Tytuł: Dzień, w którym
umarłam
Tytuł oryginalny: Lilim
Autor: Belen Martinez Sanchez
Wydawnictwo: MIRA
Data wydania: 10.09.2014
ISBN: 978-83-276-0909-0 Liczba stron: 380
Tytuł oryginalny: Lilim
Autor: Belen Martinez Sanchez
Wydawnictwo: MIRA
Data wydania: 10.09.2014
ISBN: 978-83-276-0909-0 Liczba stron: 380
Moja ocena: 5/6
W książce spotykamy się z diabłami
zwanymi Lilim oraz aniołami. Można by oczekiwać, że anioły są dobre a diabły
złe. Nic bardziej mylnego. Postacie nie są czarne i białe, lecz pokazane w
odcieniach szarości. Przebywając w Panteonie, czyli piekle miałam wrażenie, że
jestem w realnym świecie, gdzie każdy ma prace i żyje normalnie, a jedyne, na
co trzeba uważać to ataki aniołów.
Diletta jest dziewczyną,
którą łatwo polubić. Mówi, co jej ślina na język przyniesie, co nie raz
prowadzi do kłopotów. Bohaterka wielokrotnie przejawiała brak odwagi i to mi się
nie podobało. Otrzymała wysokie stanowisko a tak naprawdę nie umiała walczyć. Z
biegiem czasu można zauważyć subtelną zmianę i Diletta dorasta. Jeśli chodzi o
Aloisa, drugiego bardzo ważnego bohatera mogę powiedzieć, że jego wysokie
mniemanie o sobie ubawiło mnie do łez.
„ A ja, Alois Petersen, cudowne dziecko, bez
wątpienia jestem doskonały”
Takich uwag nie brakuję i
wielokrotnie arogancja bohatera mnie zdumiewała. Od początku podejrzewałam, że
pod tą zbroją znajduję się chłopak, który ma dobre, lecz samotne serce.
Książka nie jest wielkim
arcydziełem i oryginalnością nie grzeszy, jednak zakochałam się. Dlaczego? Po pierwsze,”
Invocato” Pani Agnieszki Tomaszewskiej jest moją ulubioną książką, do której wracałam
już wielokrotnie. „Ja, diablica” również napisana jest podobnym stylem i dawno
nie trafiłam na książkę, przy której bawiłam się równie dobrze jak przy wyżej
wymienionych, aż tu niespodziewanie trafiłam na „Dzień, w którym umarłam”.
Kolejny powód, dla którego polecam jest humor na najwyższym poziomie.
Bohaterowie są interesujący i posiadają mocne charaktery. Nie mogę nie
wspomnieć o okładce. Jest straszna, mam wrażenie, że gdzieś ją widziała i moim
zdaniem nie pasuję do treści.
Książka jest napisana
prostym, młodzieżowym językiem, który świetnie się sprawdza. Czyta się szybką dzięki
dynamicznej akcji. Początkowo myślałam, ze to kolejny zwykły paranormal, szkoła
i pewny siebie chłopak, ile tego już było? Nie oczekiwałam wiele, jednak, kiedy
Diletta umarła i przeniosła się do Panteonu książka całkowicie mnie pochłonęła
i szczerze zaskoczyła.
„Dzień, w który umarłam” to książka
w szczególności skierowana do młodzieży. Napisana jest w oryginalny sposób i posiada
ten specyficzny rodzaj humoru, który lubię. Między Dilettą a Aloisem zaczyna
rozwijać się uczucie a mimo to do ostatniej strony nie szczędzą sobie złośliwości.
Jeśli szukacie książki poważnej i skłaniającej do przemyśleń, odradzam. Ten
arogancki diabeł i płochliwa wariatka zapewnią wam świetną zabawę i
wielokrotnie rozbawią. Polecam żądnym dobrej zabawy!
Książka juź na liście do przeczytania ;D a ta okładka faktycznie okropna ;)
OdpowiedzUsuńnamalowac-swiat-slowami.blogspot.com
Również uważam, że okładka jest kiepska. O książce czytałam. Chciałam po nią sięgnąć, jednak nie byłam pewna czy warto :) Może jeszcze kiedyś się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńNa mnie już ta książka czeka :3 A okładka przypomina mi te książki o kobietach skrzywdzonych przez los :x
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam. Zobaczyłam ją w jednej z reklam umieszczonych w BRAVO. Opis bardzo mnie zaciekawił i zaczęłam szukać jakiś recenzji na ich temat i trafiłam do Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńFajna recenzja
Zapraszam do mnie : http://tinna-official.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń