Strony

niedziela, 4 czerwca 2017

"Tysiąc pocałunków" Tillie Cole - recenzja

Był kiedyś chłopak i dziewczyna. Połączyła ich piękna miłość, która miała trwać wieki. Los przewidział dla nich inną drogę i rozdzielił na lata. Kiedy ponownie ich serca się łączą w całość, nic nie jest już takie same. On czuję złość, żal i ból, a ona miłość i spokój. Czy serce Rune’a zostanie uleczone dzięki miłości Poppy?

Poppy otrzymała od umierającej babci słoik, który ma zapełnić tysiącem pocałunków chłopaka i przyznaję, iż motyw przewodni tej powieści jest nie tylko oryginalny, ale przede wszystkim piękny i romantyczny. Od pierwszej strony, historia tej dwójki mnie oczarowała i przyssałam się do tej książki jak narkoman na głodzie. Znam twórczość autorki, lecz tego się nie spodziewałam. Powinna porzuć pisanie erotyków i całkowicie oddać się pisaniu książek takich jak ta, które na lata zapadają w pamięci, do których wraca się z przyjemnością, a emocje podczas czytanie nie słabną nawet na chwilę.

„Tysiąc pocałunków” to książka, którą mogłabym zaspoilerować bardzo łatwo i opisać całą fabułę jednym zdaniem, dlatego nie będę się rozpisywać. Droga Poppy i Rune’a nie należy do najłatwiejszych, lecz oboje sobie radzą. Połączyła ich miłość i głęboko wierzę, że tak czyste uczucie, które szczerze podziwiałam, jest możliwe. Oboje są młodzi, mają po siedemnaście lat, dlatego nie zawsze radzą sobie z natłokiem wrażeń. Chłopak czuję złość i potrzebuję spokoju, by ponownie pokochać życie.

Książka niezwykle emocjonalna, nie można jej czytać spokojnie, bo serce wyrywa się z piersi. Płakałam niemal przez całą książkę, a ja nie lubię płakać. Choć jest to jedna z najpiękniejszych historii, jakie miałam okazję poznać, to nie uważam jej za idealną.


Język jest piękny, autorka ma cudowny styl. W książce znalazłam bardzo dużo cytatów, które namiętnie zaznaczałam, by później do nich wrócić. Jeden całkowicie rozłożył mnie na łopatki, a tysięcznego pocałunku nigdy nie wymaże z pamięci.  Mimo wszystko nie potrafię sobie wyobrazić, by w normalnym życiu, rozmowy były prowadzone w taki sposób, za pomocą tylu pięknych słów i porównań. Ckliwe rozmowy wyciskały łzy, bo autorka za pomocą słów silnie oddziałuję na czytelnika. Finał powieści jest przewidywalny do bólu, nie miałam żadnych wątpliwości odnośnie zakończenia, co kompletnie mi nie przeszkadzało, ale odniosłam wrażenie pewnej przesady. Wiele scen jest wyolbrzymionych i zwyczajne budzą one wątpliwości.

„Tysiąc pocałunków” to książka, której nigdy nie zapomnę. Wędrówka dwójki młodych ludzi kochających życie, przygodę i pocałunki, które potrafiły rozjaśnić nawet najmroczniejsze dni. Podczas czytania, doświadczyłam całej gamy emocji, które zmiażdżyły moje serce i nie skleiły na powrót. Długo nie przeboleję historii Poppy i Rune’a! To książka dla tych, którzy potrafią kochać i tą miłością dzielą się z innymi.

Polecam 5/6 

Dziękuję!

3 komentarze:

  1. Jestem ogromnie ciekawa, jakie wrażenie ta lektura wywarłaby na mnie. MUSZĘ poznać tę historię!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ją w planach. Okładka jaki i opis zachęcają, a Twoja recenzja podsyca moją ciekawość. Pozdrawiam :)
    https://czytelniapatrycji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaintrygowała mnie okładka i przeczytałam Tysiąc pocałunków. Nie tego się spodziewałam :) Fabularnie książka miała ogromny potencjał, ale tak naprawdę bohaterowie i ich przesłodzone rozmowy jakoś ostudziły mój początkowy entuzjazm.

    OdpowiedzUsuń