sobota, 8 listopada 2014

"Splątany warkocz Bereniki" Anna Gruszka- zapowiedź + fragment



Tytuł: Splątany warkocz Bereniki
Autor: Anna Gruszka
Format: 143x205
Oprawa:miękka                                                                         
ISBN: 978-83-61386-53-7
Liczba stron: 600
Cena: 39,90 zł

Premiera: 19.11.2014


„Splątany warkocz Bereniki” to debiutancka powieść Anny Gruszki, która ma szansę okazać się jedną z najgorętszych polskich powieści ostatnich lat.

Mimo dużej intensywności scen erotycznych „Splątany warkocz Bereniki” nie jest kolejną kopią „Pięćdziesięciu twarzy Greya”.

Historia Bereniki – choć również skrząca się zmysłowością i nieokiełznaną erotyką – to opowieść rozpięta na dużej palecie emocji, nasycona tęsknotą, żarem uczuć i trudnymi życiowymi wyborami.

Ale to także powieść o samotności i desperackiej próbie otwarcia się na głos swojego serca, choć przez wiele lat starało się ten głos ignorować.

Książka, którą będziesz czytać z wypiekami na twarzy, która uwiedzie Cię niezapomnianą historią miłości tyleż pięknej, co kontrowersyjnej.

„Splątany warkocz Bereniki” to rozpalająca zmysły historia dziejąca się we współczesnym Krakowie i po części w Australii.

Opowieść o pragnieniu prawdziwego uczucia skrywanego za zasłoną pracoholizmu, imprezowania, szybkiego seksu i przypadkowych relacji.

Odważna opowieść dla odważnych kobiet.

Najgorętsza książka na zimowe wieczory!


*

Berenika ma 28 lat, mieszka w Krakowie, jest prawnikiem w prywatnej firmie, no i może trochę tęskni za miłością. Gdyby to była bajka dla grzecznych dziewczynek, pojawiłby się teraz książę na białym koniu i żyliby długo i szczęśliwie.

Ale to nie jest bajka dla grzecznych dziewczynek, bo rycerz jest… no właśnie, kim on dla niej jest? I jak ich kontrowersyjny związek wytłumaczyć innym? Przyjaciołom, rodzinie... A przede wszystkim sobie.

Wydaje się, że w takiej sytuacji półtoraroczny kontrakt Piotra w Australii jest wybawieniem albo odroczeniem kary.

Berenika zostaje sama w wielkim mieszkaniu ukochanego i jakoś musi wypełnić samotne miesiące. Gdyby kierowała się rozsądkiem, nigdy w jej domu nie pojawiliby się dwaj lokatorzy i może nie zrobiłaby tylu głupstw.

Ale Berenika nigdy nie była rozsądna, dlatego plącze nici swojego życia w wyjątkowo skomplikowaną materię. Kocha, tęskni i próbuje przeczekać. A czeka wyjątkowo nerwowo i niekonsekwentnie...

FRAGMENT:

Anna Gruszka – Splątany warkocz Bereniki



Zza drzwi dochodził do niej jego podniesiony głos, chyba z kimś rozmawiał, pewnie w sprawie pracy. Jego głos był mocny, dźwięczny i zdecydowany. Wydawało jej się, że słyszy podniesione „nie, nie, nie”. Trochę ją to zaniepokoiło, ale nie chciała go podsłuchiwać. Wróciła do lawendy rozkwitającej na łóżku i uświadomiła sobie, że prawdopodobnie szykuje to miejsce dla jakiejś panienki, którą on pewnie bardzo szybko przyprowadzi, żeby pokazać  nowe mieszkanie.
Z zamyślenia wyrwał ją huk tłuczonego o ścianę szkła, za chwilę jeszcze jeden i jego przekleństwo.
– Kurwa, kurwa!…
Wpadła przerażona do salonu. Stał koło stołu, a w ręce trzymał kolejną szklankę. Zdążyła mu ją wyrwać, zanim ta podzieliła los swoich dwóch poprzedniczek.
– Co się stało? Piotr! Co się stało? – była przerażona, przez głowę przelatywały jej najgorsze myśli, których nawet nie dało się wyartykułować. – Piotr, co się stało?!
Był blady, wkurwiony i zdezorientowany. Jego wzrok biegał po pokoju i nie mógł zatrzymać się na żadnym przedmiocie.
– Piotr! – Cały czas trzymała go za uniesioną dłoń, w drugiej trzymając ocalałą szklankę. – Słyszysz?
– Nic, nic – pokręcił głową – nic się nie stało, nic się, kurwa, nie stało!
Przestraszyła się jeszcze bardziej, bo nigdy go nie widziała w takim stanie. Poczuła paniczny lęk w brzuchu i zachciało jej się wymiotować ze strachu.
– Powiedz, co się stało – prosiła łamiącym się głosem. – Proszę, Piotruś… 
Trzymana przez nią jego ręka zaczęła powoli wiotczeć, więc ją puściła. Podszedł do lodówki i nalał sobie wodę, wypił powoli, a później z całej siły rzucił szklanką o ścianę.
Ze zdziwieniem zauważyła, że w tym miejscu pozostał tylko niewielki ślad po śmierciach szklanek. Następnie, tak jak w filmach na zwolnionych zdjęciach, przypomniała sobie jedną z imprez w akademiku, kiedy upojeni alkoholem, zbierali wszystkie puste butelki z piętra i zabawiali się, tłukąc je o kaloryfer w pokoju kumpla. Oczywiście gdy wytrzeźwieli, mieli niezłego kaca fizycznego i moralnego. Na całym piętrze nie było całej szklanki i dosyć długo sprzątali. To był jej jeden z bardzo nielicznych chuligańskich wybryków, ale piętno wandala na lata wgryzło się w jej dziwnie pokręconą moralność.
Chyba była w lekkim szoku po jego zachowaniu, bo nie potrafiła się skoncentrować na nim ani na jego wściekłości. Siedział na kanapie i łapczywie palił papierosa. Usiadła naprzeciw niego, poszukała swoje fajki i zapaliła. Powoli też się uspakajała i czekała.
– Powiedz – poprosiła przez łzy.
Zaciągnął się dymem, zgasił papierosa i zapalił nowego.
– Kojarzysz Roberta ode mnie z pracy? – Kiwnęła głową – Miał bardzo poważny wypadek, nie wiadomo co z nim będzie. Szef właśnie dzwonił. To stało się trzy godziny temu, operują go. Ma jakieś poważne obrażenia wewnętrzne i chyba złamany kręgosłup. I kiepskie notowania, kurwa, taki chłop… – Głos mu lekko drżał.
Mogłaby go teraz przytulić, ale to nie wpisywało się w klimat ich związku. Raczej nie pozwoliłby jej na to.
– Ale to jeszcze nic! Mamy zobowiązania finansowe i projektowe. Robi za 6 tygodni miał wyjechać, ale tak się stało, więc nie pojedzie. Najważniejsze, żeby przeżył. Następny w kolejce jest Zbychu, ale jego żona za dwa miesiące ma urodzić bliźniaki, więc on nie da się ruszyć, powiedział, że raczej odejdzie z firmy niż wyjedzie. I tu jest najlepsze, słuchaj! – Zaśmiał się gorzko. – Wiesz kto pojedzie? – Już wiedziała. – Ja! Kurwa! Ja! Bo jestem jedyny na tyle zorientowany w projekcie, że dam radę. Ja, kurwa, bo jestem cały i zdrowy. Ja, kurwa, bo nie mam żony i dzieci w drodze. Ja, samotny, pieprzony, zdrowy kawaler.  Kawaler, który właśnie miał spędzić pierwszą noc w swoim nowym mieszkaniu. Kurwa…
Zapadło milczenie. Próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła zebrać myśli. Powinna pocieszyć, zapytać, ale miała totalną pustkę w głowie.
– Australia…  na półtora roku – wyjęczał.
 – O kurwa – powiedziała bezgłośne.
Tak właśnie na zwolnionym filmie rozpada się czyjś świat. Powolutku, metodycznie odpadały jego kawałki i docierała bolesna prawda o jej zasranym życiu. A raczej o symulacji jej życia. Bo nie chodziło tutaj bynajmniej o niego, ale o nią. O nią bez niego. Bez faceta, który był dla niej całym światem. Prawda, uciekała od niego przez ostatnie dziewięć lat, czyli przez całe dorosłe życie. Dwa razy na poważnie – do Stanów i teraz do Anglii. Ale będąc tam, wiedziała, że on tu jest i czeka na nią. Dopóki ona go zostawiała –  było dobrze, znaczy nie było dobrze, nie było fair. Ale była to jej zdroworozsądkowa decyzja. A teraz ktoś go do tego zmusza. Gdyby zrobił to sam, zrozumiałaby, że musi od niej odpocząć. Ale to ktoś zabiera go od niej. Ich relacje i tak były wyjątkowo popieprzone, nikt nie musiał tego dodatkowo komplikować. Stanęły jej przed oczami kolejne samotne święta, urodziny, beznadziejne urlopy i denne imprezy. Bez niego. Fakt, jest podłą egoistką, myśli tylko o sobie. Odważyła się spojrzeć mu w oczy. Pierwszy raz nie było tam nic. Pustka. Niemyślenie. Zazwyczaj była tam ironia i dowcip, odrobina pożądania i dużo miłości. A teraz nic.
Nie myślał. Czuł się tak, jakby wywaliło mu bezpieczniki, jakby nie miał władzy nad sobą i własnym życiem. „Kurwa. Pozbieraj się, chłopie, dasz radę”.  Miał 29 lat i nadzieję, że „zakotwiczył”. A tu co? Dupa! I znów będzie się musiał pakować i rezygnować ze swoich planów, a trochę ich było. Nie miał ochoty jechać na drugi koniec świata i organizować sobie życie od nowa. Popatrzył na nią. Siedziała ze łzami w oczach i Bóg jeden raczył wiedzieć, o czym teraz myślała. Nie był znawcą kobiecej psychiki,  ale ją znał i widział, że była zrozpaczona. Wyglądała jak mała, opuszczona dziewczynka, która nie wie, co ją czeka.  I która bardzo się boi. Chciałby wstać i ją przytulić, ale to nie wchodziło w zakres jego obowiązków.
– Posłuchaj – powiedział łagodnie, ale ona chyba nie mogła go słyszeć. – Posłuchaj… To tylko półtora roku i wrócę, oczywiście może się przedłużyć. Przy takich projektach 2 lub 3 miesiące obsuwy to norma. Jeżeli nie pojadę, stracimy kontrakt, zapłacimy takie odszkodowanie, że firma padnie. Szef pójdzie z torbami, Zbyszek z żoną i bliźniakami na bruk, Robi ze swym zdrowiem… Ja stracę pracę i mieszkanie. – Kiwała głową, że rozumie, ale docierały do niej tylko wyrazy bez ich znaczenia. – A poza tym płacą fantastycznie, to są pieniądze na jakie tutaj musiałbym pracować 6 może 7 lat. Zdobędę doświadczenie, kontakty, wrócę z lepszą pozycją.
 Sam akurat w to nie wierzył, bo argument finansowy nie był najważniejszy.
– Szkoda mi tego mieszkania. – Rozejrzał się po pokoju, zawiesił wzrok na magicznym żyrandolu. – Może przeprowadziłabyś się tutaj? Nie chcę go wynajmować obcym ludziom, a zostawiać puste… – Nie odezwała się. – Mogłabyś je wykończyć, tamte pokoje. – Machnął  ręką w tamtą stronę.
Myślał o wszystkim, albo starał się nie myśleć o najważniejszym. Milczała. Spojrzała na zegarek – dochodziła 21. Musiała się zbierać, ale nie miała siły. Pod szczytową ścianą leżała kupka szkła, reszta rozprysnęła się po pokoju. Wstała jak na automatycznym pilocie, odszukała zmiotkę i śmietniczkę.  Ostrożnie stanęła pomiędzy okruchami szkła i zaczęła je zamiatać. Banalne porównanie – czuła się jak te szklanki, rozsypała się po pokoju i w żaden sposób nie mogła się pozbierać. Więc zamiatała się na tę śmietniczkę i planowała wyrzucić się do kosza.
– Zostaw, poodkurzam jutro – powiedział łagodnie.
Myślała nad tym szkłem. Kiedyś oglądała program o wyburzaniu obiektów w środku miasta. Zapamiętała jedną akcję; wysadzali stary budynek w centrum miasta i nie uszkodzili nic dokoła. Na zwolnionych zdjęciach blok osuwał się w siebie. Zapadał, a wkoło był tylko kurz i huk, ale nic się nikomu nie stało. Jej budynek właśnie się zapadał sam w siebie.
Stała przy stole i bezmyślnie wpatrywała się w błyszczące okruchy. Musiała iść do domu, by wreszcie się wypłakać. Biedna, mała dziewczynka. Podszedł do niej i ostrożnie wyjął z jej rąk zmiotkę  i śmietniczkę. Została pustymi rekami.
Nie pomyślał o wykorzystaniu okazji. Pochylił się i pocałował ją miękko, suchymi ustami. To była może trzysekundowa chwila. Odsunął się na kilka centymetrów. Nawet nie drgnęła, podniosła tylko na niego puste oczy. Pochylił się jeszcze raz, pocałował już mocniej, wilgotniej, ale jeszcze tak, że mógł się w każdej chwili wycofać. Nie oddała mu pocałunku, ale też się nie broniła. Stali przez chwilę z opuszczonymi rękami i wpatrywali się w siebie. Nie rozumiał jej oczu. Pochylił się trzeci raz, mocno po męsku, rozchylił jej usta i zaczął całować. Zdecydowanie, tak naprawdę, jak całuje się z ukochaną kobietą. Dopiero teraz zdecydował się ją dotknąć. Chwycił ją mocno za przedramiona i trzymał, zaciskając dłonie. W cichym pokoju słychać było tylko ich oddechy. Oddawała mu pocałunek i pozwalała jego językowi błądzić w jej ustach, po zębach, spotykać swój język.
Nigdy się tak nie całowała, nigdy nie czuła bólu w podbrzuszu od pocałunku. Zabrakło jej oddechu, serce niebezpiecznie wędrowało do gardła.
 Cały czas patrzyli sobie w oczy i nie zamknęli ich nawet na chwilę. Żeby nie zapomnieć z kim teraz są. Znaleźli się w dziwnym punkcie – mieli dwa wyjścia: albo odskoczyć od siebie i przepraszać się niezręcznie, albo iść dalej. Byli dorośli i wiedzieli, czym się to skończy. Poczuła jeszcze mocniejszy uścisk na ramionach, nie przestawał jej całować, ale odsunął się pół kroku i chciał, żeby poszła za nim. Nie dała się poprowadzić, teraz ona go całowała, przejęła kontrolę nad jego ustami. Chętnymi i bardzo smacznymi. Położyła mu delikatnie dłonie na ramionach, żeby nie stracić jego uścisku.
I wtedy zrobił to jeszcze raz, pociągnął ją delikatnie w stronę sypialni. Już nie oponowała. Szli powolutku, aby każde mogło się jeszcze wycofać, aby mieć jeszcze czas do namysłu. Tylko o czym tu można jeszcze myśleć? Spokojnie, guzik po guziku, rozpinał jej bluzkę, która spadła na podłogę.  Pomyślał tylko, że jeżeli ceną za ten jedyny raz ma być wyjazd, to warto ją ponieść. Marzył o tej chwili i jeśli to ma zniszczyć wszystko, to niech się stanie.
Zatrzymali się przed łóżkiem, odsunął się od niej odrobinę.  Powoli ujęła brzeg jego koszulki i pomogła mu ją zdjąć.  Dawała mu znak, że nie ma już odwrotu. Całował jej dekolt, szyję, zszedł niżej na piersi, powoli zdejmował ramiączka stanika. Uwalniał jednym doświadczonym ruchem jej piersi. Usiadł na łóżku, a ona stanęła pomiędzy jego kolanami, błądził ustami po jej brzuchu, rozsupłując pasek przy spodniach. Powolnym, miękkim ruchem zsunął je z bioder. Pięknych, kruchych i opalonych. Stanął znów przy niej, całował milcząco i zsuwał swoje spodenki. Popchnął ją na łóżko, podtrzymując jedną ręką.  Gdy posuwała się w górę do poduszek, wzdłuż niedbale rzuconej kołdry, uwolnił się z bokserek. Szedł za nią, nad nią, prowadzony jej ustami, na czworaka. Włożył palec za gumkę jej majtek, a ona się z nich wyślizgnęła. Spojrzała na niego. Był wielki i bardzo gotowy. To nieprawda, że rozmiar się nie liczy, liczy się, zwłaszcza w takich momentach. Jęknęła, gdy położył się między jej udami i wszedł w nią. Oparł łokcie po obydwóch stronach jej głowy. Poruszał się powoli, ale zdecydowanie, wiedział czego chce, czego chcą oboje. Chcieli siebie. Zamknęła oczy i zaczęła zapadać w błogość.
– Spójrz na mnie – poprosił szeptem.
Odnalazła jego wzrok, trzymał ją na uwięzi oczami, ustami. Poruszał się mocno, rytmicznie, jakby się bał, że zaraz wymknie się spod niego. Tłumił jej krzyki swoimi ustami, aż wreszcie zamarł na sekundę, by opaść tuż przy jej uchu, ciężko oddychając.
Zsunął się z niej i naciągnął kołdrę. Drżała. Oddychał jej włosami, jej uchem, jej szyją. Uspakajali się. Milczenie nie było kłopotliwe, pokrywało ich dziwne niedokończone rozmowy, kłótnie, dwuznaczności.
Nie chciał dotykać jej nachalnie, jeszcze nie teraz. Leżał tylko przy niej i obserwował jej profil.
– Dziewięć lat wyobrażałem sobie nasz pierwszy raz, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania – powiedział stłumionym głosem.
Jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody. Odsunęła się od niego, usiadła na brzegu łóżka, odwracając się plecami. Zamknęła poduszkę w ramionach i próbowała pozbierać myśli. Podniósł się i językiem smakował jej kręgosłup.
– Drugi raz w życiu widzę w całości twój gwiazdozbiór – mruczał w jej plecy.
Zerwała się łóżka.  Spojrzał na nią zaskoczony.
– Nie powinniśmy byli tego robić – powiedziała  bladymi wargami.
– Zostań na noc – poprosił łagodnie.
– Nie powinniśmy tego robić! – prawie krzyknęła.
– To było najwspanialsze…
– Słyszysz, co do ciebie mówię! – Przerwała mu. – Nie powinniśmy byli tego robić! – Zakładała bieliznę, miotała się w poszukiwaniu ubrań.
– Poczekaj.
– Nie! – krzyknęła. – Nie powinniśmy byli tego robić. Czy ty słyszysz, co ja do ciebie mówię?
– A ty nie słyszysz, co ja mówię? Że to było najwspanialsze wydarzenie w moim życiu i że cię kocham!
Zamarła ze spodniami zaplątanymi w okolicy kolan.
– Nie powinniśmy byli tego robić – wyszeptała.
– Jezu, kobieto! – Przeczesał włosy obiema rękami. – Czemu nie? – Wyskoczył z łóżka i zakładał bokserki.
– Bo jesteś moim bratem a ja twoją siostrą! Tak ciężko to pojąć? Jesteśmy rodzeństwem!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz