ma dwadzieścia lat i mieszka z rodzicami w Paryżu. Interesuje się literaturą erotyczną i pewnego dnia wysyła wiadomość do Pana, który jest znajomym rodziny. On również interesuje się tą dziedziną i szybko znajdują wspólny język. Ich znajomość rozwija się za pomocą Facebooka i sms-ów. Elli bez zastanowienia nawiązuję romans z czterdziestosześcioletnim żonatym chirurgiem. Ich spotkania w hotelu popychają dziewczynę do wręcz obsesyjnego kontynuowania tej znajomości.

Najbardziej intrygującą postacią w książce jest Pan. Nie poznajemy jego imienia, Elii w ten sposób zwraca się do mężczyzny i choć pojawiają się inicjały, to jego prawdziwa tożsamość jest tajemnicą. Pana nie poznajemy zbyt dobrze, jedynie jego upodobania seksualne są tu przedstawione. Spotyka się z dziewczyną we wtorki na szybki ostry seks. Osobiście uważam, że jest mężczyzną egoistycznym i myśli o swoich pragnieniach. Niby nie chce ranić inny, ale  w stosunku do Elli zachowuję się nieuczciwie, szczególnie pod koniec książki. Jeśli chodzi o Elli, to ją z pewnością da się lubić. Na pozór zwykła studentka, pod którą skrywa się kobieta świadoma swojej seksualności i możliwości. Po spotkaniu Pana i relacji, jaka ich połączyła zaczęła pisać książkę. Można powiedzieć, że „Pan” to książka jak powstał „Pan”.

Język w książce to mistrzostwo świata. Nie przepadam za książkami,  w których jest mało dialogów, jednak tu się zdziwiłam. Pani Becker w plastyczny sposób opowiadała o swoich uczuciach i doznaniach i w żadnym wypadku nie było to nudne, co wydaję się dziwne, bo ile można opowiadać o seksie. Uwierzcie mi, że książka ustrzegła się od powtórzeń i mimo, że temat nieustannie jest ten sam, aż sama zdziwiłam się jak dałam pochłonąć się tej historii, być może dlatego, że słownictwo, jakie spotykamy jest prawdziwe i niewymuszone, a pierwszoosobowa narracja pozwala się oddać zapomnieniu. Pisarka niestara się na siłę stylizować język, który rozczuli i zachwyci, ona piszę prawdziwymi słowami, które każdy z nas wymówił, choć raz, z tą różnicą, że Emma Becker się nie boi ich używać.

Książka z pewnością nie dla każdego, gdyż nie wszystkim odpowiada relacja, jaka połączyła bohaterów. Na temat moralności, zdrady i kłamstwa nie będę pisała, bo nie oto tu chodzi. Myślę, że pisarka miała na celu pokazanie tego, co przeżyła i jak zakończyła się ta przygoda. O tej książce tak łatwo nie da się zapomnieć, a psychologiczne rozterki Elli robią wrażenie. Miałam już do czynienia z literaturą erotyczną i ta książka przewyższa wszystkie inne o lata świetlne. Te realistyczne obrazy seksu i to z przewaga analnego, potrafią podniecić jak i zniesmaczyć, zniechęcić i wyzwolić emocje o jakich siebie nie podejrzewamy. Nadal jestem zafascynowana, że autorka pokazuje nam życie takim, jakie jest w sposób często brutalny, dla niektórych wręcz obrzydliwy i potępiany, ale nieustannie przez nią chciany. W tej książce, huj i cipa nabierają innego znaczenia i potrafią wyrazić coś wspaniałego i to jest fenomenem tej książki. Łamie wszelkie zasady, w brzydki sposób tworzy piękno. Wielki szacunek dla Pani Emmy Becker za to, że nie boi się pisać o tym, co robiła, bo ja nie odważyłabym się wyznać, że…? Jeszcze jestem poruszona i dlatego szczerze polecam 6/6

Ulubiony cytat:

„…zboczenie? Moim zdaniem to zdolność do znajdowania przyjemności wszędzie tam, gdzie się kryję.”
Dziękuję!!!

czwartek, 11 lipca 2013

"Drozdy- Posłaniec Śmierci" Chuck Wendig- recenzja


Po „Dotyku Przeznaczenia” nadszedł czas na „Posłańca śmierci”, czyli drugą część cyklu „Drozdy” . Autorem tego specyficznego cyklu jest Pan Chuck  Wendig- twórca gier, scenarzysta a do tego pisarz.

Miriam Black żyje z pozoru normalnie. Pracuje w sklepie i mieszka w przyczepie Louisa, co prawda większość czasu spędza sama, ponieważ mężczyzna jest w trasie i rozwozi ładunki. Dziewczyna nie umie odnaleźć się w nowej sytuacji i zaczyna rozważać ucieczkę, szczególnie, kiedy zostaje lekko ranna podczas napadu na sklep, w którym pracuje i po kolejnej wizji. Louis wraca nieoczekiwanie i składa jej propozycję. Ma przewidzieć śmierć jednej z nauczycielek w szkole dla trudnych dziewczynek, kiedy trafia do placówki i dotyka jednej z podopiecznych, okazuje się, że w okolicy grasuje seryjny morderca a Miriam postanawia zrobić wszystko, aby go powstrzymać.

Główna bohaterka pokazała się z trochę lepszej strony niż ostatnio. Wiadomość, że dziewczynki są zagrożone poruszyła ją i skłoniła do działania. Podoba mi się, że zaczyna korzystać ze swojego daru i zmieniać przeznaczenie. Poza tym jednym plusem Miriam jakoś szczególnie mnie nie zaskoczyła. Nadal nie umiem zrozumieć jej psychiki i jest dla mnie wielką nieobliczalną zagadką.

Spodziewałam się, że Louisa będzie więcej. On jest porządnym, seksownym mężczyzną a tu tak malutko go było. Widać, ze autor niema romantycznej duszy i brakowała mi ich szczerych zwierzeń. Louis w końcu poznaje lepiej mroczny świat Miriam, po spotkaniu „Włamywacza”(tak nazywa go bohaterka i sądzę, że słusznie. Włamuje się on do ich umysłów), który nakazuje mu chronić Miriam.

Napięcie jest wyczuwalne cały czas. Zastanawiałam się, kto jest mordercą a odkrycie prawdy niebyło łatwe jednak, kiedy już ją odkryłam zdziwiłam się nie mało!

Język w pierwszej części mnie zaintrygował wulgarnością i brutalnością. Lubię bohaterki z ostrym językiem, jednak uważam, że wszystko jest dobre do czasu, tu autor już troszkę przesadził. Ile można czytać wypowiedzi, w których co drugie słowo pada na „K” lub jeszcze inną literę kojarzącą się z przekleństwem. Miriam na swojej drodze spotkała wielu ludzi i tu również zarzucę brak realności, mam namyśli językowych. Każda spotkana osoba wyraża się praktycznie tak samo jak Miriam, co jakoś mnie nie przekonuje. Nie każda osoba tak klnie. Prawda? W książce zdarzają się wyjątki od tej wulgarnej reguły, lecz nieliczne.

Co do akcji nie mam nic do zarzucenia. Szybka, mroczna i wciągająca. Dzięki niej książkę czyta się naprawdę szybko, mimo to utwór nie wstrząsnął moim światem. Od książki oczekuję jakieś tam nadziei. Nie oznacza to, że jestem ślepo zapatrzoną w marzenia dziewczyną. Jestem świadoma okrucieństw, jakie niesie ze sobą życie, ale świat, w którym obraca się Miriam Black potrafi wstrząsnąć i przytłoczyć czytelnika. Każdy, kto lubi mocne emocje powinien przeczytać, bo ten chory świat was wciągnie, ale jeśli szukacie miłości, przyjaźni i optymizmu to odradzam, cóż występują w książce tylko, że w ilościach śladowych. Sama zastanawiam się czy będę kontynuowała serię, jeśli tak, to tylko ze względu na Louisa.

3/6
Dziękuję!!!
 

środa, 10 lipca 2013

"Wilczyca" Katarzyna Berenika Miszczuk- recenzja


Pani Katarzyna Berenika Miszczuk zadebiutowała powieścią „Wilk”, którą napisała w wieku piętnastu lat. Książka została wydana trzy lata później (2006). „Wilczyca” jest jej kontynuacją i ukazała się w 2009 roku. Dzięki tej książce autorka została nominowana do nagrody Nautilus.

„Wilczyca” rozpoczyna się w małym odstępie czasu po zakończeniu „Wilka”. W miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Tajemniczy potwór grasuje po lasach wokół Wolftown i zabija nie tylko łosie, ale i ludzi. Margo, Max, Aki  oraz pozostałe wilki usiłują powstrzymać zabójcę, jednocześnie nie zginąć przy tym. Po tym jak Max został ranny i trafił do szpitala wszystko się zmieniło. Chłopak zaczyna dziwnie się zachowywać a podejrzenia padają na Instytut.

Margo mnie nie zawiodła. Nadal jest sympatyczną dziewczyną. Bardzo ja polubiłam, ponieważ jej sarkastyczne poczucie humoru mnie rozbraja. Dziewczyna kilka razy wykazała się wielką odwagą nie tylko w obronie miłości, ale i przyjaźni. Max, chłopak Margo, już nie jest małomówny i spokojny. Stracił swoją idealność, co uważam za wspaniałe. Wielokrotnie tracił cierpliwość i opanowanie przez zazdrość o Margo. Jeden ze sportowców zaczął darzyć Margo zainteresowaniem, co doprowadziło do wielu spięć między chłopcami. Ta zmiana wpłynęła pozytywnie na jego wizerunek. Istotną rolę w książce odgrywa Aki i to jemu oddałam swoje serce. Kiedy zamykam oczy wspominam pewną sytuację z książki. Aki idzie gniewne przez las. Trzyma w ręku zapalnik i naciska go z nadzieją czekając na wybuch. Niestety nic się nie dzieję a w oczach Akiego widać psychopatyczny blask. Urzekł mnie nie tylko swoim dziwnym zamiłowaniem do materiałów wybuchowych, ale i odwagą. Pokazał, że jest w stanie zrobić wszystko dla przyjaciół, chociażby Margo jest tu świetnym przykładem, z jednej strony się z nią sprzecza a z drugiej chroni ją.

Czytając „Wilczyce” niebyło momentu, w którym bym się nudziła. Margo prowadziła narrację idealnie. Pomijała nudne momenty i zapewniała najlepsze kąski. Akcja toczyła się w ciągu kilku miesięcy jednak niemiałam wrażenia wielkich przeskoków. Całość jest spójna a i język trochę mnie zaskoczył. Stał się dojrzalszy a książkę czyta się szybko.

Poruszę jeszcze motyw romantyczny. Główną jego zaletą jest jego statyczność. Bohaterowie są sobie wierni i prawie cały czas się dogadują. Pojawiają się osoby trzecie, które chcą wtargnąć buciorami w ich związek, jednak Margo i Max nic sobie z tego nie robią. Jestem już trochę znudzona wielkimi miłosnymi problemami i rozstaniami a w „Wilczycy” tego niema i jestem z tego powodu zadowolona. Bohaterowie sobie ufają i tak powinno być skoro się kochają. Ich miłość to istotny wątek w książce, ale nie przytłacza całej fabuły. Niebezpieczeństwo, jakie stwarza Instytut wybija się na pierwszy plan a wszystko inne to miły i często zabawny dodatek.

Jedyne, co mogłabym zarzucić, to brak oryginalności. Ta wada nie wpływa negatywnie na odbiór książki. Motyw wilków był już wielokrotnie przerobiony, jednak autorka pokazało go z innej strony. Ci co przeczytali pierwszą część pewnie się zdziwią ujawnieniem wtyczki w grupie wilków. Ja sama zorientowałam się pod sam koniec i uległam małemu szokowi.

Przeczytanie „Wilczycy” sprawiło mi wiele przyjemności. Jest to książka wciągająca i porywająca. Akcja zaskakuje dynamiką i ciągle wyczuwalnym napięciem. Polecam lekturę, ponieważ przy niej nie można się nudzić. Nie ukrywam, że Aki miał wielki wpływ na moją ocenę, gdyż jego „wybuchowy” tok rozumowania przyprawiał mnie o niekontrolowane wybuchy śmiechu.

5/6
Dziękuję za książeczkę!!!
 

niedziela, 7 lipca 2013

"Wieczna tęsknota" Elizabeth Chandler - recenzja


„Wieczna tęsknota” to czwarty tom cyklu „Pocałunek anioła”. Książka powstała kilka lat po trzeciej części i jest kontynuacją miłosnych perypetii Ivy.

Zbliża się pierwsza rocznica śmierci Tristana i Ivy wraz z przyjaciółmi postanowili wyjechać na wakacje. Will, Beth, Kelsey i Dhanya oraz Ivy spędzają lato na Cape Cod, gdzie pomagają ciotce Beth w prowadzeniu pensjonatu dla gości. Pewnego dnia Ivy i Beth ulegają niebezpiecznemu wypadkowi, podczas którego Ivy umiera. Tristan ratuję dziewczynę pocałunkiem życia i od tego momentu wszystko się zmienia. Ranna dziewczyna szybko wraca do zdrowia w szpitalu i to tam spotyka tajemniczego chłopaka, który stracił pamięć w wyniku brutalnego pobicia. Ivy jest przekonana, że „Guy”, bo tak go nazywają, ma w sobie cząstkę Tristana i dziewczyna zaczyna darzyć go głębokim uczuciem.

Nowe otoczenie z pewnością dodały świeżości. Już nie krążyłam między domem a szkolnymi korytarzami a znaleźliśmy się w pięknym i urokliwym miejscu. Uwielbiam nadmorskie klimaty i bardzo się ucieszyłam, że autorka postanowiła coś zmienić. Poznałam nowych bohaterów i nie wszyscy mi się spodobali, kilku wzbudziło moja podejrzliwość i jestem ciekawa, z jakiej strony zaprezentują się w przyszłości. Myślę, że seria rozwija się z książki na książkę. Pamiętam, że pierwsza część była delikatna i przyjemna, lecz ta nabrała pazura i akcji. Jest o niebo lepsza od swoich poprzedniczek.

Względem Ivy mam mieszane uczucia. Po tym, co ją spotkało powinna być bardziej czujna a ona nie zważała na rady innych. Poznała nowego chłopaka i święcie wierzyła w jego dobroć. Lekceważyła rady przyjaciół, co wywoływało niejedną kłótnie. Dziewczyna mnie denerwowała nie tylko ze względu na swoją bezmyślność, ale  jej podejścia do Willa również  nie było w porządku. Chłopak już od pierwszej książki udowodnił, że jest porządnym, miłym i odważnym bohaterem. Polubiłam go i sądziłam, ze świetnie do siebie pasują. Po ich rozstaniu zachował się uczciwie i jego postać mnie intryguję, jestem ciekawa jak dalej potoczą się jego losy.

Autorka nadal utrzymała lekki styl pisania. „Wieczną tęsknotę” można przeczytać w kilka godzin i przyznaję, że jest to mile spędzony czas. Pani Chandler mnie zaskoczyła, kiedy myślałam, że już wszystko zostało wyjaśnione, ona wprowadziła kolejne niebezpieczeństwo i uważam, że jej się udało.

Książka nie jest czymś wielce oryginalnym. Pomimo tego seria przypadła mi do gustu, jest świetna na zabicie czasu, więc polecam.

4-/6
Dziękuję!!!
 

piątek, 5 lipca 2013

"MARIAH MUNDI I SZKATUŁA MIDASA" G.P.Taylor - recenzja


Graham Peter Taylor to osoba nietuzinkowa, która w swoim życiu imała się wielu niebanalnych zajęć. Na swoim koncie ma pracę w branży muzycznej, w której współpracował z licznymi sławami m.in. Sex Pistols, Elvis Costello. Jego fascynacja okultyzmem sprawiła, że został pastorem kościoła anglikańskiego. Ostatecznie poświęcił się pisarstwu, co zostało docenione, gdyż jego książki przetłumaczono na kilkadziesiąt języków a prawa do ekranizacji są chętnie kupowane, tak też jest w przypadku  „Mariah Mundi”

Tytułowy bohater jest uczniem londyńskiej Szkoły Kolonialnej. Po śmierci rodziców i braku jakichkolwiek krewnych jest zmuszony w wieku piętnastu lat rozpocząć swoją pierwszą pracę. Chłopak wyrusza pociągiem do Hotelu Regent. Ogromne gmaszysko leży nad samym morzem a jego personel to zbieranina ekscentrycznych i tajemniczych postaci. Na miejscu Mariah zostaje pomocnikiem iluzjonisty Basmala.

Bohaterowie zostali wykreowani po mistrzowsku. To nie kolejne mdłe i nudne osobowości, lecz pełni werwy ludzie, którzy zaskakują. Całość kręci się wokoło zamkniętej grupy, czyli właściciela hotelu Ottona Lugera i jego pracowników. Oczywiście pojawiają się i inne postacie. Mariah jest sympatycznym i bardzo ciekawskim chłopcem, który pomimo początkowej lękliwości rozkręca się do prawdziwego, odważnego bohatera. W hotelu poznaję Sacze, która staję się jego przyjaciółką.  Fakt, że jego poprzednicy zagonili w niewyjaśnionych okolicznościach skłania Mariaha do śledztwa, które okazuję się bardzo niebezpieczne, tym bardziej, że dla szkatuły Midasa niektórzy zrobią wszystko.

Akcja książki nie jest jakoś szczególnie ekspresowa, co w  żadnym wypadku nie jest złe, gdyż liczne tajemnice są stopniowo odkrywane, co nasuwa kolejne pytania. Czytając można bez trudu poddać się klimatowi powieści dzięki pięknym i barwnym opisom. Pomimo dość mrocznego klimatu, autor świetnie opisuje szczegóły hotelu, który jest przepełniony wynalazkami i tajnymi pomieszczeniami. Przyznaję, że w pewnym  momencie połapałam się, co do postaci negatywnych i skrywanych przez nich tajemnic, ale nie wpłynęło to na moje zainteresowanie. Jest to typowa przygotówka, więc odradzam romantyczką szukającym wielkiej, namiętnej miłości.   

„Mariah Mundi’ to książka skierowana w szczególności do dzieci i młodzieży, lecz myślę, że każdy, kto chce przeżyć niezapomnianą i oryginalną przygodę w wiktoriańskiej Anglii, powinien przeczytać. Świetnie się bawiłam czytając i wam życzę tego samego.

5-/6
Dziękuję !!!
 

czwartek, 4 lipca 2013

"Gorączka" Dee Shulman- recenzja


Pani Dee Shulman od dziecka marzyła o pisarstwie i w wieku sześciu lat zaczęła tworzyć. Skończyła anglistykę na uniwersytecie w Yorku i rozpoczęła studia na wydziale ilustracji w Akademii Sztuk Pięknych Harrow. Napisała i zilustrowało około pięćdziesięciu książek, lecz „Gorączka” to jej pierwsza książka dla młodzieży.

Ewa jest trudnym dzieckiem. Została wyrzucona już z dwóch szkół. Nie umiała się odnaleźć w żadnej z nich a zajęcia były dla niej nieciekawe. Pomimo swojego pozornego lekceważenia do nauki, Ewa to zdolna dziewczyna. Postawiona w sytuacji bez wyjścia znajduje szkołę St. Magdalen’s, gdzie składa podanie. Bohaterka została przyjęta do placówki, która wyróżnia się tym, że uczą się w niej wybitnie zdolni uczniowie.   

Sethos Leontis, Seth, jest nieustraszonym gladiatorem żyjącym w II wieku naszej ery a dokładniej w 152 r. w Londinium. Jego wielokrotne wygrane sprawiły, że został ulubieńcem tłumu. Zakochał się w Livi, lecz nie mogą być razem, gdyż wojownik jest niewolnikiem.

Autorka w bardzo specyficzny sposób napisała książkę, jest ona podzielona na czasy współczesne i starożytne. Zaczynając czytać poznawałam 2 różne historie. Początkowo nie wychwyciłam  związku między nimi, przez większość czasy zastanawiałam się, kiedy bohaterowie się poznają i jak do tego dojdzie, skoro dzieli ich taki kawał czasu.

Akcja rozwija się dość wolno i dopiero w późniejszych rozdziałach poznajemy związek między bohaterami. Oboje zapadli na dziwną gorączkę, która zabija ludzi szybko i bezlitośnie. Jedyne, co ich różni to fakt, że Ewa przeżyła a Seth i jego przyjaciel Matt nie. Obaj chłopcy przenieśli się do dziwnej krainy, w której stają się nieśmiertelni. Setha dręczą pytania, na które silnie chce poznać odpowiedzi i w tym celu przechodzi przez wir i spotyka Ewe, która wygląda jak dawna ukochana, lecz ona go nie pamięta.

Przyznaję, że od momentu spotkania się głównych bohaterów książka zaczęła mi się podobać o wiele bardziej. Wydarzenia nabrały tępa i zaczęły się łączyć. W książce jest sporo długich opisów, z którymi nie przepadam, chwilami traciłam wątek i dopiero, kiedy trafiałam na dialogi rozbudzałam się na nowo. Bohaterowie z całą pewnością są oryginalni i intrygują, pomimo tego nie zapałałam do żadnego wielką miłością.

Z pewnością Pani Dee Shulman miała świetny pomysł na książkę. Z jednej strony przystojny gladiator walczący o życie a z drugiej współczesna dziewczyna, która żywi dziwną fascynację do nauk ścisłych. Wszystko łączy tajemniczy wirus, w całą akcje wplątana jest miłość, która jest ważnym elementem, ale nie przytłacza fabuły. W książce poruszone są również inne tematy, chociażby szkolna społeczność, w której zazdrość może wiele namieszać.

„Gorączka” jest interesującą lekturą i pomimo ciekawej historii nie dokończa mnie porwała. Następną część przeczytam, ponieważ chcę poznać odpowiedzi i mam nadzieję, że autorka zaskocz mnie dynamiczną akcją, której mi brakowało.

3+/6
Dziękuje!!!
 

wtorek, 2 lipca 2013

"Złoty most" Eva Voller - recenzja


„Złoty most” to druga książka Pani Evy Voller. Ci, co poznali pierwsza cześć z przyjemnością złapali za książkę i zagłębili się w lekturę. Ja również należę do tego grona.

Anna po egzaminach maturalnych otrzymuję informację o tym, że Sebastiano utknął w Paryżu w roku 1625 i nie może powrócić. Dziewczyna wyrusza mu z pomocą i doznaje wielkiego szoku, kiedy po dotarciu na miejsce okazuje się, że chłopak jej nie pamięta i jest muszkieterem. Między czasie oboje muszą wypełnić swoją misję, aby mogli wrócić do domu.

Odnośnie bohaterów powiem, że nie zaskakują, przynajmniej Sebastiano i Anna. Dziewczyna nadal ma złożony charakter, pomimo, że wykazuję się odwagą i uporem to, co chwilę ryczy i popełnia błędy. Co do Sebastiana czuję niedosyt. Spodziewałam się, że poznam go lepiej a tak naprawdę było go bardzo mało i nic nowego się nie dowiedziałam.

Tak jak w poprzedniej części to Anna jest narratorem i akcja wyróżnia się szybkością. Książkę przeczytała bardzo szybko i miała na to wpływ nieustanna akcja i tylko dzięki niej i płynnemu językowi zdzierżyłam „Złoty most”.

Moje rozczarowanie ta lekturą jest ogromne. Jestem zdumiona tym, że autorka tak zepsuła drugą część. Nadal się zastanawiam, dlaczego Pani Eva skopiowała treść poprzedniej książki i podmieniła tylko tło. Zaczynając czytać spodziewałam się zabawnej i pełnej przygody książki, początek był naprawdę świetny a później było coraz gorzej. W poprzedniej książce był Posłaniec i ty też. Tam była dziewczyna, która zaprzyjaźniła się z Anna i tu też, w tym przypadku była Cecile. Posłaniec się zakochał w owej dziewce i tam i tu. Wzdychałam z irytacji przez cały czas. Te same opisy obrzydliwych wychodków. „Złoty most” przeczytałam zaraz po „Magicznej gondoli” i tym bardziej widzę podobieństwo, które jest ogromne. Niektóre zdania wydają się wręcz takie same. Podobieństw jest sporo i nie będę wymieniać wszystkich, bo to nie ma sensu. Powiem jeszcze tyko, że książka jest pełna intryg  i czarnych charakterów, które i znów użyję tego słowa PODOBNIE zostały ukształtowane jak w „Magicznej Gondoli”. A fakt, że Sebastiano nic nie pamięta przepełnił czarę goryczy. W ilu książka ten motyw już wystąpił? W WIELU!!!!

Okładka jak zawsze piękna, przykuwa wzrok i jest zapowiedzią świetnej lektury, jak się okazało tylko złudną. Czuję smutek i rozczarowanie. Czy przeczytam następną książkę? Raczej tak i tylko dla wątku romantycznego Anny i Sebastiano. Wątpię, aby pisarka mnie jeszcze zaskoczyła, ale wszystko możliwe. Czy wy przeczytacie? Decyzja należy do Was

3/6
Dziękuję!!!