„Woła mnie ciemność” to książka, która zaskoczyła mnie pod
każdym względem. Armagnac Jardineux początkowo snuję nieco nostalgiczną
opowieść o swojej rodzinie i młodzieńczych latach spędzonych na bagnach
Luizjany. Nigdy nie chciał zarządzać plantacją i niewolnikami. Marzył o
zwiedzaniu świata i graniu na fortepianie. Wyjazd do Europy odmienił jego losy
bezpowrotnie. W wyniku wielu zawiłości losu, staje się biednym pijakiem, który
nie wie, co ma zrobić ze swoim życiem. Kiedy spotyka Lothara Minteza zaczyna
pragnąć więcej. Więcej miłości, więcej pieniędzy, więcej uznania i namiętności. Zatraca się w
mroku i cielesnych uciechach. Szybko jednak okazuję się, że jego babka miała
tajemnice, którą powoli odkrywa studiując jej dziennik. Jak wynika z zapisków,
tajemniczy Mecenas Edgar Francis Huntington, który wziął pod swoje skrzydła dwójkę owych młodzieńców, odegrał ważną rolę również w jej życiu.
Na książce widniej ostrzeżenie, że jest nieodpowiednia dla
osób nieletnich i może urazić niektórych dorosłych. Ja urażona się nie
poczułam, a to dlatego, że jestem bardzo tolerancyjną osobą. Dużo w niej
seksu, nie tylko między kobietą a mężczyzną, ale i między samymi mężczyznami.
Trójkąty i orgię też się trafiają. Mogłaby
z tego wyjść kiczowata książka fantasty, jednak zapewniam Was, że jest to kawał
dobrej literatury. Pierwszy tom ma niezwykły klimat. Wiktoriański Londyn,
mroczne uliczki i rozwiązła socjeta stworzyły przyciężkie i mroczne tło, w którym
można się zatracić. Wątek fantastyczny również jest istotny i kto przeczytał
pierwszy tom ten wie, kim tak naprawdę jest Huntington. Odkrycie prawdy było
dla mnie dużym zaskoczeniem, bo w pełni skupiłam się na Armagnacu i Latharze. Ich związek jest burzliwy i
fascynujący, jednak ich wybory i powolne porzucanie jakichkolwiek wartości mnie
zafascynowały. Z każdą stroną coraz bardziej się pogrążali i kierowali w stronę
ciemności, która robiła z nich egoistów. Historia trochę dziwna, ale również
skłaniająca do refleksji.
„Twarzą w twarz” diametralnie różni się od pierwszej części,
bo minęły dziesięciolecia i bohaterowie
muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ten tom skupia się w szczególności
na Latharze, który opłakuje stratę i intensywnie szuka swojego mentora. W tym
celu udaje się do Nowego Orleanu, gdzie poznaje Thomasa, który ma oczy takie
same jak jego dawna miłość. Połączy ich pasja do muzyki, lecz Lathar musi zmierzyć się prawdą nie tylko o Armagnacu, ale i o sobie samym.
Klimat nie jest już tak niezwykły, bo akcja dzieje się w
obecnych czasach, ale bohaterowie nadrabiają. Są nostalgiczni i coraz częściej
dostrzegają, że cielesne uciechy to nie wszystko. Próbują odnaleźć się w
świecie, który galopuje do przodu, a ani czasami nie nadążają. Więcej w tej książce refleksji, ale też
szybciej mi się ją czytało. Szkoda, że jest taka krótka. Mniej seksu, a więcej
nowych bohaterów i ich problemów. Nadal dużo muzyki i naprawdę cenię sobie ten
wątek.
„Daję ci wieczność” to niezwykła seria. Autorka pisze pięknie i tworzy nietuzinkowe postacie, jednak to klimat, który tworzy wokół
swoich historii jest najcudowniejszym elementem jej powieści. Z pewnością
niegorsząca powieść, powiedziałabym raczej, że odważna. Dobre tempo akcji, wiele
tajemnic do odkrycia, napięcie wiszące w powietrzu, szczególnie w pierwszym
tomie odczuwałam groteskowość niektórych sytuacji.
Wszystko w tych książkach jest niezwykle intensywne. Ogrom
tych uczuć i emocji potrafi przytłoczyć,
lecz przede wszystkim sprawiają one, że tę historię można odczuwać wszystkimi
zmysłami i delektować się każdym zaskakującym momentem. Nie tylko seks i
pożądanie tu dominują, bo autorka stworzyła wspaniałą i oryginalną powieść
osnutą nieco sennym klimatem ze sporą dawką niebezpieczeństwa. Jak najbardziej
polecam! 8/10
Te okładki są cudowne... Aż chce się sięgnąć po serię. Jestem ciekawa tej intensywności wrażeń :)
OdpowiedzUsuńnaprawdę warto. Autorka ma cudowny styl :)
Usuń