Lydia ma wszystko, piękny dom i pieniądze. Brogan od zawsze
musiała troszczyć się o najbliższych. Chora siostra oraz ojciec alkoholik są
dla niego najważniejsi, lecz zauroczenie do Lydii daję mu pewną dawkę
wytchnienia. Młodzieńcza miłość kończy się dramatycznie. Chłopak jest zmuszony
wyjechać, pozbawiony jakichkolwiek środków do życia. Los lubi być przewrotny i
siedem lat później to Lydia jest w trudnej sytuacji finansowej, a Brogan zdobył
niemała fortunę i to teraz od niego zależy, czy dziewczyna i jej rodzina wyjdą
z tarapatów. Czy dawne uczucia przetrwały, czy jednak zostały zmiażdżone pod
naparem nienawiści?
Uwielbiam książki Mii Sheridan. Archer z „Bez słów” powalił
mnie na kolana, a cała historia zmaltretowała moje serce. „Stinger” to
sympatyczna, zaskakująca i romantyczna powieść, a „Calder” oraz „Eden”
zaskoczyły mnie oryginalną fabułą. Miałam spore oczekiwania względem najnowszej
powieści autorki, lecz nie zostały one spełnione w najmniejszym stopniu.
Lydia to sympatyczna dziewczyna i choć w młodości popełnia
błędy, to ostatecznie jest zdeterminowana, odważna i dumna. Ta mieszanka
sprawia, że jest interesującą postacią. Brogan jest mściwą osobą. Ponowne
spotkanie bohaterów jest nasiąknięte nienawiścią, dawnymi urazami i niestety
strasznie mnie to irytowało. Narracja jest prowadzona z perspektywy dwójki
głównych bohaterów i choć Brogan często tłumaczy swoje postępowanie, jego
uczucia w jakimś stopniu są zrozumiałe, to jego postępowanie jest tak
irracjonalne, że nie byłam w stanie polubić tego mężczyzny.
Akcja jest zawrotna, sporo się dzieję, lecz jest również
chaotycznie. Sam finał jest przewidywalny do bólu, lecz niektóre sytuację były
tak abstrakcyjne, że ta historia jest naprawdę mało realna. Mam wrażenie, że
autorka nawrzucała wszystko, co jej przyszło do głowy i niestety nie wyszło to
dobrze, bo wyszedł z tego taki mix kilku powieści.
Pomimo tych wad, to książka całkowicie słaba nie jest. Czyta
się całkiem przyjemnie poza kilkoma momentami, kiedy nie mogłam zdzierżyć
sztampowej fabuły. Być może miałam za duże oczekiwania, ale nie jest to górnolotna
powieść, tylko przeciętne czytadło na wieczór. Przeczytałam i tak jak sam tytuł
sugeruję, nie tylko bohaterowie starają się stworzyć relację „Bez uczuć”, bo i
czytelnik bez większych wybuchów emocji odbiera historię Lydii i Brogana.
„Bez uczuć” to sztampowa i przewidywalna powieść, która
niczym szczególnym się nie wyróżnia. Autorka zbyt wiele zrzuciła na barki
bohaterów, a negatywne uczucia, które nieustannie wisiały na Lydią i Broganem
nie pozwoliły mi całkowicie cieszyć się lekturą. Jeśli szukacie książki lekkiej, idealnej na wieczór, z licznymi i pięknym wybuchami namiętności, to „Bez uczuć”
może okazać się dobrym wyborem. Wszyscy romantycy kochający wzruszające i na
długo zapadające w pamięci historię, to ta książka nie jest dla Was.
5/10
Dziękuję!
Bardzo mi się podobała książka Bez słów, kolejne Bez szans i Bez winy okazały się słabsze, niestety. Teraz jak czytam o tej, też mam wrażenie, że będę nieco zawiedziona. :/ No, ale skuszę się może. :)
OdpowiedzUsuńBez słów była piękna, Bez szans już mnie tak nie porwała, czyli coś coraz słabiej...szkoda...
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nicntej autorki ale chyba muszę nadrobić, bo jak dla mnie to może być bardzo ciekawa książka mój blog
OdpowiedzUsuń