środa, 15 kwietnia 2015

"Misja Ivy" Amy Engel- recenzja przedpremierowa



Miasto po wojnie nuklearnej jest podzielone na tych bogatych, zwolenników prezydenta i tych biednych, popierających założyciela. Lata mijają od tragedii, która spotkała ludzkość, lecz nic w temacie tego podziału nie uległo zmianie. Dwa obozy łączy jedno- małżeństwo ich dzieci. W tym roku to szesnastoletnia Ivy Westfall, jest zmuszona wyjść za mąż za syna prezydenta. Nikt nie pyta o miłość czy pragnienia, liczy się tylko zawarcie związku, który umocni sojusz i zwiększy populacje ludzi. Cel ponad wszystko, a Ivy ma cel- zniszczyć bezwzględną tyranie prezydenta Lattimera. 

Niedaleka przyszłość nie napawa optymizmem, jednak nie jest to do końca okrutny świat. Oczywiście wojna wyrządziła szkody, pozostawiła ludność w podziale, a prawa są egzekwowane surową ręko. Nikt nie krytykuję przymusowych małżeństw nastolatków, lecz największym ograniczeniem jest płot, ogradzający miasto. Człowiek nie jest stworzony do życia w zamknięciu, lecz strach przed zagrożeniem i nieznanym, uwięził ich w miejscu, gdzie bezwzględną władzę sprawuję jeden człowiek.

Ogromnym atutem powieści są bohaterowie, a w szczególności Ivy i Bishop. Dziewczyna została wytrenowana do jednego celu- ma obalić dyktatora. Prawdziwą przyjemnością było oglądanie jak kształtuje się osobowość bohaterki. Wychowana pod presją ojca, tak naprawdę nie zna prezydenta i jego metod. Zagłębiając się w swoją misję, zauważa, że nie wszystko jest białe albo czarne, na świecie są odcienie szarości i Ivy dostrzegając problemy, których nigdy nie brała pod uwagę zaczyna samodzielnie myśleć i nabiera wątpliwości. Początkowo delikatna, lecz pyskata dziewczyna przeradza się w prawdziwą wojowniczkę, pełną empatii i wiatry. Kto jest dobry albo zły, nie można jednoznacznie ocenić, każdy ma ukryte motywy i należy je odkrywać razem z bohaterami.  Bardzo istotną rolę odgrywa Bishop, mąż Ivy. Tak naprawdę mogłabym powzdychać do niego, gdyż jest on bohaterem na pierwszy rzut oka niepozornym, wyróżniającym się tylko urodą, jego postawa mnie urzekła i rozczuliła, lecz ostatecznie okazał się zaskakujący. Chłopak należy do tych bohaterów, których darzy się sympatią od pierwszego spotkania.

Tutaj nasuwa się kolejny problem, którego nie mogę pominąć. Dwójka młodych ludzi zmuszona do małżeństw. Jak coś takiego może się udać? Ten wątek jak dla mnie jest genialny. Ich relacje dopiero raczkują i kształtują się na oczach czytelnika. To głównie z tego powodu tak bezwzględnie zaczytałam się w tej historii. Miłość pokazana jest bardzo realnie, nie ma tu euforii i fascynacji, która pojawia się momentalnie. Ta dwójka poznaję się stopniowo, a ich relacje muszą się zbudować od początku i powoli się rozwijają, być może, dlatego przeżywałam każdy postęp między Ivy a Bishopem. Całości dopełnia akcja, która toczy się w wyważonym tempie i piekielnie wciąga od pierwszej strony. 

Na zakończenie powiem tylko tyle:
Drogi Czytelniku, przed rozpoczęciem lektury uzbrój się w wielki zapas emocji, gdyż w tej książce dzieję się tyle, że na pewno spokojnie nie przetrwasz tego spotkania. Serce będzie walić jak grzmot a uczucia płynące z kart powieści, wprawią cię w euforyczny stan. Myślicie, że „Igrzyska Śmierci”, „Delirium” lub „Niezgodna” są pierwszorzędnymi powieściami dystopijnymi? Zapewniam was, że będą musiały zrobić miejsce dla Ivy, która szturmem wdarła się na szczyt. Kocham i jeszcze raz kocham. Okrutny świat oraz obraz rodzącej się bliskości między dwojgiem młodych ludzi, okazały się połączeniem piekielnie dobrym, a ja go kupuje w całości.
5+/6
Dziękuję!!!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

"Saga Ognia i Wody. Księga pierwsza: Wielki błękit" Jennifer Donnelly- recenzja przedpremierowa!



Przyszłość Serafiny od najmłodszych lat była zaplanowana. Pewnego dnia ma zostać Królową Miromary i stanąć na cele najstarszej cywilizacji świata syren. Dzień przed najważniejszym dniem w jej życiu, nękają ją koszmary o śmierci i pradawnym potworze. Dokimi, to próba, podczas której Serafina musi udowodnić, że jest prawowitą następczynią tronu, a zadania, które będzie musiała wypełnić są trudne i niebezpieczne, lecz najgorsze jeszcze przed nią, bo koszmar zaczyna się spełniać. Królowa zostaje postrzelona z łuku a najeźdźcy pustoszą krainę, jedyną nadzieją na ocalenie jest zjednoczenie sześciu potężnych syren, dlatego młoda Principessa wraz z przyjaciółką Neelą wyruszają w podróż by ocalić świat syren.

Serafina i Neela są głównymi bohaterkami, jednak tej pierwszej poświęcono znacznie więcej uwagi. Obie są młodymi syrenami postawionymi w bardzo trudnej sytuacji, która chwilami je przerasta. Serafina od najmłodszych lat znała swoje przeznaczenie, a dla swojego królestwa jest w stanie zrobić wszystko, dlatego niejednokrotnie wykazała się odwagą. Obie bohaterki pomimo heroicznej postawy popełniają błędy, czasami miałam wrażenie, że zachowują się infantylnie. Podczas podróży nabierają doświadczenia i powoli widać przemianę, lecz jeszcze sporo je czeka nim ostatecznie dorosną. Z biegiem wydarzeń bohaterki poznają łotrów i nowe bohaterskie syreny, dlatego postaci jest dużo i są to ciekawe osobowości. 

Serafina w dzień Dakimi miała się zaręczyć z Mahdim. Prowadzi to do wątku romantycznego, początkowo byłam uradowana takim obrotem spraw, gdyż chciałam przeżyć razem z bohaterami ich miłosne perypetie, lecz ostatecznie ten temat przycichł. Oczywiście mam jakieś tam swoje przemyślenia i podejrzewam, co może się wydarzyć, lecz nie zostało to wyjaśnione. Smutno mi, że to uczucie nie zostało szerzej ujęte.

Już od pierwszej strony poczułam się jak mała dziewczynka przeniesiona do cudownej wodnej krainy. „Wielki Błękit” to prawdziwa gratka zarówno dla młodszej, jaki starszej dziewczyny, która chcę przeżyć cudowną przygodę w krainie syren. Początkowo czułam lekką dezorientację wynikającą z nowych pojęć krain, prądów i ceremonii, gdyż autorka stworzyła nowy świat i już na wstępie nakreśliła jego prawa i obyczaje. Jeśli ktoś zapomni jakieś pojęcie, to pomoże słowniczek, w który została wyposażona książka. Mimo nowych słów, książkę czyta się lekko i szybko. 

Akcja od samego początku jest zawrotna. Syreny płyną przez morza, po drodze napotykając niebezpieczne przeszkody. Dużo się dzieję, dlatego czytelnik nie powinien się nudzić. 

„Wielki Błękit” to bajkowa historia. Idealna dla dzieci i młodzieży. Chwilami przewidywalna, stereotypowa i upiększona, lecz bezapelacyjnie magiczna. Książka raczej niewymagająca, ale świetnie się sprawdzi, jako umilacz czasu.
4/6
Dziękuję!

piątek, 10 kwietnia 2015

"Tabula Rasa" Kristen Lippert-Martin- recenzja



Sara bierze udział w projekcie Tabula Rasa. Usuwanie wspomnień, jest powolnym zabiegiem, lecz w przypadku Sary, trwa dłużej niż u innych, co wzbudza podejrzliwość. Czego doświadczyła dziewczyna, że należy usunąć to z jej wspomnień? Sprawa komplikuję się jeszcze bardziej, kiedy ośrodek, w którym przebywa, zostaje najechany przez najemników, których głównym celem jest zlikwidowanie Sary. 

Fabuł powieści jest bardzo prosta i tak naprawdę można ją streścić szczegółowo bardzo szybko, czego oczywiście nie zrobię. Pomimo pozornej prostoty, książka okazała się dobrą historią, trzymającą w napięciu, a o to włośnie tu chodzi.

Jest to kolejna książka polecana fanom „Niezgodnej” i „Igrzysk Śmierci”. Ach, znowu? Nie wiem, co łączy te powieści, ani dlaczego większość książek jest właśnie tak reklamowana, ponieważ „Tabula Rasa” jest książką w zupełnie innym klimacie i mi bardzo się podobała. Książka nie jest gorsza, wręcz przeciwnie, cała historia jest wciągająca z dobrą główną bohaterką, dlatego lekturę mogę polecić znacznie szerszemu gronu.

Sara jest zwykłą nastolatką, która niespodziewanie znalazła się w trudnej sytuacji. Modyfikacja pamięci jest dodatkowym problemem, dziewczyna szuka prawdy, jednocześnie kieruję się wysoką moralności. Nie jest to kolejna bohaterka, która niezważająca na niebezpieczeństwo brnie do przodu. Sara postępuje w sposób racjonalny i boi się, co jest w pełni zrozumiałe a mimo to umie wykazać się odwagą. Jest bardzo zrównoważoną bohaterką, nie jest przerysowana i dlatego bardzo łatwo się wczuć w jej osobę. Dziewczyna przebywa w zamkniętym ośrodku, gdzie spotyka najemników, sprzedajny personel i niezrównoważonych pacjentów. Z pewnością bohaterowie do milutkich nie należą, dlatego niebezpieczeństwo wyczuwalne jest nieustannie. 

Wątek romantyczny również się pojawia, co prawda w znikomym stopniu. Jest miłym dodatkiem, taką wisienką na torcie, jednak z pewnością książki do romansu nie można zaliczyć. Akcja toczy się w zamkniętym ośrodku, który znajduję się w śnieżnych górach. Klimat jest mroczny, a mróz i śnieg okazały się doskonałym tłem dla niebezpiecznych wydarzeń. Akcja rozkręca się stopniowo, początek jest dość niemrawy, czytelnik nadąża za wydarzeniami i wszystko jest zrozumiałe. Kiedy wydarzenia nabierają tępa robi się naprawdę ciekawie i z przyjemnością śledziłam poczynania Sary.

„Tabula Rasa” to przyjemna książka, z nutą niebezpieczeństwa i napięcia. Książa obfituje w krwawe strzelaniny, widowiskowe walki i niebezpiecznych bohaterów. Uroku dodaje bardzo subtelny wątek romantyczny, dlatego książka będzie idealna dla każdego, kto szuka wytchnienia i niezobowiązującej lektury. „Tabula Rasa” jest prawdziwym thrillerem sensacyjnym, a spotkanie z tą książką uważam za udane.
4/6
Dziękuję!!!
 

wtorek, 7 kwietnia 2015

"Starter" Lissa Price- recenzja przedpremierowa



Po wojnie bakteriologicznej świat uległ całkowitej zmianie. Ludzie między dwudziestym a sześćdziesiątym rokiem życia stracili życie. Pozostali tylko młodzi, zwani Starterzy oraz starzy, Enderzy. Ci drudzy zdominowali całkowicie gospodarkę, są bogaci i wpływowi, tylko oni mają prawo do pracy a zważywszy na rozwój technologii i medycyny ich życie zostało wydłużone, co przedłuża ich zdolność do pracy. Młodzież została postawiona w trudnej sytuacji, dzieci są umieszczane w sierocińcach, gdzie panują okropne warunki, dlatego większość woli żyć na ulicy, lecz to wiąże się z głodem i niebezpieczeństwem. 

Callie ma tylko siedmioletniego braciszka, który jest chory i wymaga opieki, dlatego dziewczyna jest skłonna zrobić wszystko, aby go ocalić. Callie postanawia udać się do Banku Ciał, gdzie zostanie poddana upiększeniu, by nieznany Ender mógł wynająć jej ciało. Nie spodziewała się jednego, że pewnego dnia ocknie się w swoim ciele, w pięknej rezydencji i będzie zdolna do rozmowy z Enderką, która wynajęła jej ciało i ma straszny plan wymagający użycia broni. 

Świat nakreślony przez autorkę nie jest tak całkowicie druzgocący, lecz z zadowoleniem mogę powiedzieć, że jest oryginalny i niepowtarzalny. Z czymś takim jeszcze się nie spotkałam, zlikwidowanie jednej trzeciej społeczeństwa, ludzi w kwiecie wieku, pozwoliło na stworzenie nowej rzeczywistości. Nie jest to kolejny obraz ludzkości poddany złożonej segregacji, gdzie wszyscy się zabijają, jednak nie pomyślcie, że bohaterowie mają sielankowe życie, w tej nowatorskiej wizji nie brakuję bójek, strzelanin i głodu. Bohaterowie muszą walczyć, nie tylko o prawo do godnych warunków egzystencji, ale do życia w własnym ciele.

 Jeśli chodzi o bohaterów, to z łatwością można ich polubić. Callie to zwykła dziewczyna i tak naprawdę nie mam jej nic do zarzucenia.  Ma silny charakter, walczy o dobro brata Tylera i swojego przyjaciela Michaela. Pojawia się również Blake, wnuk senatora, z którym Calle połączy coś głębszego. Istotną rolę odgrywa Enderka Helena, która jest sympatyczną starszą panią i pomimo jej morderczych zapędów jest sympatyczna, poznajemy tylko jej głos a szkoda, gdyż naprawdę jest wartościową postacią, którą chciałabym zgłębić. 

Akcja jest prowadzona w wyważony sposób i niestety brakowało mi mocnych akcentów. Śledztwo Callie i jej przygody śledziłam z ciekawością. Nowy świat, prawa i pomysł na rozszerzenie działalności Banku Ciał wciągają, lecz miałam wrażenie, że płynę przez tę powieść w jednostajnym rytmie. Spodobało mi się, kiedy Callie traciła kontakt z swoim ciałem i budziła się w zaskakujących sytuacjach. Nigdy nie wiedziałam, czego można się spodziewać. I to były najbardziej burzliwe momenty książki. Sama ostateczna rozgrywka przebiegła bez większych emocji, jednak prawdziwym zwrotem akcji okazało się zakończenie. Hmmm…. Takie postawienie sprawy bezapelacyjnie skłania do kontynuacji serii. Jestem poczęci zachwycona i rozczarowana, bo kiedy nastał koniec zrobiło się naprawdę ciekawie i szkoda, że w książce nie było więcej tak zaskakujących momentów. 

Wątek romantyczny został przedstawiony pobieżnie. Black jest chłopcem, którego postępowanie popieram, lecz ostatecznie okazał się ogromnym zaskoczeniem i nie wiem, z jakiej strony pokaże się w następnej części. Nie jest to książka o miłości, romans stanowi mały element, jednak wzbudził moje zainteresowania, mam nadzieję, że w przyszłości nabierze tępa i autorka poświęci mu więcej miejsca. 

Książka jest napisana prostym językiem, czyta się szybko i lekko. Opisy nowego świata są rzeczywiste i realne. Łatwo się wczuć w życie Callie. Całości dopełnia przepiękna okładka, która prezentuję się po prostu pięknie, a żadne zdjęcie nie odzwierciedli jej uroku. 

Podsumowując, „Starter” jest oryginalną historią, a świeży pomysł zaciekawi fana dystonii i fantastyki. O dreszcz przyprawia pomysł wynajęcia ciała przez obcą, ponad stuletnią osobę, więc tak wykreowana rzeczywistość może wstrząsnąć. Początek serii nie do końca spełnił moje oczekiwania, ale bardzo dobrze zwiastuje na przyszłość. Callie wciągnie was w świat pozbawionych praw Starterów oraz bogatych Enderów,  zapewniając dobrą zabawę.
Polecam! 4+/6



Dziękuję!!!

niedziela, 5 kwietnia 2015

"Odłamki" Ismet Prcić- recenzja



Ismet Prcić jest uznanym dramaturgiem i reżyserem bośniackiego pochodzenia. Przyszło mu żyć w ogarniętym konfliktem kraju i choć kocha teatr i pragnie normalności,nie jest mu dane zaznać w pełni młodzieńczości. Młody chłopiec na pograniczu dorosłości musi stawić czoło niebezpieczeństwu. Uciekając przed wojną wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, lecz sen o wspaniałym życiu zaczyna niebezpiecznie się rozmywać.

Powieść ta jest historią życia autora, jego wspomnienia, odłamki życia zlepione w całość, przeplatają się z historią niejakiego Mustafy Nalicia, żołnierza, który doświadczył okrucieństwa wojny. Ich losy łączą się, co zaskakuje a jednocześnie wiele wyjaśnia. W część jest to powieść biograficzna, lecz nie całkowicie. Prawda miesza się z fikcją, Ismet tak właśnie sobie radzi z traumom, spisując odłamki swojego życia. 

Książka jest napisana dosadnym językiem, tu nie ma miejsca na ugrzecznianie i używanie wymuskanych frazesów. „Odłamki” czyta się z zapartym tchem, a opisy obfitujące w okrucieństwo potęgują doznania. Książkę przeżywa się od początku do końca, a ogrom emocji, które wyzwala historia Ismeta, chwilami przytłacza. Kiedy myślałam, że już więcej nie zniosę i tak nie przestawałam czytać. Lektura hipnotyzuje i prowadzi do zatracenia w psychologicznym obrazie bohatera. 

Wydarzenia opisane w książce nie są przedstawione chronologicznie, a narracja często się zmienia. Wprowadziło to lekki chaos, jednocześnie pozwoliło to  lepiej poznać Ismeta. 

„Odłamki” to historia życia człowieka, który zmaga się z traumą wojenną, który na nowo układa sobie życie i moim zdaniem każdy powinien przeczytać tę książkę, aby uzmysłowić sobie straszność i i bezwzględność wojny, bo czym tak naprawdę jest wojna? Obrazami w telewizji? Czy nie jesteśmy ignorantami,przechodząc obok i nawet przez minutę nie zastanawiając się, nad losem tych wszystkich niewinnych ludzi? Bo myślę, że tacy właśnie jesteśmy. Sama taka byłam. Mam nadzieję, że już taka nie jestem. Powieść ta, wnikła w mój umysł i go doszczętnie spustoszyła, a po zamknięciu książki poczułam się inna. Bardziej świadoma, zdruzgotana i wystraszona. 

O tej książce nie można mówić zbyt wiele, należy ją przeczytać i przeżyć. „Odłamki” są boleśnie autentyczną historią, która ukazuję prawdziwą stronę wojny, a to niejednokrotnie przyprawia o dreszcz i łzy. Obok tej książki nie można przejść obojętnie, gdyż jest zbyt wartościowa i refleksyjna, by została pominięta. Jeśli ktoś szuka radosnej, optymistycznej powieści, to „Odłamki” nie są dla niego, lecz jeśli chcecie doświadczyć niezapomnianych chwil, to ta książka wam je zapewni.  Jak najbardziej polecam!
5/6
Dziękuję!