czwartek, 16 sierpnia 2018

"To nie ja, kochanie" Tillie Cole - recenzja


Salome wychowała się w sekcie, gdzie została uznana za przeklętą z powodu nieprzeciętnej urody. W dniu ślubu z Prorokiem Dawidem, dziewczyna ucieka. Ranna i bliska śmierci, trafia do klubu dla motocyklistów. Gang handlujący bronią nie jest bezpiecznym miejscem, ale nieoczekiwanie, to oni pomagają Salome, zwanej również Mae. Przywódca motocyklistów River – Styks, od dziecka ma problemy z mową. Ich ścieżki już kiedyś się przecięły, a ponowne spotkanie z pewnością odmieni ich na zawsze.  

Dawno nie miałam tak bardzo mieszanych uczuć po skończonej lekturze. Twórczość autorki nie jest mi obca, bo czytałam dwie jej książki. Pani Tillie Cole ma ostry język, a jej książki dosłownie ociekają seksem. Jeśli oczekujecie słodkiej książki, to to nie jest lektura dla Was, ale fani ostrych romansów powinni przeczytać, bo z pewnością „To nie ja, kochane” jest mocną i intensywną powieścią.

Fabuł jest świetna i to ona podoba mi się najbardziej. Mamy do czynienia z sektą, która istniała naprawdę. Poruszył mnie los Mae. W tym miejscu dochodziło do gwałtów, molestowania i skrajnego okrucieństwa. Kobiety były wykorzystywane i uczone posłuszeństwa. Wyobrażając sobie takie życie, przechodziły mnie dreszcze. Mae również polubiłam! Najlepiej wykreowana postać. Słodka i niedoświadczona. Z pozoru zwyczajne rzeczy są jej obce. Jej zagubienie jest w pełni zrozumiałe i tak naprawdę rozdziały przedstawione z jej punktu widzenia należały do moich ulubionych, być może dlatego, że kobieta posługiwała się bardziej przyzwoitym językiem.

Jeśli chodzi o klub i gang, to mam wrażenie, że autorka nieco zaszalała i całość jest mocno przerysowana. Klub to miejsce rozpusty i ciągłego chlania. Tak szczerze, wszyscy wstawieni, a jeśli dojdzie do walki, to kto będzie ich bronił? Wszyscy uprawiają seks. Nikt nie przejmuję się trupami i bez większego zastanowienia torturują i zabijają. Z tego powodu główny bohater nie został moim ulubieńcem. Kiedy był z Mae, to nawet go lubiłam, chwilami zachowywał się przyzwoicie, ale nic po za tym. Jakoś mnie nie zauroczył. Tylko jego przyjaciel, a właściwie dwóch, przypadło mi do gustu.  

Przyznaję, że akcja jest szybka i czytało mi się bardzo dobrze. Nieustannie coś się dzieję i nie ma tu miejsca na nudę. Tylko…. No właśnie, coś mi nie zagrało. Seks jest nieziemski, boski i w ogóle cacy, tylko kompletnie nierealny. To jakoś przeżyłam, ale język, jakim napisana jest ta książka mocno mnie irytował. W życiu codziennym przeklinam, nawet za dużo. Lubię, kiedy w książce padną od czasu do czasu jakieś mocniejsze słowa, ale ta książka jest po prostu wulgarna. Szczególnie momenty opowiedziane przez Rivera mnie denerwowały. Kiedy pojawiał się Gang Katów Hadesa, to wulgaryzmy stanowiły 50% tekstu. Kobiety, to suki, suczki, dziwki, cipki oraz sunie. Nie podobało mi się to i tyle.


Podsumowując, fabuła obłędna! Sekta mnie zafascynowała. Czy przeczytam kolejny tom? Raczej tak, szczególnie, że głównym bohaterem będzie „Ky”. Czy polecam? Z pewnością nie jest to sztampowa powieść i kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji mocno wytrąciło mnie z równowagi. Tylko ordynarny język stanowi dla mnie problem. Jeśli lubicie takie klimaty, to będzie to idealna lektura na wieczór.
5+/10

2 komentarze:

  1. I to okropne tłumaczenie... Składnia angielska, idiomy przełożone dosłownie i miliony powtórzeń. "Soczki" ubawiły mnie nad wyraz. Nie polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tłumaczenie tragedia .... i nawet nie czytałam oryginału, ale "moja dama" jakoś mi nie pasuje tu...

      Usuń