wtorek, 26 lipca 2016

"Przepisy na miłość i zbrodnię" Sally Andrew- recenzja




Przepis na zbrodnię.
Składniki:

* dość duży mężczyzna, który znęca się nad żoną,
* mała krucha żona,
* średniej wielkości żylasta kobieta zakochana w żonie,
* dubeltówka,
* południowoafrykańskie miasteczko kiszące się w sekretach,
* butelka soku z granatów,
* łagodny ogrodnik,
* pogrzebacz,
* pikantna mieszkanka Nowego Jorku,
* 7 adwentystów dnia siódmego (odpowiednio przygotowanych na koniec świata),
* ostra dziennikarka śledcza,
*łagodna detektyw amator,
* 2 wytrawnych policjantów,
* jagnię,
* garść fałszywych tropów,
* kilku podejrzanych,
* szczypta chciwości.
Wszystko włożyć do dużego garnka i przez kilka lat dusić na małym ogniu, mieszając co jakiś czas drewnianą łyżką. Pod koniec duszenia dodać:

* 3 butelki brandy marki Klipdrift,
* 3 małe kaczki,
* garść papryczek chili,
* i zwiększyć płomień.

***** 

I jak po przeczytaniu takiego opisu nie skusić się na lekturę? Jest w nim zawarta spora dawka humoru, niebezpieczeństwa i miłości, co intryguje i dosłownie przyciąga czytelnika do tej książki. Nie przepadam za typowymi kryminałami, jednak zaczytuję się w obyczajówkach, w których wątek kryminalny został wpleciony, a „Przepisy na miłość i zbrodnie” zapowiadały się na niesamowity mix gatunków i w istocie okazały się mieszanką wybuchową. 

Piękne widoki Republiki Południowej Afryki stanowią tło dla wydarzeń i dodają uroku, który mnie całkowicie urzekł. Tannie Marii kocha gotować i swoją pasje łączy z pracą. Pisze dla "Gazety Małego Karru" jednak wprowadzane zmiany sprawiają, iż kobieta zaczyna głównie doradzać czytelnikom. Jej pasja i praca stają się również jej życiem, bo list od kobiety, która niebawem zostaje zamordowana, zaprząta jej myśli. Kobieta i jej współpracownica angażują się w sprawę, jednak i one stają w obliczu zagrożenia.


Klimat, piękne widoki, humor i zbrodnia, to najmocniejsze atuty powieści i rzadko spotyka się taką mieszankę. Wczucie się w sytuacje bohaterki przyszło mi nadzwyczaj łatwo, mimo, że jest już po pięćdziesiątce. Śledząc jej perypetię miałam przedziwne wrażenie, że stoję obok i przyglądam się wszystkiemu, co robi. Sama nie miała łatwego życia, więc gotowanie jest dla niej sposobem na życie, które nawiasem mówiąc, bardzo mi się podoba. 
 
Akcja książki rozkręca się powoli, ale od samego początku jest to miła lektura. Przyjemnie się czyta, jednak momentami wiało nudą. Oczywiście przepisy i kulinarna pasja bohaterki to ciekawy pomysł, ale jednocześnie są momentami nic niewnoszącymi do powieści i czekałam na bardziej spektakularne chwile. Kryminalne zabawienie tej historii jak najbardziej wpasowało się mój gust i dodało ostrości.  

„Przepisy na miłość i zbrodnie” to lektura należąca do tego sympatycznego grona powieści, które rozczulają, bawią, momentami przerażają i wciągają bez reszty. Dobra zabawa gwarantowana, a szczypta niebezpieczeństwa dodaję oryginalności. Jest to książka idealna na każdą okazję. Polecam!
4+/6

4 komentarze:

  1. Są wakacje, czyli idealna pora na przeczytanie tej książki. Swoją drogą, nieźle pobudziłaś moją ciekawość tą recenzją. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio często spotykam tę książkę na blogach. Myślę, że mogłaby mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  3. To mogłaby być nawet fajna przygoda po tych wszystkich, ukochanych, kosmicznych bitwach :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam <3 ta książka jest jakby dla mnie stworzona!

    OdpowiedzUsuń