Strony

czwartek, 27 czerwca 2013

"Magiczna gondola" Eva Voller- recenzja


„Magiczna gondola” to kolejna książka z cyklu „poza czasem” wydawnictwa Egmont. Autorka pracowała, jako sędzia i adwokat by ostatecznie poświęcić się pisarstwu. Jej decyzja z całą pewnością była właściwa, ponieważ jej książka potrafi oczarować czytelnika.

Anna jest współczesną dziewczyną, która wraz z rodzicami spędza wakacje w Wenecji. Podczas święta Regata stolica nieoczekiwanie spotyka gondoliera w  czerwonej łodzi.  To spotkanie zmienia jej dotychczasowy pogląd na świat, ponieważ pchnięta przez przystojnego Sebastian wpada do kanału by chwilę później przenieś się do Wenecji, ale roku 1499. Anna stara się odnaleźć w nowej sytuacji i poznać zadanie, które musi wypełnić by wrócić do domu, staję się to o wiele  trudniejsze, gdyż na swej drodze spotyka braci Malipiero z Alvise na czele.

Już pewnie się domyśliliście, że to Anna jest główną bohaterką. Dziewczyna jest niestała emocjonalnie. Z powodu bezradności i tęsknoty często ryczy, by chwile później zaskoczyć odwagą i determinacją. Bohaterkę łatwo polubić dzięki przyjemnemu charakterowi. Często jest łatwowierna i nie dziwię się temu. Otaczali ją ludzie, którzy nawet mnie przekonali o swojej lojalności, a ostatecznie okazywali się samolubnymi istotami i intrygantami. Widać, że Anna jest osobą, która nieżywi długo urazy i potrafi wybaczać. Bohaterka została wykreowana na dziewczynę, którą chciałoby się mieć  za przyjaciółkę. Sebastian jest równie ważny, co Anna i początkowo był aroganckim chłopcem. Nie przejmował się Anną, lecz bohaterowie zbliżyli się do siebie i Sebastian okazał się zaskakująco czułym młodym mężczyzną. Jego zadanie polega na obranie przeszłości, by przyszły świat nie został zniszczony. Co do czarnego charakteru mam mieszane wrażenia. Alvis został pokazany, jako okrutnik, czyli jak każdy inny zły bohater, Autorka nie poświęciła mu za wiele miejsca w lekturze i poznajemy go dość pobieżnie. Wspomnienie jego osoby stale wisi nad bohaterami, ale raczej jako cień.

W „Magicznej gondoli” występuję sporo istotnych bohaterów, lecz nie zdradzę nic więcej, ponieważ odkrywanie ich niezwykłych i oryginalnych osobowości sprawia niebywałą przyjemność.

Narratorem powieście jest siedemnastoletnia Anna, dzięki czemu język jest prosty, pomimo, że często padały starodawne zwroty.  Dziewczyna w towarzystwie osób z przeszłości nie mogła używać słów z przyszłości. Słowa były przeinaczane, co wielokrotnie mnie rozbawiło. W książce nie ma nudnych opisów i przestojów, praktycznie nieustannie bohaterowie są w ruchu nakręcając akcje.

Musze poruszyć ten temat, gdyż w innych książkach jest często pomijany. Anna często rozwodzi się nad warunkami sanitarnymi w roku 1499 i przyznaję, że mnie to również zaciekawiło. Dziewczyna była niemożliwa komentując sprawę „tej okropnej toalety i tłustych much”, ( które nawiasem mówiąc, wyżarły się na tej właśnie toalecie), czyli wychodka. Jej lamenty były tak komiczne, że uśmiałam się do łez.

Podsumowując książki nie przeczytała, ja ją dosłownie pochłonęłam. Główny czynnik na to miała urokliwa Wenecja. Autorka zręczni i plastycznie opisała krajobraz, który zachwyca i wywołuje cudowne marzenia. Podczas tych sennych marzeń o kanałach usianych pięknymi gondolami, łatwo przepaść w wirze akcji i namiętnych pocałunków. Szybko okazało się, że książka dobiegła końca i zachłannie przeczytam tom drugi. Książka w szczególności dla fanów podróży w czasie, przygody i romansu. Polecam 5/6  
Dziękuję!!!
 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

"Bratnie dusze" Elizabeth Chandler- recenzja


Elizabeth Chandler dzięki młodzieżowemu cyklowi „Pocałunek anioła”, znalazła się na listach bestsellerów i zyskała sławę. „Bratnie dusze” to trzeci tom serii o aniele, którego celem jest ocalenie dziewczyny, którą kocha.

Poprzednia część zakończyła się dość dramatycznie. Ivy na torach i tylko Tristan z Philipem mogą ją ocalić. Zastanawiałam się jak można zakończyć książkę w takim momencie. To czyste okrucieństwo. Nie zaskoczę nikogo, jeśli powiem, ze dziewczyna nie zginęła. Akcja w książce zaczyna się kilka dni po tym niecodziennym zdarzeniu. Wszyscy sądzą, że Ivy chciała popełnić samobójstwo i została skierowana do psychologa. Bohaterka nie pamięta dokładnie wszystkiego i z pomocą Willa oraz Beth usiłują odkryć prawdę.

Z każdą kolejną częścią, bohaterowie stają się ciekawsi, po części dlatego, że poznajemy ich lepiej a charaktery nabierają wyrazistości. Nikt szczególnie mnie zaskoczył. Suzanne okazała się kiepską koleżanką, która bezkrytycznie wierzy Gregoremu, właściwe wszyscy mu wierzyli. Ivy nadal pozostała silna i  odważnie starała się rozwiązać sprawy. Tristan i Will robili wszystko by ją chronić, Ivy często wzywała anioła na pomoc i pokładała w nim wielkie nadzieje. Will nie mówił wszystkiego i ten fakt sporo namieszał. Dziewczynie należała się szczerość i gdyby to dostała, oszczędziłoby to  wielu nieporozumień. Bohaterowie nie są nadzwyczajni i zaskakujący, lecz polubiłam ich. Zaciekawiła mnie ich historia i wniknęłam w  świat w, którym żyją - żądna wiedzy, – co dalej ?

Pomimo że domyśliłam się już dawno, kto za wszystkim złem  stoi, nie byłam rozczarowana ujawnieniem oprawcy. W książce poznajemy sporo szczegółów i motywów, co jest nowością. Akcja toczy się szybko, Ivy nieustannie jest w niebezpieczeństwie a jednocześnie usiłuję zdobyć obciążające dowody. Książce należy się wielki plus, właśnie dzięki akcji. Nabrała pazura i stworzyła napięcie, nie tylko ze względu na mordercę, ale również z powodu Ivy i Willa. Chłopak od początku wydawał się pożarny i tylko czekałam, kiedy coś miedzy nim a Ivy się wydarzy. Zwroty akcji się pojawiły, czego mi do tej pory brakowała, nawet klika mnie zaskoczyło.

„Bratnie dusze”  czyta się bardzo szybko. Mały format i duża czcionka zapewniają lekturę na kilka godzin. Jest to dobre rozwiązanie dla wszystkich, którzy nie lubią ślęczeć nad długimi powieściami. Okładka idealnie pasuje do treści. Klucz, który może wyjaśnić wszystko, jeśli znajdzie się odpowiedni zamek, który otwiera.

Jestem niezmiernie ciekawa, co autorka zaserwuję w kolejnej książce, tym bardziej, że w „Bratnich duszach” zostało prawie wszystko wyjaśnione i zakończenie jest zadowalające. Nie mam zielonego pojęcia, co wydarzy się dalej i z wielką przyjemnością poznam kontynuacje.

Książka jest słodką opowieścią o sile miłości oraz poświęceniu i akceptacji. Pozostawia po sobie miłe wspomnienia i rozczulenie. Polecam !!! 4/6
Dziękuję!!!
 

niedziela, 23 czerwca 2013

"Zielonooki demon" Jaye Wells - recenzja


Aż trudno uwierzyć, że „Zielonooki demon” to trzecia część przygód o Sabinie Kane, Pani Jaye Wells. Po przeczytaniu pierwszego tomu, czyli „Rudowłosej” byłam zachwycona i z wielką ufnością sięgnęłam po kolejne części.

Po burzliwych wydarzeniach z poprzedniej części nasi bohaterowie rozpoczynają bohaterską misję ratunkową. Siostra bliźniaczka Sabiny została porwana przez ich okrutną babkę Lawiniie, która jest przywódczynią rasy wampirów. Jej głównym celem jest doprowadzenie do wojny między gatunkami oraz sprowadzenie ojca wampirów- Kaina. Sabina nie poradziłaby sobie bez Adama Lazurusa oraz wiernego demona- Gighula. Bardzo dynamiczne śledztwo prowadzi ich do Nowego Orleanu gdzie poznajemy kolejnych bohaterów.

Pani Walls potrafi książki pisać. Dynamika to jest jej konik. Bohaterowie prowadzą śledztwo na pozór osobiste, bo parzcież chodzi o siostrę głównej bohaterki. Po mimo tego rodzinnego aspektu, można wyczuć dość oczywisty polityczny aspekt. Wojna między gatunkami wisi w powietrzu i nie sposób jej pominąć. Sabina wraz ze swoimi przyjaciółmi robią, co w ich mocy, aby jej zapobiec.

Książka jest przeznaczona dla znających serię. Ciężko, byłoby się odnaleźć w tej zawiłej akcji, więc zalecam przeczytanie poprzednich tomów. Narracja utrzymana w tym samym tonie, co na początku, czyli jest prowadzona przez Sabinę. Zachowanie bohaterów nie zaskakuje. Nadal są nieustraszeni i waleczni a ich heroiczne potyczki są szczegółowo opisane, co zadowoli męską publikę.

Tak jak w poprzednich tomach, tak i w „Zielonookim demonie” poznajemy nowych bohaterów,. Należą do nich Zenobia- zwolenniczka wudu oraz wróż, który jest, cóż transwestytą. Wprowadzenie nowych postaci jest świetnym rozwiązanie. Dodają oni świeżości i często zabawnych sytuacji, co zwiększa zainteresowanie.

Bardzo ucieszył mnie fakt, że wątek miłosny ruszył do przodu. W poprzednich tomach rozwijał się stopniowo, by w tym nabrać lekkich rumieńców. Napięcie seksualne między bohaterami od początku było wyczuwalne a ich rozmowy prywatne po prostu mnie bawią. Lubię czytać o Sabinie i Adamie, nadal jestem niezaspokojona. Czasami się zastanawiam, kiedy wreszcie poczuję się usatysfakcjonowana ich relacją.

Książka ma wiele wad, należą do nich skąpy, lecz ostry język. Utarte stereotypy głównych bohaterów oraz problematyka. W ilu to już książkach czytaliśmy o walkach międzygatunkowych? Nie mam na celu zniechęcenia was, wręcz przeciwnie, bo skoro te wady mi nie przeszkadzają to uważam, że książka ta jest przyjemną lekturą a zalety przewyższają wady ! To mi wystarczy, by sięgnąć po kolejną książkę.    

Podsumowując moje wrażenia ,powiem tak, książka nie zaskakuję swoją oryginalnością, gdyż fabuła jest już wszystkim zanana. Pomimo tego bohaterowie i błyskotliwie prowadzona akcja wyprowadziły serię o Sabinie na szczyty gatunku. Pochłaniające Urban Fantasy, które z każdym kolejnym tomem zachwyca coraz bardziej. Polecam !

5-/6
Dziękuję!!!
 

piątek, 21 czerwca 2013

"Papierowe miasta" John Green- recenzja


Pan John Green zawitał do nas z „Gwiazd naszych wina”. Po burzliwej, gorącej i wyczekiwanej premierze, czytelnicy zachwycili się jego stylem i niesłychanym talentem. Teraz nadszedł czas na kolejną książkę autora „Papierowe miasta”.

Margo Roth Spiegelman jest kimś w rodzaju idola. Wszyscy ją podziwiają i rozprawiają na temat jej słynnych, dziwnych i często mało realnych wybryków. Ludzie się z nią liczą i podporządkowują. Pewnego wieczora dziewczyna odwiedza okno swojego sąsiada Quentina Jacobsena. Dawno temu się przyjaźnili i spędzali każdą chwilę, razem nawet znaleźli martwego mężczyznę w parku. Od tamtego czasu ich drogi się rozeszły a wydarzenie to miało wielki wpływ na Margo. Po tym jak długo ze sobą nie rozmawiali Quentin jest zdziwiony widząc swoją sympatie w oknie i słysząc propozycje, którą mu składa. Szalona wyprawa po uśpionym nocą osiedlu Jefferson Park w Orlando, pełną zemsty, włamań i naruszeń prawa. Jednak to nie wszystko- Margo dzień później znika a chłopak robi wszystko, aby ją odnaleźć.

Główną postacią jest Quentin. Porządny i wzorowy chłopak, który przyjaźni się z Benem i Radarem. To właśnie z nimi chłopak spędza czas i próbuję rozwiązać zagadkę Margo. Dziewczyna zostawiła po sobie wiele wskazówek, które mają naprowadzić na trop prowadzący prosto do niej. Spodziewałam się, że  akcja będzie się kręciła wokoło Margo i Quentina, lecz się myliłam. Dziewczyna znikła bardzo szybko a później chłopcy wspominali o niej podczas rozmyślań nad śledztwem.

Quentin jest bohaterem bardzo przyjemnym. Można go polubić, ponieważ jest wierny przyjaźni. Tyle lat nie utrzymywał kontaktu z dziewczyną, a jednak potrafił rzucić się w wir zazwyczaj  bezowocnych poszukiwań. Podziwiałam jego siłę i zawziętość. Początkowo był dość nijaki, lecz Margo go odmieniła. Jednym może wydać się, że na gorsze, gdyż bohater opuścił kilka lekcji. Osobiście uważam, że ludzie powinni żyć chwilą , oczywiście z umiarem, tak, aby niczego nie żałować. Co do Margo mam mieszane uczucia. Dziewczyna okazała się jedna wielką tajemnicą oraz próżną i samolubną egocentryczką. Najdziwniejsze jest to, że pomimo swoich wad i tego, że nie zgadałam się z jej decyzją to i tak nie sposób jej nie lubić.  Od początku chciałam zadać jej kilka pytań. Dlaczego uciekła? Czy wymyśliła wszystko sama? Czy wróci? Przez wszystkie te niewiadome czytałam zawzięcie. Starałam się rozgryźć psychologię Margo i zapewniam was, że jest to ogromnie trudne zadanie. Pan Green po mistrzowsku wykreował bohaterkę i jej złożony charakter.

Tytuł „papierowe miasta” jest dość intrygujący. Ktoś, kto miał styczność z tym zwrotem może się domyślić, co oznacza. Z biegiem wydarzeń zostaje on wyjaśniony i można stwierdziłam, że ma kilka odniesień.

Quentin jest narratorem. Rzadko się spotykam z taką narracją i za każdym razem jestem mile zaskoczona. Lubię poznawać świat z innego punktu widzenia, niż kobiecego. Łatwo się wczuć, ponieważ chłopak ma osiemnaście lat i język jest młodzieżowy oraz lekki. Uwielbiam w książce te długie wywody i opowieści, które pomimo zwykłej historii, kończą się morałem i zabawną puentom.

Troszkę mnie rozczarowała akcja książki. Na początku była dynamiczna i nieprzewidywalna, z pewnością za sprawą Margo, która dosłownie błyszczała i skupiała uwagę. Ich jednonocna wyprawa była ciekawa i podobała mi się. Akcja w drugiej części zwolniła i oscylowała wokół licealnego życia i tajemniczego zniknięcia Margo. Tutaj było więcej myślenia i rozważania, chociaż Quentin wraz z przyjaciółmi odbywał podróże to i tak  nie porwało mnie to do końca. Miałam wrażenie powtarzania się.

Po przeczytaniu książki jestem zadowolona. Kolejna książka autora zachwyca i jest wartą poznania pozycją. Polecam wszystkim, gdyż „Papierowe miasta” mają w sobie wiele prawdy, morału i są pouczającą lektura. Fabuła intryguje a zakończenie chyba jest znakiem rozpoznawczym Pana Greena, ponieważ pozostawia po sobie niedosyt i nutę nostalgii oraz refleksji nad życiem.

5/6
Bardzo dziękuję za książkę!!!
 
 

poniedziałek, 17 czerwca 2013

"Dogonić Szczęście" Lucy Gordon - recenzja


Christine Sparks Fiorotto jest brytyjską pisarką i pisze pod pseudonimem Lucy Gordon. Z pod pióra pisarki wyszło 75 powieści i sprzedała ich ponad 26 mil , były one wielokrotnie  nagradzane. Autorka pracowała, jako dziennikarka, lecz od 1984 roku poświęciła się swojej pasji, czyli pisarstwu.

„Dogonić szczęście” to jej kolejna, ciesząca się uznaniem  książka. Opowiada ona historię trzech braci Rinucci.   Carlo pewnego dnia poznaję sławną producentkę filmową Dellę Hadley. Kobieta jest od niego starsza o siedem lat i jest to dla niej wielki ciężar i problem. Pomimo tej różnicy wieku bohaterowie szybko zaczęli się do siebie zbliżać.

Kolejna historia dotyczy brata bliźniaka Carla- Ruggiero Rinucci. Jego życie uległo diametralnej zmianie w momencie pojawienia się Polly, która oznajmia mu, że jego była kochanka poznana w Anglii nie żyje, lecz pozostawiła po sobie ich syna, o którym  Ruggiero nie miał zielonego pojęcia.

Francesco jest trzecim z braci. Mężczyzna nie radzi sobie z odrzuceniem przez niewidomą Celię, jednak jego wiara w miłość i szansa na jej odnowienie pojawia się wraz z powrotem dziewczyny.

Akcja książki dzieję się we Włoszech, dzięki czemu nastrój powieści jest uroczy i klimatyczny. Kolejnym plusem książki jest z całą pewnością akcja, która gna do przodu i kilkakrotnie jest to nawet problemem. Było tyle sytuacji, w które wniknęłabym jeszcze głębiej i dowiedziała się szczegółów, lecz nie było mi to dane. Choć szczerze powiem,  wolę takie rozwiązanie niż mozolnie rozwijającą się akcję.

Co do bohaterów to nie wszyscy mnie urzekli. Historia Carla i Delli jak dla mnie mogłaby w ogóle nie istnieć. Nie potrafiłam się wczuć w ich sytuację a sama Della denerwowała mnie swoimi uprzedzeniami, tym bardziej, ze nieustannie powtarzali to jak bardzo się kochają. Kolejni dwaj bracia Rinucci nadrobili i podwyższyli moją ocenę tej książki. Ruggiero i Polly wprowadzili lekko domowy i swojski klimat, który wchłaniałam z ogromną przyjemnością, nie ukrywam, że mały chłopczyk miał na to swój wpływ. Najbardziej spodobała mi się Celia i jej niezłomna siła i walka o samodzielność. Francesco kiedyś wielokrotnie traktował ją z wręcz despotyczną nadopiekuńczością i później to musiał nadrobić. Jestem zwolenniczką silnych bohaterek, a Celia się do nich kwalifikuje.

  Po przeczytaniu książki „Dogonić szczęście” ze spokojem mogę odetchnąć. Lektura nie wstrząsnęła moim światem, lecz była czymś przyjemnym i lekkim. Jest to typowy romans, który polecam czytelniczką szukającym miłości i wiernych, mocno kochających mężczyzn-, którzy tak samo potrzebują miłości jak kobiety.

3/6

Dziękuję!!!
 

sobota, 15 czerwca 2013

"Potęga miłości" Elizabeth Chandler- recenzja


„Potęga miłości” to kontynuacja „Pocałunku anioła” Elizabeth Chandler.
Książka zaczyna się około tygodnia po wydarzeniach z poprzedniej części . Tristan wraz z pomocą Lucey usiłują odwiedzić się, co zagraża Ivy. Nieświadoma niebezpieczeństwa bohaterka zacieśnia znajomość ze swoim przybranym bratem Gregorym. Ivy dręczą koszmary, w których przypomina sobie szczegóły z wypadku, a ta wiedza zagraża jej życiu.
Muszę przyznać, że w książce bohaterowie mnie denerwowali. Ivy nieugięcie przebywa w żałobie i nie dopuszcza do siebie żadnych widocznych znaków od Tristana. Wyzywa brata, jeśli wspomina o aniołach, nie jest to miłe, tym bardziej, że chłopczyk ma racje i mówi prawdę. Pokazuję jej znaki, lecz ona nic sobie z tego nie robi. Jest krótkowzroczna i nie podoba mi się to. Co do Ivy mam również zastrzeżenia, co do jej stosunku do Willa. Facet jest naprawdę w porządku i należy mu się uwag, ale ona jest ślepo wpatrzona w Gregorego, który w poprzedniej książce był oschły i czasami chamski a teraz nagle czuły i wyrozumiały, już samo to nasuwa wątpliwości, co do jego osoby.
Tristan natomiast działa impulsywnie i choć Lucey wydaję się płytką zapatrzoną w siebie aktoreczka zaskakuje pełnymi mądrościami wypowiedziami. Chłopak dosłownie olewa jej rady i leci na łeb na szyję. Z pewnością widać jego miłość i troskę, trzeba zrozumieć, że trudno jest oglądać swoją dziewczynę z kimś innym i troszkę go to usprawiedliwia. Jestem ciekawa, z jakiej strony pokaże się w następnej części.
Jeśli miałabym wspomnieć o plusach to należy do nich akcja. Zaczyna się od początku książki i gna do przody.   Były momenty przewidywalne i zaskakujące. Domyśliłam się oprawcy, lecz nie znalazłam motywów jego zachowania a jestem ich bardzo ciekawa.
Książka nie zaskakuję, ale nadal uważam, że to miła słodka książeczka świetnie nadająca się na jeden dzień. Polecam fanom gatunku i dziewczyną lubiącym historyjki o miłości
3+/6
Dziękuję !!!
 

czwartek, 13 czerwca 2013

"Pocałunek anioła" Elizabeth Chandler - recenzja


„Pocałunek anioła” to początek sześciotomowego cyklu, którym Elizabeth Chandler zdobyła uznanie i fanów. Autorka używa pseudonimu artystycznego a prawdziwe jej imię to Mary Clarie Helldorfer, mieszka Baltimore w USA, gdzie ku uciesze fanów oddaje się pisarstwu.

Matka Ivy ponownie wyszła z mąż. Dziewczyna wraz z młodszym bratem Philipem przeprowadzają się do wielkiej posiadłości i zaczynają nowe życie. Dziewczyna niedawno rozpoczęła naukę w nowej szkole, zaprzyjaźniła się z Beth i Suzanne. Ivy i jej przybrany brat Gregory cieszą się popularnością i tak oto Ivi zyskała wielbiciela. Tristan zadurzył się w niej, kiedy w końcu ich ścieżki zaczęły się zacieśniać, dramatyczny wypadek kończy ich piękną sielankę. Tristan umiera i powraca, jako anioł.

Książka zaczyna się dość zaskakująco, ponieważ od śmierci głównego bohatera. Po tym zdarzeniu przeskakujemy do wydarzeń sprzed wypadku i stanowią one większą cześć utwory. Akcja rozkręca się dość mozolnie, ponieważ te wspomnienia sprawiły, że czytamy o rozwijającym się uczuciu Ivy  i Tristana. Bardzo mi się spodobało, w jaki sposób autorka ujęła to uczucie. Nie pokazała go, jako wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, tylko powoli kształtujące się uczucie. Daje jej za to wielkiego plusa, ponieważ w normalnym życiu ile zdarza się takich wielkich miłości? Mało!!! A w „Pocałunku anioła” miłość zaczęła się od przyjaźni i rozwijała powoli, poprzez zdobyte zaufanie i dopiero w odpowiednim momencie bohaterowie odkryli, że to miłość a nie tylko zadurzenie, czyli tak jak powinno być, by takie potężne uczucie, jakim jest miłość nabrała mocy i trwałości.

Głównymi bohaterami są Ivy i Tristan. Dziewczyna to zwykła, co prawda piękna, uczennica. Od dzieciństwa wierzy w anioły i swoją wiarą zaraziła młodszego brata. Nie jest to kolejna bohaterka z wielkimi mocami, powiedziałabym, że wybija się swoją przeciętnością i wadami. Po stracie chłopaka, musi sobie radzić z żałobą i tu musze przyzna, że widząc jej ból niejednokrotnie się wzruszyłam. Tristan natomiast jest idealnym chłopakiem. Zdolny pływak, który daje lekcje i korepetycje z matmy, do tego przystojny miły, po prostu idealny. Mam wrażenie, że ten obraz jest trochę przesadzony i przyznam, że po śmierci Tristan o wiele bardziej przypadł mi do gusty. Ponosiły nim emocje i działał impulsywnie, co złamało obraz tego złotego chłopca.  

Fabuła książki jest dość banalna i ciężko doszukać się czegoś nowego. Lektura jest cieniutka i postrzegam ją, jako wstęp do dalszej akcji, która pod koniec nabrała tępa i pazura. Wydarzenia w książce dzieją się na przestrzeni kilku tygodni, może nawet miesięcy. Pomimo tych przeskoków w czasie łatwo było się odnaleźć.  W książce wyczuwało się napięcie spowodowane niejasnymi okolicznościami wypadku i cały czas zastanawiałam się, o co chodzi, nie dowiedziałam się tego, ponieważ jak na razie otrzymałam za małą ilość szczegółów. Język jest bardzo prościutki, czasami wręcz dziecinnie prosty, co sprawiło, że lekturę czyta się bardzo szybko. Można ją pochłonąć w kilka godzin i są to mile spędzone godziny. Wspomnę o okładce, która utrzymana jest w błękicie i nawiązuje do aniołów, cała seria jest w tym klimacie i pięknie prezentuje się na półce.

Książka nie należy do wysoce ambitnych i jest skierowana raczej do młodych czytelniczek. Jest  to typowy paranormal romance i każdy, kto lubi ten gatunek powinien przeczytać „Pocałunek anioła”, ponieważ to bardzo miłe i sympatyczne czytadło.

Polecam 4/6
Dziękuję!!!
 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

"Mag w czerni" Jaye Wells- recenzja


„Mag w czerni” to drugi tom wampirycznego cyklu o Sabinie Kane. Jaye Wells po raz kolejny zabiera nas w podróż po zurbanizowanym świecie, gdzie każdy walczy o władze.

Po wydarzeniach w „Rudowłosej” Sabina wraz z Adamem i swoim wiernym demonem Giguhlem wyruszają do Nowego Jarku, by spotkać się z Radą Hekate i z siostrą Maisie. Na miejscu przed bohaterką zostaje postawione wiele wymagań i ograniczeń. Sabina dowiaduję się również, że jej zadaniem jest zjednoczenie mrocznych ras-  w co stanowczo powątpiewa. Bohaterka rozpoczyna szkolenie magiczne, które łatwe nie jest tym bardziej, że nieustannie ktoś dybie na jej życie. Książka jest urozmaicona demonicznymi walkami oraz pojawieniem się przystojnego wampira, który jest dawnym przyjacielem Sabiny.

Sabina nie zaskakuje, nadal jest twardą i waleczną wampirzycą, która klnie jak szewc. Jestem zwolenniczką wybuchowych bohaterów i uwielbiam jak mówią wszystko co im ślina na język przyniesie. W książce pojawiają się nowe postacie, do najważniejszej zalicza się jej siostra bliźniaczka, są prawie identyczne, lecz charakter ma kilka tonów spokojniejszy. Podobało mi się jej podejście do siostry i z przyjemnością poznam ją lepiej w dalszych książkach.

Akcja ja zwykle zawrotna, usiana walką i pyskatymi dialogami. Ciągłe napięcie jest wyczuwalne i całe szczęście, że  zabawne sytuacje są obecne i dodają lekkości. Jeśli miałabym powiedzieć co mi się nie podobało to z pewnością brak Adam, który przez większość część książki jest na tajnej misji. Brakowało mi jego rozmów z Sabiną i czuje niedosyt. Narracja pierwszoosobowa, tak jak w poprzedniej części a Sabina szczegółowo opowiada nam krwawe walki, którymi usiana jest lektura. Czyta się szybko i przyjemnie, co jest wielkim atutem.

Książkę oceniam na dobrą.  To miły paranormal, idealny na wieczór. „Mag w czerni” nie zaskakuje nowością, lecz jest zabawną i namiętną książką, którą polecam wszystkim lubiącym takie klimaty. Całość jest utrzymana na równym poziome co jej poprzedniczka, dlatego przeczytam następną książkę tej autorki- być może dlatego, że mam ogromny sentyment do zębatych bohaterów.

3+/6
Dziękuję!!
 
 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

"Drozdy - dotyk przeznaczenia" Chuck Wending - recenzja


„Drozdy- dotyk przeznaczenia” to debiutancka powieść Chucka Wendinga. Pisarz jest scenarzystą i autorem gier RPG. Piękna i intrygująca okładka książki, przykuła moja uwagę, a życie Pana Chucka mnie zaciekawiło, te dwie rzeczy sprawiły, że bardzo zapragnęłam przeczytać książkę i zobaczyć jakie dzieło wyszło spod ręki Tego ciekawego mężczyzny.  

Miriam Black ma troszkę ponad dwadzieścia lat i posiada niezwykły dar a zarazem przekleństwo. Po dotknięciu danej osoby widzi, kiedy ona umiera i w jaki sposób. Żyje z okradania ludzi, którzy umierają i podróżuje po kraju. Jej życie staje się jeszcze gorsze, kiedy spotyka Ashleya- faceta uwikłanego w tajemnicze przestępstwo. Jego śladem podążają Harriet i Frankie. Miriam wpada w sam środek ich porachunków. Dziewczyna między czasie poznaje Louisa Darling. Wie, że niedługo umrze i to z jej imieniem na ustach.  Zaczyna widzieć duchy, zdobywa niejednego siniaka i walczy o życie, nie tylko swoje.

Pan Wending opisał amerykańskie życie kierowców ciężarówek. Bohaterka tuła się od baru do baru i niejednokrotnie uczestniczy w jakieś bójce. Świat wydaje się obskurny a nawet odrażający. Miriam cały czas kopci papierosy, a czytając wręcz widziałam unoszący się dym wnikałam w ten odstręczający krajobraz.

Narrator skupia się na Miriam, w kilku rozdziałach pokazuje nam poczynania Harriet i Frankiego. Spodobały mi się przeskoki do rozmów Miriam i Paulem, rozdziały te są zatytułowanie wywiad. Dziewczyna zwiedza się przed chłopakiem i wyjawia sekrety dotyczące swojego dawnego życia, co sprawiło, że ma taki a nie inny charakter. Te kilka rozdziałów z pewnością wyjaśniło sporo, lecz nie wszystko i pozostawiło kilka pytań.

Fabuła jest zbliżona do książki „Numery” Rachel Ward. W tamtej książce bohaterka również widziała daty śmierci ludzi. Pomimo swojego podobieństwa „Drozdy” są książką ostrą a wręcz hardkorową  i w stu procentach dla starszych czytelników.

Co do języka, to powiem, że nie wszystkim przypadnie do gustu.  Widać tu rękę mężczyzny, ponieważ niektóre zwroty były wręcz obleśne a momentami nawet zawstydzające. Miriam natomiast od wulgaryzmów nie stroni, pyskuję i właśnie dla tego ją lubię. Nie ma, co się dziwić skoro matka nieustannie ją poniżała a życie kładło jej wiecznie kłody pod nogi, choć powinnam powiedzieć, że śmierć. Jedyny „normalny” bohater, jakiego dojrzałam to Louis. Przystojny, potężny i miły. Traktuje Miriam z czułością, jednym słowem- facet jak malowany. Książki nie można sklasyfikować w jednej dziedzinie, myślę, że jest to po części thriller, książka akcji i Urban fantasy z elementami psychologii.

„Drozdy” w jakiś dziwny sposób, wciągnęły mnie w nieprzewidywalną  akcję pełną seksu- nie zawsze pięknego, brutalnych ciosów i miłości. Sama się zdziwiłam, że odnalazłam przyjemność w tym chorym obrazie świata, w którym nie ma różowych kwiatów a śmieci, które kopiesz nogą, bo brzydzisz się dotknąć ręką.  Wir wydarzeń intryguje a akcja nieuchronnie prowadzi do śmierci. Polecam wszystkim, którzy lubią ostry język, bójki ociekające krwią oraz niezwykłą tajemnicę w tle.

4+/6
Dziękuję bardzo!!!
 

sobota, 1 czerwca 2013

"Nowy Przywódca" Julianna Baggott - recenzja


„Nowy Przywódca” to długo wyczekiwana kontynuacja błyskotliwego cyklu „Świat po wybuchu”. Sama znalazłam się w dość dogodnej sytuacji, ponieważ pierwszą część przeczytałam niedawno i dzięki temu nie usychałam z tęsknoty za bohaterami, teraz i ja dołączyłam do tych wzdychających, gdyż jak mam wytrzymać do następnej książki, kiedy tak bardzo chcę już ją mieć!? Nie wiem.

Książka rozpoczyna się w krótkim czasie po wydarzeniach z „Nowej Ziemi”. Partridge i Lyda przebywają pod opieką matek, gdzie sporządzają mapy kopuły. Willux , dowódca czystych pragnie by jego syn wrócił i w tym celu wysyła śmiercionośne pająki, które wszczepiają się w ciała a po upływie wyznaczonego czasu wybuchają. Portridge nie chce, aby niewinni ludzie ginęli przez niego  i wraca, lecz tam czeka na niego misterny i psychopatyczny plan stworzony przez jego schorowanego ojca. Międzyczasie druga grupa bohaterów, Pressia, Bradwell i El Capitan wyruszają w daleką podróż w celu odnalezienia cennej formuły, która może zmienić wszystko w tym zniszczonym świecie.

Akcja książki zaskakuję swoją dynamiką- bohaterowie podróżują przez niebezpieczne tereny i spotykają na swej drodze różnego typu bestie, za każdym razem serwując nam coś nowego. Jest to druga część i nie da się uniknąć porównań do poprzedniej książki. Nie wiem jak autorka to robi, ale „Nowy Przywódca” jest utrzymany na równie wysokim poziomie, co poprzednia lektura.

Bohaterowie dobrze już nam znani, raczej nie zaskakują swoim zachowanie, pomimo swoich wielu wad i często samolubnego postępowania, wytrwale dążą do ocalenia ludzkości. Tak ukształtowane postacie są bardzo realne. Mogłam ich sobie  bez problemu wyobrazić. Normalne nastolatki, które dorosły zbyt szybko przez kataklizm i niebezpieczne życie, które ich dosięgło.   Zaskakującym wyjątkiem jest  El Capitana. Na początku niebezpieczny i bez skrupułów zmienił się na naszych oczach, lecz w tej części bardzo go polubiłam. El Capitan stał się łagodniejszy dla Helmuda, brata wtopionego w jego plecy. Dzięki takiej zmianie, Helmud zaczyna przejawiać lekką inicjatywę i nie powtarza wszystkiego bezmyślnie, lecz dodaje coś od siebie. Pojawiła się nowa postać i to dość ważna. Iralena- mieszka w kopule i przebywała w stanie zawieszenia, przygotowywana na narzeczoną Portridga. Wydaję się na wierną poglądom Wiluxa i irytowała mnie przez większość czasu, aż do chwili kiedy zrozumiałam, że jest świetną aktorką i w tajemnicy pomaga Portidge.

 Przyznaję, że wszyscy bohaterowie skradli moje serce i nie mam się, do czego doczepić. Książka jest prowadzona na kilku płaszczyznach. Portridge w kopule, Lyda u matek i pozostali w podróży, troszkę mi  szkoda, że bohaterowie się rozdzielili i tak mało byli razem. Jednak fakt, że Pressia i Bradwell podróżowali wspólnie, wynagrodziła mi wszystko.

Ta książka jest istnym przejawem geniuszu i wielkiego talentu. Wywołuje w czytelniku silne, burzliwe emocje i dzięki temu zrozumiałam, że dla takich książek człowiek czyta. Szuka ich wytrwale a kiedy znajdzie, wnika w nie bez opamiętania. Po zamknięciu ostatniej strony nie pozostaje nic innego, jak zacząć czytać od nowa, bo ta książka nigdy się nie znudzi!!!!

6+/6

Ulubiony cytat:

„- Teraz czuję, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni, lecz  tworzymy siebie nawzajem- takich, jacy powinniśmy się stać….”
Dziękuję!!!