Strony

środa, 27 lutego 2013

" Intruz" Stephenie Meyer - recenzja ( prosto z serca)


Nie ukrywam, że twórczość pani Stephanie Meyer, miała ogromny wpływ na moje życie. Od momentu, kiedy przeczytałam  „Zmierzch”, nie mogę się obyć dnia bez książki. Wielu krytykuję tę sagę, lecz ja tego nie zrobię. Pozostawiają wiele do życzenia, ale co z tego, skoro można się w nich zakochać. Nie tylko ja tak sądzę, ale cała rzesza fanów. Miliony sprzedanych książek oraz ekranizacja wszystkich części, są dowodem tego czytelniczego fenomenu.

Jak wzorowy czytelnik paranormalni, przeczytałam Sagę „Zmierzch” od deski do deski. W chwili, kiedy moje marzenia i pragnienia były nasycone, sięgnęłam po inne pozycje fantasy, lecz nie po „Intruza”. Strasznie obawiałam się tej lektury. Bałam się, że następna książka tej autorki będzie gorsza i mało oryginalna. Kiedy odkryła, że  „Intruz” doczeka się ekranizacji, nie pozostało mi nic innego jak przeczytać. Z wielkimi obawami otwarłam pierwszą stronę i??? PRZEPADŁAM !

Niedaleka przyszłość, w której świat opanowany jest przez obcych a dokładniej Dusze. Istoty te wędrują z planety na planetę, szukając żywiciela. Są niezwykle łagodne, nie znają przemocy, złości czy chociażby zazdrości. Ludzkie emocje i ułomności są im obce. Traktują rasę ludzką jak naczynie, do którego się wlewają i całkowicie je  opanowują.

Melani  (główna bohaterka) została schwytana przez łowców, a w jej ciele zamieszkuje dusza. Wagabunda  przebyła osiem planet, zanim ostatecznie trafiła na ziemie. Świat ten bardzo jej się spodobał. Myślała, że pójdzie jej łatwo i opanuje Melani, lecz to zadanie okazało się o wiele za trudne. Melani to „rasowy” rebeliant i nie poddaje się łatwo. Walczy o siebie, brata i ukochanego Joreda do tego stopnia, że i Wagabundzie zaczyna na nich zależeć. W umyśle i ciele zamieszkują dwie osoby, Melani i Wagabunda zaczynają współpracować i wyruszają na pustynię, aby spotkać tych, których kochają. To spotkanie wstrząśnie nimi wszystkimi.

 Bohaterowie wyraziści i interesujący. Przypadli mi do gustu. Książka napisana łatwym, lecz nie prostackim  językiem i czyta się szybko. Całe szczęście, że jest to obszerna powieść, dzięki czemu, przez kilka dni przeżywamy razem z bohaterami ciekawą i przepiękną przygodę.

Książka ta jest tak inna od sagi „Zmierzch”, że aż trudno uwierzyć, że stworzyła je ta sama autorka. Styl Pani Meyer poważniejszy i dopracowany. Niezwykle wciągająca i pochłaniająca. Dojrzały obraz wolności, przyjaźni i walki z własnymi słabościami. Przepełniona refleksjami na temat życia i miłości. Zakończenie książki uważam za dobre , choć zostawia otwartą furtkę dla autorki. Niestety, na razie nic nie słychać o drugiej części.

Książka z pewnością niebanalna i wysoce wartościowa, której wątek miłosny dodaje smaku. Godna polecenia i przeczytana. Sama w obliczu rychłej premiery kinowej, wróciłam do „intruza” i z zachwytem odkryłam, że dała mi tyle samo przyjemności, co za pierwszym razem.  Uwielbiam, kiedy książka wstrząsa czytelnikiem i skłania do rozmyślań- takich książek się nie zapomina.

Polecam

5+/6

6 komentarzy:

  1. Stephenie Meyer znam z sagi "Zmierch", którą miło wspominam. Nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po "Intruza", ale mam tę książkę w planach, ponieważ słyszałam i czytałam wiele dobrego na jej temat. :)

    Pozdrawiam,
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie osobiście bardzo się podobała

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... Chyba pora się jednak przełamać i spróbować zapoznać z tą książką :D

    OdpowiedzUsuń
  4. przeczytałam intruza:)
    czytając tą książkę nie mogłam się od niej oderwać:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Intruz jest super. Ja też się nie mogłam oderwać. Fajna recenzja.

    OdpowiedzUsuń