Strony

sobota, 1 czerwca 2013

"Nowy Przywódca" Julianna Baggott - recenzja


„Nowy Przywódca” to długo wyczekiwana kontynuacja błyskotliwego cyklu „Świat po wybuchu”. Sama znalazłam się w dość dogodnej sytuacji, ponieważ pierwszą część przeczytałam niedawno i dzięki temu nie usychałam z tęsknoty za bohaterami, teraz i ja dołączyłam do tych wzdychających, gdyż jak mam wytrzymać do następnej książki, kiedy tak bardzo chcę już ją mieć!? Nie wiem.

Książka rozpoczyna się w krótkim czasie po wydarzeniach z „Nowej Ziemi”. Partridge i Lyda przebywają pod opieką matek, gdzie sporządzają mapy kopuły. Willux , dowódca czystych pragnie by jego syn wrócił i w tym celu wysyła śmiercionośne pająki, które wszczepiają się w ciała a po upływie wyznaczonego czasu wybuchają. Portridge nie chce, aby niewinni ludzie ginęli przez niego  i wraca, lecz tam czeka na niego misterny i psychopatyczny plan stworzony przez jego schorowanego ojca. Międzyczasie druga grupa bohaterów, Pressia, Bradwell i El Capitan wyruszają w daleką podróż w celu odnalezienia cennej formuły, która może zmienić wszystko w tym zniszczonym świecie.

Akcja książki zaskakuję swoją dynamiką- bohaterowie podróżują przez niebezpieczne tereny i spotykają na swej drodze różnego typu bestie, za każdym razem serwując nam coś nowego. Jest to druga część i nie da się uniknąć porównań do poprzedniej książki. Nie wiem jak autorka to robi, ale „Nowy Przywódca” jest utrzymany na równie wysokim poziomie, co poprzednia lektura.

Bohaterowie dobrze już nam znani, raczej nie zaskakują swoim zachowanie, pomimo swoich wielu wad i często samolubnego postępowania, wytrwale dążą do ocalenia ludzkości. Tak ukształtowane postacie są bardzo realne. Mogłam ich sobie  bez problemu wyobrazić. Normalne nastolatki, które dorosły zbyt szybko przez kataklizm i niebezpieczne życie, które ich dosięgło.   Zaskakującym wyjątkiem jest  El Capitana. Na początku niebezpieczny i bez skrupułów zmienił się na naszych oczach, lecz w tej części bardzo go polubiłam. El Capitan stał się łagodniejszy dla Helmuda, brata wtopionego w jego plecy. Dzięki takiej zmianie, Helmud zaczyna przejawiać lekką inicjatywę i nie powtarza wszystkiego bezmyślnie, lecz dodaje coś od siebie. Pojawiła się nowa postać i to dość ważna. Iralena- mieszka w kopule i przebywała w stanie zawieszenia, przygotowywana na narzeczoną Portridga. Wydaję się na wierną poglądom Wiluxa i irytowała mnie przez większość czasu, aż do chwili kiedy zrozumiałam, że jest świetną aktorką i w tajemnicy pomaga Portidge.

 Przyznaję, że wszyscy bohaterowie skradli moje serce i nie mam się, do czego doczepić. Książka jest prowadzona na kilku płaszczyznach. Portridge w kopule, Lyda u matek i pozostali w podróży, troszkę mi  szkoda, że bohaterowie się rozdzielili i tak mało byli razem. Jednak fakt, że Pressia i Bradwell podróżowali wspólnie, wynagrodziła mi wszystko.

Ta książka jest istnym przejawem geniuszu i wielkiego talentu. Wywołuje w czytelniku silne, burzliwe emocje i dzięki temu zrozumiałam, że dla takich książek człowiek czyta. Szuka ich wytrwale a kiedy znajdzie, wnika w nie bez opamiętania. Po zamknięciu ostatniej strony nie pozostaje nic innego, jak zacząć czytać od nowa, bo ta książka nigdy się nie znudzi!!!!

6+/6

Ulubiony cytat:

„- Teraz czuję, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni, lecz  tworzymy siebie nawzajem- takich, jacy powinniśmy się stać….”
Dziękuję!!!
 


5 komentarzy:

  1. Czekam na swoją okazję, bym mogła przeczytać tę książkę. Jak na razie wymyka mi się, ale może kiedyś ją złapię? :)

    Zapraszam do siebie: in-corner-with-book.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje, że kiedyś uda mi się przeczytać tę książkę. Bardzo zaciekawił mnie ten cykl. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie czytałam książek z tego cyklu - muszę nadrobić zaległości, bo rozumiem, że warto :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Koniecznie muszę mieć. Bardzo przekonująca recenzja :)

    OdpowiedzUsuń