Nie ukrywam, że twórczość pani Stephanie Meyer, miała
ogromny wpływ na moje życie. Od momentu, kiedy przeczytałam „Zmierzch”, nie mogę się obyć dnia bez książki.
Wielu krytykuję tę sagę, lecz ja tego nie zrobię. Pozostawiają wiele do
życzenia, ale co z tego, skoro można się w nich zakochać. Nie tylko ja tak sądzę,
ale cała rzesza fanów. Miliony sprzedanych książek oraz ekranizacja wszystkich
części, są dowodem tego czytelniczego fenomenu.
Jak wzorowy czytelnik paranormalni, przeczytałam Sagę „Zmierzch”
od deski do deski. W chwili, kiedy moje marzenia i pragnienia były nasycone,
sięgnęłam po inne pozycje fantasy, lecz nie po „Intruza”. Strasznie obawiałam
się tej lektury. Bałam się, że następna książka tej autorki będzie gorsza i
mało oryginalna. Kiedy odkryła, że „Intruz”
doczeka się ekranizacji, nie pozostało mi nic innego jak przeczytać. Z wielkimi
obawami otwarłam pierwszą stronę i??? PRZEPADŁAM !
Niedaleka przyszłość, w której świat opanowany jest przez
obcych a dokładniej Dusze. Istoty te wędrują z planety na planetę, szukając żywiciela.
Są niezwykle łagodne, nie znają przemocy, złości czy chociażby zazdrości.
Ludzkie emocje i ułomności są im obce. Traktują rasę ludzką jak naczynie, do
którego się wlewają i całkowicie je opanowują.
Melani (główna
bohaterka) została schwytana przez łowców, a w jej ciele zamieszkuje dusza.
Wagabunda przebyła osiem planet, zanim
ostatecznie trafiła na ziemie. Świat ten bardzo jej się spodobał. Myślała, że
pójdzie jej łatwo i opanuje Melani, lecz to zadanie okazało się o wiele za trudne.
Melani to „rasowy” rebeliant i nie poddaje się łatwo. Walczy o siebie, brata i
ukochanego Joreda do tego stopnia, że i Wagabundzie zaczyna na nich zależeć. W
umyśle i ciele zamieszkują dwie osoby, Melani i Wagabunda zaczynają
współpracować i wyruszają na pustynię, aby spotkać tych, których kochają. To
spotkanie wstrząśnie nimi wszystkimi.
Bohaterowie wyraziści
i interesujący. Przypadli mi do gustu. Książka napisana łatwym, lecz nie
prostackim językiem i czyta się szybko. Całe
szczęście, że jest to obszerna powieść, dzięki czemu, przez kilka dni przeżywamy
razem z bohaterami ciekawą i przepiękną przygodę.
Książka ta jest tak inna od sagi „Zmierzch”, że aż trudno uwierzyć,
że stworzyła je ta sama autorka. Styl Pani Meyer poważniejszy i dopracowany. Niezwykle
wciągająca i pochłaniająca. Dojrzały obraz wolności, przyjaźni i walki z
własnymi słabościami. Przepełniona refleksjami na temat życia i miłości. Zakończenie
książki uważam za dobre , choć zostawia otwartą furtkę dla autorki. Niestety, na
razie nic nie słychać o drugiej części.
Książka z pewnością niebanalna i wysoce wartościowa,
której wątek miłosny dodaje smaku. Godna polecenia i przeczytana. Sama w
obliczu rychłej premiery kinowej, wróciłam do „intruza” i z zachwytem odkryłam,
że dała mi tyle samo przyjemności, co za pierwszym razem. Uwielbiam, kiedy książka wstrząsa czytelnikiem
i skłania do rozmyślań- takich książek się nie zapomina.
Polecam
5+/6