Alce od zawsze była buntowniczką, więc kiedy poznaje
przystojnego Amerykanina, szybko ulega jego wdziękowi, a jej rodzina chętnie
wysyła córkę za ocean. Marzenia o życiu w mieście i obracaniu się w kręgu
śmietanki towarzyskiej, okazuję się tylko fantazją. Codzienne życie przytłacza
Alce. Teść jest tyranem i fanatykiem religijnym, a mąż? Cóż… dawno nikt mnie
tak nie zaszokował!
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Jojo Moyes okazało się
bardzo udane. Nadal jestem w szoku po lekturze tej książki.
Autorka wykreował postaci z krwi i kości, które popełniają
błędy, często mówią rzeczy, których później żałują, dokonują złych wyborów. I o
to w tym chodzi, te kobiety ŻYJĄ! Są
takie jak MY! Popełniają błędy, ale dlatego, że pragną czegoś więcej, gonią za szczęściem,
przeciwstawiają się społeczeństwu i łakną niezależności.
Alice szuka ucieczki od despotycznego teścia i męża, którego
trudno określić. Jest nijaki, bez charyzmy i jakiejkolwiek siły przebicia i
choć nie jest najgorszy, bo ma w sobie to coś, to rozczarowywał mnie
nieustannie. Alce oddech od codzienności znajduje w konnej bibliotece, a
konkretnie mówiąc, jest to obwoźna biblioteka dla najuboższych. Grupa kobiet
rozwozi książki po terenach otaczających Baileyvie, co nie należy do
najłatwiejszych zajęć. Bibliotekarki niejednokrotnie muszą zmierzyć się z
naładowaną strzelbą i zła pogodą.
Odważne? Z całą pewnością!
Pełne pasji? Jak najbardziej! Wrażliwe? Choć bardzo starają się to
ukryć, to drzemie w nich prawdziwy tajfun emocji. Narrator skupia się przede
wszystkim na Alice, ale Margery, która wydaję się twarda jak skała i spaja całą bibliotekę, też odgrywa znaczącą rolę w tej powieści.
Akcja rozwija się powoli i to jest jedyny minus. Jednak
największym pluszem, jest styl autorki i jej umiejętność szafowania emocjami,
to wyszło jej genialnie. Kształtuję opowieść stopniowo, jednak dzięki temu
lepiej poznałam bohaterki i ich rozterki. Szczególnie to się tyczy Margery,
która jest cudownie niezależną i skompilowaną kobietą. Wątek miłosny też jest i rozwija się bardzo naturalnie,
nie dominuję, a dodaję jedynie rumieńców.
„Światło w środku
nocy” jest lekturą, która chwyta za serce! Aż trudno uwierzyć, z czym kobiety
musiały się mierzyć niespełna 100 lat temu, a dawniej było jeszcze gorzej.
Realia przedstawione w tej powieści potrafią przytłoczyć, ale też dodają sił. W
surowym i biednym Kentucky znalazła się grupa kobiet, która dzięki swojej
odwadze i sile ducha, zawalczyła o swoją niezależność i prawa! Muszę przyznać, że same zakończenie ogromnie
mnie rozbawiło, bo było ono takim pstryczkiem w nos dla jednego z bohaterów i długo
śmiałam się tak samo jak pozostałe bohaterkami tej książki.
Piękna powieść o sile kobiet. Walce o swoje prawa! Ta
historia dodaję sił! I długo pozostanie w pamięci. Polecam 8/10
Uwielbiam takie powieści. I te dawne czasy... Recenzja śliczna, dzięki.
OdpowiedzUsuńNa pewno sięgnę po ten tytuł, bo bardzo mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuń