„Władca Pierścieni” to dzieło, które doczekało się wielu
wydań i pomimo upływu lat, zdobywa coraz to nowych fanów. Jestem wielką
miłośniczką literatury fantastycznej i jeśli mam być szczera, to każda myśl o
tej trylogii, budziła we mnie poczucie winy, bo jak można czytać tyle książek,
a nie znać największego dzieła XX wieku. To arcydzieło literatury, bo tym bez
wątpienia jest, powinien poznać każdy czytelnik fantastyki. Nowe wydanie i to z
pięknymi ilustracjami, w końcu skłoniło mnie do przeczytania tej wyjątkowej
powieści.
Książka zachwyca od pierwszej strony, może nie od razu
zakochałam się w tej historii, ale już samo wprowadzenie robi wrażenie. J. R.R.
Tolkien stworzył od podstaw wyjątkowy i w każdym calu oryginalny świat.
Świat, który jest dopracowany w najdrobniejszym szczególne. Nowe rasy, krainy,
polityka, dosłownie wszystko ma swoje miejsce i znaczenie. Miałam wrażenie, że
nie poznaję książki fantasy, tylko losy odległej krainy, która istnieję w
rzeczywistości. Ilość szczegółów i mitów zdumiewa. Drobiazgowość, mnogość bohaterów i tych wszystkich dziwnych nazw, może być przytłaczająca, a autor, jak
gdyby nigdy nic, stworzył świat w pełni ukształtowany.
Bilbo Baggins podczas świętowana swoich stu jedenastych
urodzin poznaję prawdę o pierścieniu, który przywiózł z jednej z wypraw. Za
namową Gandalfa przekazuje go Frodowi. Pierścień o niezwykłej i złej mocy.
Sauron – Władca Ciemności pragnie odzyskać pierścień i jest to jego głównym
celem. Frodo musi przemierzyć Śródziemie, by dotrzeć do Szczeliny Zagłady i
zniszczyć Pierścień Jedyny. Frodo wraz z przyjaciółmi wyrusza w niebezpieczną
wyprawę, która zaowocuję niezwykłymi przygodami, nowymi znajomościami i starciami,
które mogą pozbawić życia. Drugi i trzeci tom nadal trzyma poziom, jednak ich
lektura przyszła mi o wiele łatwiej. Wkroczyłam z wielką ochotą do świata,
który mnie zachwycił i dzięki temu od pierwszej strony w pełni byłam skupiona
na akcji.
Połowa pierwszego tomu była dla mnie trudna. Wiele opisów i
poznawanie dość szczegółowo nowego świata, z jednej strony było nudne, jednak
zafascynowana pomysłem autora, czytałam dalej.
Akcja nabiera tępa i co najważniejsze, Bractwo Pierścienia zaczęła
nabierać „kształtów” i bliższe poznanie głównych bohaterów wzbudziło moje
zainteresowanie. Bohaterowie zafundowali mi niezapomnianą przygodę, pełną
uczuć, walk i wielkich ideałów.
Kiedy pojawiła się zapowiedź tego przepięknego wydania,
spore grono fanów zainteresowało się tłumaczeniem. Większość krytykowała Pana
Łozińskiego. To moje pierwsze spotkanie z tą trylogią, więc nie jestem
specjalistką od różnic między tłumaczeniami, jednak wiersz wprowadzający kiedyś
obił mi się o uszy i był tak charakterystyczny i piękny, że już od pierwszej strony
zwróciłam uwagę na tę różnice. Kiedy byłam w połowie lektury przerwałam na
moment czytanie, bo wiele nazw, zwrotów było po prostu dziwnych. Chwilami
brakowało mi lekkości i tak naprawdę nie wiem, czy to wina tłumacza, czy też autora.
Przejrzałam naprawdę wiele stroni i moje małe śledztwo pokazało, że to jest
również wersja poprawiona i wcale nie trzeba się bać tego tłumaczenia. Być może
kiedyś było więcej owych różnic, co niepotrzebnie uprzedziło niektórych
czytelników. Dla tego wydania warto zaryzykować. Piękna okładka, ilustrację i w
moim odczuciu również tłumaczenie.
Jest to wydanie ilustrowane, co uwielbiam w takich
powieściach. Sprawia to, że bohaterowie są bardziej realni. Niedawno miałam
okazję zaznajomić się z „Silmarillionem”, również ilustrowanym i muszę
powiedzieć, że obrazy autorstwa Teda Nasmitha trąciły niemal fotograficznym
realizmem i urzekały pięknymi barwami. Nie znaczy to oczywiście, że ilustrację
Pana Alana Lee są złe! Są piękne i jest na czym oko zawieść. Każdy obraz można
podziwiać i zachwycać się szczegółami. Alan Lee jest również zdobywcą Oskara za
najlepszą scenografię do filmu „Powrót Króla”. Jak sami widzicie, to wielki i
utalentowany artysta.
„Władca Pierścienia” to niezwykła trylogia. Napisana z
wielkim rozmachem i robi ogromne wrażenie na czytelniku. Wspaniały klimat,
różnorodni i nieprzewidywalni bohaterowie, oraz porywająca przygoda, nadal
zachwyca i coś czuję, że ten zachwyt jeszcze przez wiele kolejnych lat nie
osłabnie, gdyż są to książki jedyne w swoim rodzaju. 8/10!
Dziękuję!
Szanuję wszelkie zachwyty nad tą serią, ale to kompletnie nie moje klimaty, zatem na pewno nie zabieram się za lekturę.
OdpowiedzUsuńTwórczość Tolkiena bardzo lubię, ale to wydanie ilustrowane Władcy tak jakoś na "ok" tylko oceniam.
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam czytać "Władcę Pierścieni" od tomu drugiego, zafascynowała pierwszą częścią ekranizacji Petera Jacksona, więc nie miałam problemu z nazwami i lokacjami, bo w filmie są dobrze uszeregowane. Potem czytałam część 3 i na koniec wróciłam do pierwszej. "Silmarillion" czytałam dużo później.
OdpowiedzUsuńJa czytałam książki w przekładzie Mari Skibniewskiej i tłumaczenie Łozińskiego strasznie raziło mnie w oczy. Ale ja czytałam jego przekład lata temu, może teraz nastąpiły jakieś zmiany. Jednak mam do niego uraz i nie zamierzam sprawdzać czy się poprawił :P