czwartek, 29 sierpnia 2013

"Demony- Grzech Pierworodny" Lisa Desrochers- recenzja


„Demony- Pokusa” okazały się miłą i sympatyczną lekturą, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po jej kontynuacje, czyli „Demony- Grzech Pierworodny”

Luc jest teraz człowiekiem i razem z Frannie tworzą udaną parę. Wszystko w ich życiu układa się dobrze, aż do chwili, kiedy Piekło zaczyna się upominać o swojego pracownika. Bohaterom pomaga anioł struż Frannie Matt. Początkującego anioła zaczyna rozpraszać nowa sąsiadką Luca- Lili, która zmąci ich błogi spokój, a Frannie i Luc muszą martwić się nie tylko o siebie, ale i o swoich przyjaciół.

Bohaterowie są bardzo sympatyczni, szczególnie Luca łatwo polubić. Odkąd stał się człowiekiem wydaje się idealny, zakochany w swojej dziewczynie po uszy. Chłopak jest świadomy, że często naraża Frannie, ale i kieruje się samolubną chęcią przebywania obok niej. Frannie w poprzedniej książce denerwowała mnie swoimi rozterkami dotyczącymi wyboru chłopaka, tu moja niechęć stała się słabsza, ponieważ jej dylematy są spowodowane silnymi emocjami, bólem serca i sytuacjami, które przerastają tak młodą dziewczynę. Jej postać mogę ocenić na plus.   

Akcja toczy sie szybko i wciągnęła mnie . Cały czas coś się dzieję i dzięki temu się nie nudziłam. Czy zaskoczyła mnie? No cóż, jeśli chodzi o Lili to od początku można wyczuć, że nie jest zwykłą nastolatką i łatwo przewidzieć jej ukrytą moc, do której było wiele sugestii. Jedna rzecz mnie szczególnie zdziwiła, jednak jej nie zdradzę, żeby nie popsuć wam niespodzianki, jeśli tak mogę to określić . Język jest prosty i młodzieżowy , nie brak w nim mocniejszych wyrażeń oraz namiętności. Książkę łatwo i szybko się czyta.

„Demony- Grzech Pierworodny” jest udaną kontynuacją, może nawet lepszą. Pomimo swoich atutów nadal mogę jej zarzucić brak oryginalności lub jakiegoś mocnego „uderzenia”, które by wyniosło ją na wyżyny gatunku, dlatego książkę uznaje za bardzo przyjemne czytadło, które mogę polecić zakochanym dziewczyną. Po trzecią część na pewno sięgnę, tym bardziej, że zakończenie pozostawiło po sobie wiele niewyjaśnionych spraw.  

4/6
Dziękuję !!!
 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Ukryta" P. C. Cast + Kristin Cast - recenzja


„Ukryta” to już dziesiąta część słynnego cyklu „Dom Nocy”, którym panie Cast zyskały wielką popularność i miliony nastoletnich fanek.

W poprzedniej książce krąg Zoey ujawnił prawdziwą naturę Neferet i dzięki temu Najwyższa Rada Wampirów dostała dowody, co do nikczemnych zamiarów kapłanki. W książce pojawiło się kilka zwrotów akcji, lecz nie jakiś fenomenalnych. Kalona zmienił front i stanął po stronie Zoey, Smok został pochowany, przyjaźń Bliźniaczek się rozpada a Auroks robi wszystko, aby przeciwstawić się mrocznej naturze, jednak najbardziej wstrząsające wydarzenie to porwanie babci Zoey. Młodzi adepci są w stanie zrobić wszystko, aby ją uwolnić, jednak zadanie to okazuje się bardzo trudne.

Przyznaję, że „Ukryta” mnie rozczarowała. Akcja okazała się bardzo słabym punktem książki. Przez pierwsze dwieście stron praktycznie nic się nie działo. Większość wydarzeń była raczej przegadana i pełna przemyśleń, które nawiązywały do wydarzeń z poprzednich części i było to mało ciekawe, ponieważ ile można czytać o tym samym. Całe szczęście, że ostatnie sto stron okazoło się wciągające. Kiedy babcia Zoey została uprowadzona a bohaterowie zaczęli działać. Tutaj już z przyjemnością oddałam się lekturze.

Jeśli chodzi o bohaterów to nikt mnie nie zaskoczył, może tylko Erin i fakt, że coraz bardziej oddala się od bogini mnie zdziwił, ale poza tym nie pojawiły się żadne zaskakujące przebłyski.

„Ukryta” okazała się słabą odsłoną cyklu. Jest to już dziesiąta książka i fakt, że tak mało posunęliśmy się do przodu skłania mnie do zastanowienia się nad kontynuowaniem „Domu nocy”. Mam wrażenie, że autorki naciągają całą historie, co niekoniecznie jest dobre. Pomimo, że ta część jest słaba sięgnę po kolejną książkę, ponieważ chce poznać finał i rozwiązanie wszystkich tajemnic. Czy polecam? Tylko i wyłącznie zakochanym w „Domu Nocy”.

3/6
Dziękuję!!!
 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"love story" Jennifer Echols - recenzja


Każdy z nas ma marzenia, lecz nie każdemu udaje się je zrealizować. Wymaga to wielu wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Dla większości jest to zbyt wiele i rezygnują z dziecięcych planów, lecz nie bohaterka „Love story”, która pragnie zostać pisarką.

Erin jest wnuczką bogatej właścicielki stadniny. Zamożnej kobiecie nie podoba się kierunek studiów dziewczyny i postanowiła ją wydziedziczyć a majątek przekazać synowi stajennego Hunterowi. Książka zaczyna się od opowiadania historycznego, które dotyczy dziewczyny zakochanej w stajennym chłopcu. Wszystko było by dobrze, gdyby owy chłopiec nie zgłosił się na zajęcia pisana kreatywnego. Erin robi wszystko, aby ta informacja pozostała w tajemnicy, jednak  ich relacje są napięte a to prowadzi do nowych opowiadań, w których poznajemy lepiej ich przeszłość.

Bohaterowie mnie urzekli, zapewne duży wpływ miały ich wybuchowe charaktery. Hunter i Erin wiecznie się sprzeczali i obwinali, jednak w natłoku i kłótni i rywalizacji była wyczuwalna troska i głębokie uczucia, które podkreślały coraz to nowe opowiadania. Były momenty, kiedy nie rozumieli swojej twórczości nawzajem, jednak po głębszej analizie  jasno można zobaczyć, co im leży na sercu. Zapał dziewczyny jest godny podziwu a sama jej postać barwna. Cieszy mnie fakt, że wielokrotnie ponoszą ją emocji by chwile później stać się zimną jak lud, Erin to prawdziwą zagadką, którą odkrywa się stopniowo i z ogromną przyjemnością.

Nie spodziewałam się tak dynamicznej akcji, to, co początkowo uznałam za mało ciekawe, czyli opowiadana na zajęciach, przerodziło się w najsmakowitszą część lektury. Kolejne informacje nakręcały mnie coraz bardziej i dosłownie nie mogłam się oderwać. Wiem, że zaczynam już młodzić i słodzić, ale jak mam tego nierobie, kiedy dialogi są błyskotliwe, zabawne i często wzruszające. Zarówno Erin jak i Hunter nie mieli bajkowego dzieciństwa i dzięki temu idealnie się dopełniają.

Zakończenie nie do końca mnie usatysfakcjonowało, ponieważ ostateczna konfrontacja bohaterów odbyła się na samym zakończeniu. Dołożyłabym jeszcze z dziesięć stron, jednak nie wszystkich da się zadowolić. Lektura bardzo mi się spodobała i ciężko się cieszyć, kiedy zamknęłam ostatnią stronę, bo ja chce więcej!!!! Książka skierowana jest do  dziewczyn, gdyż jest to typowy romans, więc miłosna historia chłopcom raczej nie przypadnie do gusty.

Przeczytałam wszystkie książki, oczywiście wydane w Polsce, Pani Jennifer Echols i zakochałam się w „Dziewczyna, która chciała zbyt wiele” jednak „Love story” dorównuje jej w stu procentach. Książka jest nie tylko przyjemną lekturą, ale i  złożonym psychologicznym obrazem bohaterów, którzy intrygują i skłaniają do przemyśleń. Uroniłam kila łez i jestem zadowolona , że książka wzbudziła we mnie tyle emocji, ponieważ rozczulenie mieszało się z rozbawienie a całości dopełniały gorące i namiętne sceny, które podkręciły temperaturę. Oczywiste więc jest, że polecam, tym bardziej, że w  „Love story”  można bez problemu się zakochać.

5/6
Bardzo dziękuję!!!