wtorek, 31 marca 2015

"Jak cię wykraść, Phoenix?" Joss Stirling- recenzja



„Jak cię wykraść, Phoenix?” To druga część błyskotliwej serii o braciach Benedictach.

Phoenix jest złodziejką i żyję w zamkniętej grupie przestępców, którzy posiadają paranormalne zdolności. Dziewczyna otrzymuję wyjątkowe zadanie, ma okraść konkretnego chłopaka. Początkowo proste zlecenie przeradza się w niebezpieczną misję, gdyż jej celem jest Yves Benedict, który również potrafi wykorzystywać swoją moc. To wybuchowe spotkanie połączy tę dwójkę uczuciem, lecz los nie jest łaskawy, gdyż ich życie jest zagrożone.

Książka opowiada historię Yvesa i Phee. Chłopak jest niezwykle mądry i umie to wykorzystać, często wykazuję się arogancją, jednak jego miłe uosobienie równoważy to. Jak można się spodziewać jest bardzo przystojny, dziewczyny do niego wzdychają, co wprawia go w zakłopotanie.  Jest on  porządnym dżentelmenem, lecz w żadnym calu nie jest nudny. Yves jest miłym chłopcem z ogniem w sercu, tak określiła go bohaterka i w pełni się z nią zgadzam. Waleczny i nieustraszony, zrobi wszystko by ocalić swoją przeznaczoną. Phee wychowała się w okrutnym świecie, nigdy nie zaznała bliskość i miłości. Dziewczyna nie ufa nikomu, dlatego widać jak stopniowo mięknie i odsłania swoje serce. Yves i Phoenix to zderzenie dwóch, całkowicie różnych światów, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Bohaterów obdarzyłam sympatią już od pierwszych stron. Wyraziści, z charakterkiem przykuwają uwagę. Istotną role odgrywa rodzina Yvesa, występują na drugim planie, jednak można z nimi nawiązać więź. Pragnę poznać cała bandę młodych Benedictów i przekonać się czy mnie zaskoczą.

Autorka bardzo dobrze postąpiła zmieniając miejsce wydarzeń. Akcja toczy się w Londynie. Yves uczestniczy w konferencji dla młodych naukowców. Jest to ciekawe rozwiązanie, nie tylko ze względu na poznanie pięknego miasta, ale i realne ze względu na przeznaczonych. Dziwne by było, gdyby każdy swoją drugą połówkę spotykał tuż za rogiem w swoim rodzinnym mieście.
Akcja toczy się na przestrzeni kilku dni, co sprawia, że wszystkie wydarzenia się intensywne i bardzo dużo się dzieję. Nie ma tu chwili wytchnienia, bohaterowie nieustannie są w ruchu i z ciekawością śledziłam ich poczynania. Nie brak widowiskowych starć i niebezpiecznych strzelanin, więc nuda nie grozi nikomu.

Poprzednia książka wydała mi się lekko ugrzeczniona i z wielkim zadowoleniem mogę powiedzieć, że w tej lekturze płonie ogień, silny i gorący. Środowisko, w którym obraca się Phee do delikatnych nie należy, dlatego pojawiło się okrucieństwo i ostry język. Między przeznaczonymi iskrzy , a lektura obfituje w namiętność, która zmiękczyła mnie całkowicie. Całość dosłownie się pochlania, głównie ze względu na lekki styl autorki.

Wiem, że zachwalam i zachwalam, jednak nic nie poradzę, że jeszcze płynę na endorfinach, które po skończonej lekturze mnie nie opuszczają. Książa jest równie dobra jak pierwsza część, więc bez obawy polecam. Romantyczna i pełna akcji powieść, z którą można spędzić przyjemnie czas.
5+/6 
Dziękuję! 
 

sobota, 28 marca 2015

"Rowdy. Tom 1 i 2" Jay Crownover- recenzja

                                          

Po dziesięciu latach Salem ponownie zjawia się w życiu Rawdy’ego . Dziewczyna opuściła dom rodzinny z obawy przed apodyktycznym ojcem i zostawiła najlepszego przyjaciel, jednak nie przewidziała, że Rawdy tak bardzo to przeżyje. Oboje mają trudną przeszłość. On sierota, odtrącany nieustannie musiał radzić sobie sam, a Salem jest na liście osób, które go zostawiły. Uraza, ból i nadziej mieszają się i sprawiają, że ta dwójka zaryzykuję i spróbuję stworzyć coś trwałego. Czy im się uda? Czy pokonają przeszłość? Czy Salem zrozumie zauroczenie młodego Rawdy’ego jej siostrą?

Bardzo lubię serię „Naznaczeni Mężczyźni”. Autorka kreuje bohaterów, których po prostu się lubi i w tym przypadku jest tak samo. Zarówno Salem jak i Rowdy są interesujący i przykuwają uwagę. Ich przeszłość jest trudna i głównie, dlatego tak wciąga ta historia. Byłam bardzo ciekawa czy uda im się zaznać szczęścia.
 
Jeśli chodzi o tę część, jestem po części rozczarowana i zadowolona. Sama historia i bohaterowie mi odpowiadają, lecz pojawiło się kilka elementów, które mi przeszkadzały. Zacznijmy od pierwszej część, w której bohaterowie nieustannie wracają do przeszłości, wspominają ból, który zaznali i to prowadziło do roztrząsania tych samych problemów. Kilkakrotnie czytałam o tych samych sytuacjach, gdzie tylko szczegóły się różniły, dopiero w dalszym stadium tej historii zrobiło się naprawdę ciekawie. Był to moment, w którym bohaterowie zaczęli myśleć o przyszłości, akcja nabrała tępa i poczułam tę lekkość, która przekonała mnie do tej serii.

Jak już wspomniałam lubię bohaterów tej serii i cieszę się, kiedy w kolejnych tomach poznajemy szczegóły dotyczące ich dalszych losów. W tej książce również autorka powraca do nich, moim zdaniem zbyt często. Chciałam się skupić na losach Salem i Rowdy’ego, i choć nieustannie krążyłam koło tej dwójki to miałam wrażenie, że bardzo mało czasu towarzyszyłam bezpośrednio im. Salem rozmawia z przyjaciółkami o ucieleśnieniu swoich marzeń a Rowdy opowiada o Salem swoim przyjaciołom, jednak brakowała mi konkretnych rozmów, które by wiele rozwiązały i pomogły w uporaniu się z przeszłością. Pani Jay Crownover trochę przesadziła z wychwalaniem piękna bohaterów i podkreślaniem ich idealności. Rozumiem, że są przystojni i atrakcyjni, lecz zachwyt nad ich wyglądem zewnętrznym był mało realny. 

„Rowdy” jest podzielony na dwa tomy, jednak ja postrzegam tę historię, jako jedną książkę, pomijając już fakt, że nie jestem zwolenniczką dzielenia jednotomowych lektur. Jeśli miałabym wyrazić swoje zdanie o pierwszym tomie, to niestety był dość monotonny, za to druga część jest znacznie lepsza. Oceniając całość, „Rowdy” jest przyjemną lekturą, o trudnym życiu bohaterów i szukaniu miłości. Pomimo kilku zgrzytów, książka jest bardzo przyjemną odskocznią. 

Książkę polecam fanom gatunku YA. Miłość i przyjaźń są ładnie ujęte i pomimo niedosytu czekam na kolejny tom z serii „Naznaczeni Mężczyźni”.
4-/6
Dziękuję !

piątek, 27 marca 2015

"Barwy miłości" Kathryn Taylor- recenzja przedpremierowa!



Grace Lawson dostaje życiową szansę. Trzymiesięczny staż w dobrze prosperującej firmie w Londynie. Dziewczyna nieprzewidziana jednego, przystojnego, aroganckiego i bezwzględnego Jonathana Huntingtona. Szefa Huntington Ventures, gdzie ma rozpocząć praktykę. 

Wszystko brzmi dość sztampowo i po części tak właśnie jest, jednak większość książek erotycznych ma podobną fabułę i tylko szczegóły wpływają na oryginalność i wyjątkowość danej lektury. „Barwy miłości” zachwyciły mnie właśnie tymi detalami. Autorka dobrze przygotowała grunt pod sceny erotyczne. Seksu jest sporo, lecz w początkowym stadium książki skupiamy się na innych sprawach, co uważam za dobre rozwiązanie. Zbyt duża ilość scen erotycznych po pewnym czasie staje się nudna a tutaj miałam możliwość poznania bohaterów. Oczywiście napięcie seksualne jest wyczuwalne nieustannie, lecz Pani Taylor umiejętnie prowadzi czytelnika przez te historię. 

Grace i Jonathan są głównymi bohaterami. Dziewczyna niewinna i jak się można spodziewać zafascynowana swoim szefem. On apodyktyczny i zimny. Połączyła ich namiętność. Może wydawać się, że bohaterowie niczym nie zaskoczą, lecz Grace to się udało. Podoba mi się jej świadomość zagrożenia ze strony Jonathana, wie, że taki związek jest niebezpieczny. Dziewczyna pragnie odkryć tajemnice seksu i dąży do wyznaczonego celu. Miałam możliwość poznania bohaterki dość dobrze, czego nie mogę powiedzieć o Jonathanie. Mężczyzna jest tajemniczy i bardzo mało zostało zdradzonych informacji o jego przeszłości. Jest dla mnie wielką zagadką, którą chciałabym rozwiązać. Mężczyzna ściśle trzyma się swoich zasad, nie zauważyłam chęci pójścia na jakiekolwiek ustępstwa. W tej dwójce podoba mi się brak tego irytującego zacięcia między bohaterami, oczywiście konflikty pojawiają się, lecz nie sprawiają, że wywracam oczami a wręcz przeciwnie, czytałam zaciekawiona, aż do samego zakończenia, które całkowicie pozostawiło mnie nieusatysfakcjonowaną, gdyż bardzo, ale to bardzo chciałabym wiedzieć, co dalej.

Akcja książki nie jest zawrotna, raczej wyważona i stopniowo prowadzi do istotnych wydarzeń, lecz kiedy już do nich doszłam, w pełni mnie zaabsorbowały. Seks jest ujęty bardzo smacznie i przyprawia o szybsze bicie serce. Główny bohater ma swoje upodobana, co komplikuję sytuacje między Grace a Jonathanem.  Spodziewałam się takiego obrotu spraw, co było trochę rozczarowujące. Autorka używa prostego języka, dzięki czemu z przyjemnością można oddać się lekturze. 

Być może książka nie jest szczególnie oryginalna, ale za to przyjemna. „Barwy miłości” są bardzo obiecującym początkiem serii, w której namiętność buzuję a fabuła wciąga. Jeśli pragniecie spędzić miły wieczór, oddajcie się lekturze i poczujcie ogień i podniecenie, które rozpalą w was bohaterowie.
Polecam 4+/6
Dziękuję!

środa, 25 marca 2015

"Przeznaczenie puka do drzwi" Susane Colasanti- recenzja



Lani w końcu poznaje chłopaka, który wzbudził jej zainteresowanie, dziewczyna ma wrażenie, że spotkała bratnią duszę, kogoś, kto w pełni ją rozumie. Lani musi jednak tłamsić swoje uczucia, gdyż Jason jest chłopakiem Erin, jej najlepszej przyjaciółki. Co wygra, miłość czy przyjaźń?

Główną bohaterką jest Lani i to ona prowadzi nas przez te historię. Jest to zwykła dziewczyna, właściwie wszyscy bohaterowie niczym szczególnym się nie wyróżniają. Czytając miałam wrażenie, jakbym wróciłam do szkoły i spotkałam dawnych znajomych. Historia bez udziwnień, realna i myślę, że prawie każdy był w takiej sytuacji lub znał kogoś, kto wplątała się w miłosny trójkąt. 

Wracając do Lani zrobiła na mnie wrażenie swoją lojalnością wobec przyjaciółki i bardzo to cenię, to Erin była mściwa i zraziła mnie swoim postępowaniem. Najbarwniejszą postacią jest Blake, ich przyjaciel i głos rozsądku całej grupy, jego los bardzo mnie poruszył i był znacznie ciekawszy niż miłosne perypetie głównych bohaterów. 

Istotną rolę odgrywa przeznaczenie, a właściwie wróżby i horoskopy, którymi fascynują się Lani i Erin. Zgłębiają tę wiedzie i często, aż nazbyt kierują się przepowiedniami. 

Bohaterowie mają po siedemnaście lat, jednak miałam wrażenie, że to znacznie młodsze dzieci. Główną tego przyczyną była prosty język i młodzieżowy slang, jak dla mnie był zbyt lekki. Dialogi pozostawiają wiele do życzenie, właściwie miałam wrażenie, że są o niczym. Nie wzbudziły we mnie tej ekscytacji i ciekawości, co jest niestety bardzo wielkim minusem. Myślę, że książka spodoba się młodym dziewczyną szukającym przyjemnej i przede wszystkim niewymagającej lektury, jednak starszym czytelniczką odradzam, ponieważ powieść jest infantylna.

„Przeznaczenie puka do drzwi” jest podzielone na trzy części. Pierwsze dwie są spokojne, Lani skupia się na rodzącym się uczuciu i tak naprawdę były chwilami nudne. Nic szczególnego się nie działo i z wielką ulgą powitałam ostatnią część, gdzie akcja ruszyła z kopyta, emocje nabrały rumieńców a bohaterowie wykazali się siłą charakteru.

Podsumowując, książka sympatyczna, lecz nie oczekujcie czegoś wzniosłego. Lektura mnie zawiodła głównie ze względu na mozolną akcje i język, który mnie irytował. Czy polecam? Zdecydujcie sami.
2+/6

Dziękuję !
 

wtorek, 24 marca 2015

"Duuuszki w kąpieli" gra rodzinna - recenzja



Co zawiera:
-biały duch
-czerwony ręcznik
-zielona żaba
-niebieska szczotka
-szara wanna
-60 kart

Dla kogo:
Gra jest przeznaczona dla 2-8 graczy w wieku 8-108 lat

Czas gry:
Ok. 20 min

Cel:
Celem gry jest zdobycie jak największej liczby kart. Karty należy przetasować i położyć z boku, obrazkami do dołu, tak, aby nikt nie widział, co przedstawia karta. Pozostałe przedmioty należy położyć na środku stołu tak, aby każdy miał do nich dostęp. Gracz, który rozpoczyna rozgrywkę kładzie kartę na środku, tak by wszyscy ją widzieli. Jeśli na karcie widnieje biały duch z czerwoną szczotką, gracze muszą jak najszybciej złapać przedmiot, który jest na karcie, w tym przypadku białego dycha, gdyż szczotka jest czerwona a nie niebieska, kto pierwszy złapie ducha, zdobywa kartę. Jeśli obrazek jest inny niż dostępne przedmioty, należy złapać figurkę, która jest inna kształtem i kolorem niż obrazek na karcie.


Ocena: 

Jak zawsze gry z wydawnictwa Egmont zachwycają solidnym wykonaniem i w tym przypadku było tak samo. Już po otwarciu pudełka zwróciłam uwagę na piękne drewniane figurki, które są trwałe i z pewnością posłużą wiele lat. Wykonanie ma dla mnie durze znaczenie, gdyż gry planszowe, karciane powinny służyć długo i zachować przy tym niezmienny wygląd. „Duuuszki w kąpieli” z pewnością zadowalają estetyką i jakością.

Wracając do samej gry, uważam, że podstawowy wariant jest odpowiedni dla znacznie młodszego gracza, niż sugerowany wiek od 8 lat. W tej grze durze znaczenie ma zręczność i szybkie myślenie, dlatego gwarantuję, że po kilku rozgrywkach młodszy brzdąc poradzi sobie równie dobrze jak starsi uczestnicy gry.

„Duuuszki” są grą, przy której świetnie się bawiłam. Jest ona niewymagająca i prosta. Zasady są zrozumiałe i pojęłam bardzo szybko instrukcję, która jest przejrzysta i krótka. To idealna zabawa dla dzieci, dorośli również nie będą się przy niej nudzić, gdyż wiem ile sama śmiałam się podczas gry. Rozgrywki są zawzięte a walka o figurki prowadzi do wielu zabawnych sporów.

Gra ma kilka wariantów, co jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ można urozmaicić rozgrywki w prosty sposób. Grę można połączyć z jej poprzedniczką, czyli z grą „Duuuszki”. Niestety nie posiadam jej, więc musiałam zadowolić się „Duuuszkami w kąpieli”

Całość oceniam bardzo pozytywnie, świetna zabawa dla starszych i młodszych. Polecam!
4+/6
Dziękuję!