poniedziałek, 31 lipca 2017

"Luonto" Melissa Darwood - recenzja

Luonto jest miejscem niemal pierwotnym. Mieszkańcy żyją w zgodzie z naturą i dbają o tamtejszy ekosystem. Podczas nieoczekiwanego trzęsienia ziemi, Chloris zostaje uratowana przez ogromnego orła, jednego z mieszkańców Luonto. Dwudziestoletni młodzieniec jest Homanilem o imieniu Gratus. Między tą dwójką wybucha silne uczucie, lecz koniec świata zbliża się wielkimi krokami, a rzeczywistość jest inna niż im się wydaję.

Książka wciąga od pierwszej strony i choć poznałam już styl autorki, to „Pryncypium” nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia jak ta powieść. 

Autorka wykreowała ciekawą wizję przyszłości, w której zawarła wręcz bijące po oczach przesłanie. Ludzkość nie dba o ziemię, na której żyję i teraz przyszedł czas, by poniosła za swoje postępowanie konsekwencje. Wiele przykładów jest z pozoru oczywistych, jednak skumulowane w jednym miejscu, przerażają prawdziwością i lekceważącym podejściem ludzi do przyrody.

Homanile, które najłatwiej przyrównać do zmiennokształtnych, mają pomóc w ocaleniu wszystkich gatunków zwierząt. Chloris początkowo nie potrafi odnaleźć się w nowym otoczeniu, wszystko poddaję w wątpliwość. Momentami jej podejście działało mi na nerwy, ale dziewczyna jest również przykładem, że każdy może się zmienić i stać się lepszym. Pozostali bohaterowie są sympatyczni, lecz to na dwójce głównych bohaterów skupiamy się najbardziej. Wątek miłosny odgrywa istotną rolę, ale nie zdominował głównego zamysłu tej powieści i morał płynący z całej historii jest jasny. Mam nadzieję, że ktoś dzięki tej książce inaczej spojrzy na otaczający nas świat.

Fabuła jest prosta i kiedy wczułam się w ten lekko sielski klimat Luont, to autorka postanowiła zrzucić prawdziwą bombę na czytelnika i całkowicie nieprzewidywalny zwrot akcji, kompletnie odmienił bieg wydarzeń. Bardzo ciekawy twist fabularny dobrze podziałał na odbiór tej powieści i działo się tak wiele, że trudno mi było oderwać się od lektury. Pojawił się taki moment, kiedy poczułam strach, a opis jednej sytuacji nie chciała opuścić mich myśli. Może autorka powinna spróbować swoich sił w nieco innym, bardziej mrocznym gatunku, bo jak najbardziej ma ku temu predyspozycję.

„Luonto” to mądra, piękna i pouczająca historia, pomimo wartościowego przekazu, jest lekka w odbiorze. Zakończenie troszkę przytłacza, ale to dlatego, że ja należę do tych osób, które wolą słodkie kłamstwo, niż gorzką prawdę.

Polecam 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz