czwartek, 15 października 2015

"Piękny drań" Christina Lauren- recenzja



Bennett Ryan wrócił z Francji, by zacząć pracę na wysokim stanowisku w rodzinnej firmie. Nigdy nie przypuszczał, że na miejscu nowa stażystka, która od lat współpracuję z jego rodziną, tak zajdzie mu za skórę. Chloe Mills jest ambitną i piekielnie zdolną studentką, która ma problem tylko z jednym, z nowym szefem. On apodyktyczny i wymagający, ona pracowita i pewna swojej wartości. Między nimi aż iskrzy od docinków i tłumionej złości. On piękny drań, ona nieposkromiona złośnica, czyli trafił swój na swego. Ciężko oprzeć się pokusie, jaką stanowią dola siebie nawzajem i w końcu ulegają pierwotnej żądzy. Czy to może się udać? 

Ostatnimi czasy erotyki zalewają nasz rynek i coraz trudniej wybrać odpowiednią książkę. Większość jest na siłę ciągnięta przez wiele tomów a ciągle nawarstwiające problemy przyprawiają o ból głowy i zamiast dawać przyjemność, tylko irytują. Z „Pięknym Draniem” nie doznacie tych rozczarowań. Autorka od samego początku serwuje czytelnikowi ostrzy seks, który jest odważny i bardzo dobrze opisany. Przyprawia czytelnika o szybsze bicie serca i pobudza wyobraźnie.  W książce nie ma oryginalnych upodobań seksualny, lecz nie brak tu przewrotnych sytuacji i płomiennych scen. Często czuję przesyt w tego typu książka, lecz zaskoczyło mnie, z jaką lekkością przyglądałam się zbliżeniom między bohaterami. Jestem bardzo zadowolona, że w końcu przeczytałam ten erotyk, ponieważ nie zawiódł mnie a wręcz pobudził. 

Fabuła wydaję się pospolita a romans między pracownica a szefem już kilkakrotnie został przerobiony, lecz tutaj wielki plus za świadomość bohaterów i dostrzeżenie jawnego konfliktu interesów. Podoba mi się, że młoda kobieta, jaką jest Chloe martwi się o swoją karierę i pragnie osiągnąć sukces swoją ciężką pracą, a nie przez łóżko. Zarówno dziewczyna jak i Bennett posiadają ognisty temperament, ich przepychanki słowne to prawdziwy rarytas dla czytelnika. Mogłabym w nieskończoność analizować ich starcia słowne, którymi jest naszpikowany początek książki. Ich dziwne i trudne relacje ewoluują a w związku z tym są pełne emocji. 

„Piękny Drań” jest przesycony seksem i jeśli miałabym się do czegoś doczepić, to nie do nadmiaru erotyki, bo było jej w sam raz. To zwykłych relacji i szczegółów z przeszłości bohaterów mi brakowało. Zostało pokazane wszystko to, co powinno, uczucia, radość i ból, jednak poświęciłabym im więcej uwagi, choć myślę, że tak dobrze mi się czytał tę historię, że za szybko się skończyła, dlatego czuję niedosyt.

Ta książka jest bardzo mocno skondensowaną pigułką złożoną z namiętności, seksu, oryginalnego humoru i stanowi świetny lek na chandrę. Z „Pięknym Draniem” przeżyjesz najlepszy, książkowy seks w życiu, a po zamknięciu ostatniej strony z twojej twarzy długo nie zejdzie uśmiech zadowolenia.
Polecam 5-/6

Dziękuję!
 

poniedziałek, 12 października 2015

"Sny bogów i potworów" część 1 i 2- Laini Taylor- recenzja



Karou i Akiva przebyli długa drogę, by spotkać się ponownie. Przeszłość powróciła a stare sprawy nie dają im spokoju. Ich miłość doznała więcej krzywd, niż jakakolwiek inna, lecz nowy świat, nowa rzeczywistość wystawiły to uczucie na próbę. Jednak nie ich uczucie jest najważniejsza, tylko odwieczna wojna między chimerami a aniołami. Czy nie da się uniknąć rozlewu krwi? A może sojusz jest realny, tylko wymaga pracy, zaufania i opanowania. Karou i Akiva mają nowy cel, uratować swój lud, a oni w roli mediatorów sprawdzą się najlepiej, bo są żywym dowodem, że rozejm między wrogami jest możliwe. 

 Miłość Akivy i Karou jest motywem przewodnim. Ich uczucie podsyciło już i tak zaognioną sytuację, jednak nie jest to typowy romans. Miłość tak ważna i nadająca życiu sens, schodzi na dalszy plan. To konflikt między chimerami, czyli stworami posiadającymi cechy różnych zwierząt a aniołami, którym daleko do prawych i dobrych boskich wysłanników, jest najważniejszy.  Ciągła śmierć i rozlew krwi nie dają zbyt optymistycznych planów na przyszłość i w tym momencie Akiva i Karou odegrają swoją misję. Ocalenie i zjednoczenie obu gatunków, cel szczytny, ale piekielnie trudny. Jestem zachwycona, że autorka skupiła się na wojnie i pokazała jej okrucieństwo i bezwzględność niektórych bohaterów. Śmierć, śmierć i jeszcze więcej śmierci, to potrafiło przytłoczyć, ale i wciągnąć.

Wydarzenia w tej części odnoszą się do Przybycia, czyli pojawienia się aniołów, kierowanych przez nowego Imperatora, na ziemi. Wydarzenie jest to wstrząsające i wywołuję ogromne zamieszanie w ludzkim świecie. Każdy kolejny rozdział odnosi się do tego momentu, plus kilka godzin. Akcja toczy się w równym tępię a przeżycia bohaterów są szczegółowo opisane, co pozwala śledzić ich perypetie i obserwować zmiany, jakie zachodzą w obozie chimer oraz aniołów. Postacie są złożone i dynamiczne, nie można ich określić dobrymi bądź złymi. Tak zostali wychowani, dlatego należy im się odrobina wyrozumiałości, cudownie było patrzeć na ich ewolucje i to najbardziej mi się spodobało w całej trylogii. Dowód, że może być lepiej a odwiecznie wpajane zasady, można zmienić i kierować się nowymi, lepszymi, choć nie jest to łatwe. 

W tej część pojawiła się nowa bohaterka, Eliza, której znaczenie, dopiero z czasem, wyszło na jaw. Okazała się niezwykle cennym dodatkiem i z przyjemnością poznałam jej losy. Pozostali bohaterowie raczej mnie nie zaskoczyli, może poza pewną anielicą. Karou jest silną postacią, jednak Akiva za mocno pogrążył się w samopotępieniu i momentami irytował, lecz w ostatecznym rozrachunku uważam ich za jedną z lepszych par literackich. Moja ulubienica Zuza, nadal bawi oryginalnymi i zabawnymi ripostami, dodając nieco humoru temu mrocznemu otoczeniu. 

„Sny bogów i potworów” to idealne zwieńczenie trylogii, która skradła miliony serc. Nie jest cukierkowa ani przesadnie dramatyczna, lecz prawdziwa i na swój sposób realna. Trzymając ja w rękach czułam się jak podglądacz, który zagląda do innej rzeczywistości. Piękny, magiczny, lecz zbroczony krwią świat, w którym można oglądać wojnę i fascynować się jej okrucieństwem. W tym wszystkim znalazło się miejsce na miłość, potępioną, lecz w każdym calu piękną i dającą nadzieję. Przeczytajcie i przekonajcie się, że tak skrzętnie skonstruowany obraz światów, zachwyca i pomimo przelanej krwi dodaje otuchy. Polecam 5/6

Dziękuję!!!!

poniedziałek, 5 października 2015

"Dziedzictwo ognia" Sarah J. Maas- recenzja



Długo wyczekiwana, upragniona, trzecia część cyklu „Szklany Tron” w końcu trafiła w moje ręce! „Dziedzictwo ognia” już od pierwszych stron wyzwala emocje, których nigdzie niezaznanie! 

Celaena po śmierci przyjaciółki wyrusza do Wendlyn, bo to jedyne miejsce gdzie może być bezpieczna, jednak nikt nie przypuszczał, że to tam, młoda kobieta zmierzy się z największymi demonami przeszłości i śmiercionośnymi potworami. W Adarlanie również emocje nie opadają, a przyjaciele Celaeny nie próżnują i starają się pomóc, dawno zaginionej królowej.

Wielowątkowość tej serii chwilami przyprawia o zawrót głowy, ale również zapewnia nie lada rozrywkę czytelnikowi. Książka krąży wokół trzech, głównych kwestii. Pierwsza dotyczy Adarlanu i wydarzeń, które się tam rozgrywają. Chaol nadal nie potrafi pogodzić się z prawdziwą naturą Celaeny i choć w pierwszym tomie zaprezentował się, jako silny i opanowany kapitan Królewskiej Gwardii, a obraz jego osoby utrzymywał się w kolejnej książce, oczywiście do czasu, to tu pokazał się, jako niezdecydowany, wkurzający mężczyzna, który nie wie, czego chce. Naprawdę polubiłam tę postać, mocno zarysowany wątek miłosny w poprzednim tomie mnie zadowolił, to rozumiem, dlaczego „Dziedzictwo ognia” zostało pozbawione tęgo aspektu, z każdą kolejna stroną pojmowałam uczucia targające bohaterami i ostatecznie cieszę się z tego, jak autorka poprowadziła tę sprawę. Jeśli mowa o Adarlanie, to oczywiście nie mogło zabraknąć Doriana, któremu nadal współczuję. Jest to porządny mężczyzna, który ma cały czas pod górkę, a teraz jego życie skomplikowało się jeszcze bardziej. Poznajemy również nowego bohatera. Aedion, bardzo gładko wślizgnął się w moje łaski i czuję, że szybko ich nie opuści, to postać z wielkim potencjałem.

Drugi wątek dotyczy przygód Manon i był on bardzo tajemniczy. Historia czarownicy nie wciągnęła mnie tak jak oczekiwałam, a wolno tocząca się akcja, momentami nudziła. Nie wychwyciłam powiązania, ani głębszego znaczenia Manon w książce, lecz w pewnej chwili zaczęłam ją naprawdę poznawać i interesować się jej losami. Dopiero pod sam koniec zrobiło się ciekawie w tej kwestii. Zastanawiam się, czym zaskoczy ta bohaterko, która jest pozbawiona uczuć i współczucia, być może ktoś skruszy pancerz, którym się otoczyła? 

I teraz najważniejsza część! Celaena i jej przygody w Wendlyn. Dziewczyna na miejscu musi wykonać pewne zadanie, by poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Pomaga jej w tym Rowan. Och, co ten bohater wyprawiał z moimi uczuciami. Sposób, w jaki traktował Celaene był druzgocący i musze się przyznać, że żal, smutek i poczucie winy, które podsycał w bohaterce, wycisnęły całkiem sporo moich łez. Co się tyczy bohaterki, to w końcu mamy możliwość poznania jej przeszłości i sposobu myślenia odnośnie swojego dziedzictwa.

Nieważne jakie imię ostatecznie przywdzieje bohaterka, dla mnie zawsze pozostanie Celaeną o ognistym sercu i niezłomnej determinacji. Uwielbiam ją i jeszcze raz uwielbiam. Przygody młodej kobiety i tego gbura, Rowana, były dla mnie priorytetem i delektowałam się każdą chwilą poświęconą właśnie im.

Wspominając poprzednie tomy, zauważalna jest ewolucja, jaką przeszła seria. Początkowo była to przygoda płatnej morderczyni, która z biegiem czasu nabierała ważności i głębszego znaczenia. Nie przypuszczałam, że poznany przeze mnie nowy świat, okaże się nasycony magią. Pomimo, że „Dziedzictwo ognia” momentami mnie rozczarowało, mam tu na myśli Manon, to i tak książkę uważam za najlepszą z serii. Mroczna, przesycona akcją, z dobrze skrojoną fabułą i ciągle narastającym napięciem, plasuje się wysoko na liście książek fantasy i myślę, że każdy może się w niej zatracić, bez względu na wiek czy płeć. 

„Dziedzictwo ognia” wywołuję potężne emocje, a zakończenie pozostawia czytelnika w skrajnym osłupieniu. Mało, mało, mało! Krzyczy moje serce i już tęskni za perfekcyjnie wykreowanymi bohaterami, bo w swojej niedoskonałości są idealni. Popełniają błędy i to jest cudowne. Epickie walki, wielowątkowa historia i zaskoczenie, którego z pewnością doznacie kilkakrotnie, zagwarantują niezapomniane przeżycia. 

Polecam 5+/6

Dziękuję !!!

piątek, 2 października 2015

"Program. Plaga samobójców" Suzanne Young- recenzja



Wśród amerykańskich nastolatków panuje niebezpieczny wirus. Młodzi ludzie pod naporem smutku i trudnych wydarzeń, pogrążają się w depresji i popełniaj samobójstwa. Zjawisko to jest tak powszechne, że nazwano je plagą samobójców. Rząd chcąc uchronić młodzież, wdrożył w życie pilotażowy program polegający na usuwaniu wspomnień, jednak perspektywa utraty części życia potrafi przerazić i wyzwolić w człowieku siłę do walki. Przekonała się o tym Sloane, której Program zabrał wszystko. Miłość chłopaka, z którym czuła się związana i kochała go ponad wszystko oraz wspomnienie brata. Czy wygra walkę z systemem i śmiercionośnym wirusem?

Książka plasuję się pomiędzy dystonią a Young Adult a właściwie jest mieszanką obu tych gatunków. Okazało się, że to połączenie jest idealne i doskonale wpasowało się w moje gusta. Z jednej strony mamy miłość dwojga nastolatków, która jest już w pełni ukształtowana i dojrzała. Widać, że zarówno Sloane jak i James dają sobie wiele wsparcia. Bałam się, że czegoś mi tu będzie brakowało, ponieważ od początku książki para jest już ze sobą a ich miłość była szczera i piękna, jak najbardziej prawdziwa. Moje obawy szybko się rozwiały, gdy główna bohaterka wracała do ważnych momentów swojego życia, w którym prym wiodły spotkania z Jamesem. Och, co to były za chwile! Wzruszały i bawiły, lecz w dużej mierze ukazywały problemy młodzieży jak i codziennego życia.

 Brady, brat Sloane oraz najlepszy przyjaciel Jamesa, popełnił samobójstwo. Takie wydarzenie odegrało istotną rolę w ich życiu, a autora bardzo dobrze przedstawiła rozterki nękające bohaterów oraz ich ból po stracie. Z drugiej strony mamy nowy obraz przyszłość. Rozrastająca się epidemia i wysoce wątpliwy sposób walki z nią. Ten wątek jak na razie pozostawił po sobie ogrom pytań i podejrzeń. Już samo pochodzenie epidemii jest zastanawiające a opracowany „Program” przeraża.

Główna para bohaterów zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Polubiłam ich w mgnieniu oka a miłość między nimi po prostu mnie urzekła. Bohaterowie borykają się z wieloma problemami, a możliwość podziwiania miłości, która motywowała ich do wali była czystą przyjemnością. Sloane to silna młoda dziewczyna, której przyszło żyć w trudnym świecie, gdzie nie może zaufać nawet własnym rodzicom. To ona prowadziła mnie przez te historię i jej postrzeganie rzeczywistości, wciągało z każdą stroną coraz bardziej. Jeśli chodzi o Jamesa to w pewnym momencie książki, Sloane nazywa go specyficznym, a ja się z nią w pełni zgadzam. James to specyficzny, arogancki i niezwykle uczuciowy chłopak, dla którego można stracić głowę. Momentami zachowywała się jak niekrzesany dureń, ale co dziwne w tych momentach lubiłam go jeszcze bardzie.

„Plaga Samobójców” to książka idealna dla każdego, kto pragnie dobrej, wciągającej i oryginalnej lektury. Dobry pomysł przewodni i świetnie wykreowani bohaterowie, ale to nie wszystko!  Utrata wspomnień, to temat, który tak łatwo nie opuści waszych myśli. Jak można usunąć coś, co kształtuje człowieka i sprawia, że jest, jaki jest. To coś, nad czym warto się zastanowić. Książka podstępnie uzależnia i wnika w czytelnika, skłania do refleksji i zastanowienia się nad życiem. Chwilami dojmująco smutna, przygnębiająca, ale i pełna namiętnej, czułej miłości, która jest prawdziwym blaskiem nadziei. Polecam i jeszcze raz polecam! 

PS. Uważajcie, bo ta książka na stałe zagnieździ się w waszym umyśle i nawet najlepiej skonstruowany Program, nie usunie przeżyć i emocji, towarzyszących oglądaniu karkołomnej walki Jamesa i Sloane o miłość i własne „JA”!
5+/6
Dziękuję!!! 


Książka dostępna na empik.com

piątek, 25 września 2015

"Przypadki Callie i Kaydena" Jessica Sorensen- recenzja



Callie ukrywa się za obszernymi bluzami, czarnym eyelnerem  i samotnością, w której się bezpiecznie. Dziewczyna odcięła się od życia i nie potrafi zaufać nikomu, jednak pewnego wieczoru musi wykazać się odwagą i zdecydowaniem. Kayden cierpi a jego życie jest zagrożone, nikt mu nie pomógł, aż nie spotkał Callie. Mijają tygodnie i dopiero, kiedy odkrywają, że zaczynają studia na tej samej uczelni, ich losy splatają się na zawsze, jednak szybko odkrywają, że oboje potrzebują ratunku i wyzwolenia z więzów przeszłości. 

W tego typu powieściach zazwyczaj skupiamy się na losach jednego z bohaterów, który jest bardziej dojmujący. W tej książce Pani Jessica Sorensen stworzyła bohaterów, który dosłownie przyciągają do siebie zainteresowanie czytelnika. Callie oraz Kayden to młodzi ludzie, którzy wkraczają w dorosłość z bagażem złych wspomnień. Doświadczyli zła i nadal doświadczają więcej niż inni przez całe swoje życie. Połączyło ich uczucie, chwiejne, które musi się umocnić. Oboje pracują, by im się udało, a ten romans mnie urzekł, jednak to nie na nim się skupiłam, tylko na ich wędrówce ku ocaleniu. Callie i Kayden nie są idealni, popełniają błędy, nie mogę powiedzieć o nich nic złego i pomimo błędów, które popełniają, jestem w stanie ich zrozumieć i zaakceptować. Kibicuję im całym sercem, bo ich los mnie poruszył, tak bardzo bym chciała dla nich lepszej przyszłości, dlatego po dramatycznym zakończeniu książki, cały czas o nich myślę i niecierpliwie czekam na kontynuacje. 

Główni bohaterowie otaczają się tylko zaufanymi ludźmi. Callie przyjaźni się z Sethem a Cayden z Luke. Są to postacie nie mniej interesujące, co główni bohaterowie. Oni również mają swój ból, z którym muszą się uporać, tutaj komuś może się wydawać, że autorka przesadziła z ilością dramatyzmu, jednak skrzywdzeni ludzie szukają bezpieczeństwa i akceptacji, a najłatwiej znaleźć je u podobnych sobie ludzi. Zarówno Seth jak i Luke powrócą w następnych tomach i poznamy ich lepiej, co bardzo mnie cieszy.

Książkę czyta się bardzo szybko, można ja połknąć w mgnieniu oka. Dialogi zniewalają swoją dynamiką i głębią. Bohaterowie nie tracą czasu na głupstwa a ich rozmowy są ważne. Od początku można się domyślić, co spotkało Callie oraz Kaydena, lecz zagłębiając się w ich losy poznajemy kolejne, wynikłe z ich przeżyć, problemy. 

Czasami wystarczy przeczytać tylko trzy strony, szczególnie, kiedy ciarki tańczą po całym twoim ciele, by wiedzieć, że dana powieść będzie dobra. Myliłam się! „Przypadki Callie i Kaydena” nie są dobrą książką! Ta pozycja jest w każdym calu idealna. Łamie serce czytelnika i pozostawia w rozsypce. Dopiero, kiedy bohaterowie zaznają ukojenia, czytelnik będzie mógł odetchnie pełną piersią. Ta historia jest tornadem, które burzy wszystko na swojej drodze, a ja pragnę by mnie porwało w ten niekontrolowany wir emocji, bo jest to niezapomniane doznanie, towarzyszyć Callie i Kaydenowi w ich drodze ku życiu i ocaleniu.
Polecam 6/6

Dziękuję!!!