środa, 19 października 2016

"Mąż, którego nie znałam" Sylvia Day- recenzja


Bestsellerowa seria „Dotyk Crossa” jest znana i rozchwytywana, lecz moja sympatia do autorki powstała dzięki jej romansom historycznym. Podobają mi się jej pomysły, lekkość, z jaką piszę oraz otwartość i namiętność, które emanują z jej książek.
Isabel, lady Pelham, i Gerard Faulkner, markiz Grayson, stanowią niecodzienną parę. Ich małżeństwo to pewnego rodzaju układ, który miał zapewnić im swobodę i chwilę wytchnienia. Kompletnie nieromantyczna relacja, jest podszyta argumentami zrozumiałymi w pełni tylko przez samą parę. Oboje prowadzą skandaliczne (jak na tamte czasy) życie. Młody markiz to pełen uroku hulaka, który nie stroni od kobiet i dobrej zabawy. Natomiast Isabel, jest kobietą świadomą swoich wdzięków, która nie pragnie miłości, tylko uczciwości, szacunku i dobrego seksu. Ich związek jest prosta, lecz wszystko się zmienia, kiedy pewne zdarzenie popycha Graysona do wyjazdu. Jego powrót po latach jest niczym grom z jasnego nieba i całkowicie wszystko zmienia. Markiz ma za cel uwieść swoją żonę, a ona robi wszystko, by do tego nie doszło.
Zaczytuje się w romansach historycznych Pani Sylvii Day, lecz w tej książce zabrakło mrocznych intryg i spektakularnych pojedynków, które gościły w innych książkach autorki. „Mąż, którego nie znałam” to typowy romans z silnymi elementami erotyki. Seks jest opisany w odważny i bardzo namiętny sposób. Język wydaję się zbyt ostry jak na tamte czasy i lekko przerysowany. Akcja rozgrywa się na początku XIX wieku, język, pomijając nadmiar wulgaryzmów, jest idealny. Można poczuć klimat minionych lat, piękne stroje, rozmowy przy herbatce i te zabójcze dialogi pełne podtekstów. To chyba główne plusy powieści. Relację między bohaterami nie napawają optymizmem. Wyszło na to, że każdy ma romans i nie może znaleźć spełnienia we własnym małżeństwie. Taki obraz mnie nie przekonał. Gdzie miłość i jakikolwiek szacunek. Rozumiem, że kiedyś małżeństwa były aranżowane i niektóre zawierano z rozsądku, lecz z pewnością trafiały się pary, które były sobą zauroczone do samego końca.
Książka nie wstrząśnie waszym światem, ale czyta się ją zadziwiająco przyjemnie. Bohaterowie od pierwszej strony zwiastują kłopoty i pomimo swoich nieokrzesanych charakterów da się ich lubić. Narracja trzecioosobowa jak zawsze wypadła doskonale.
Lektura stanowi miłą odskocznie od codzienności. Jeśli lubicie namiętny i odważny seks oraz intrygi, to książka powinna zaspokoić wasze potrzeby. Na tle powieści historycznych z pewnością wyróżnia się w bardzo pozytywny sposób.  
4/6
Dziękuję!

6 komentarzy:

  1. Ja znam autorkę tylko z serii o Crossie - jeszcze nawet nie przeczytałam ostatniego tomu, jakoś nie mogę się zebrać do rozstania z Evą i Gideonem :) Nie wiedziałam, że pisze też takie powieści...no no jestem zaintrygowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a mi romanse z epoki podobają się bardziej, choć te wydane przez Wielką Literę bardziej przypadły mi do gustu :)

      Usuń
  2. Czasami człowiek ma ochotę na taki relaks z książką. O serii już słyszałam wielokrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i faktycznie byla to bardzo miła odskocznia :) Czytałam większość książek tej autorki i bardzo lubie jej styl.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam zaledwie jeden tom Dotyku Crossa i mówię nie. Dlatego raczej nie sięgnę po inne książki tej autorki. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię niekiedy sięgnąć po lżejszą i niezobowiązującą lekturę, więc będę miałam ten tytuł na uwadze.

    OdpowiedzUsuń