Salome wychowała się w sekcie, gdzie została uznana za
przeklętą z powodu nieprzeciętnej urody. W dniu ślubu z Prorokiem Dawidem,
dziewczyna ucieka. Ranna i bliska śmierci, trafia do klubu dla motocyklistów.
Gang handlujący bronią nie jest bezpiecznym miejscem, ale nieoczekiwanie, to
oni pomagają Salome, zwanej również Mae. Przywódca motocyklistów River – Styks,
od dziecka ma problemy z mową. Ich ścieżki już kiedyś się przecięły, a ponowne
spotkanie z pewnością odmieni ich na zawsze.
Dawno nie miałam tak bardzo mieszanych uczuć po skończonej
lekturze. Twórczość autorki nie jest mi obca, bo czytałam dwie jej książki.
Pani Tillie Cole ma ostry język, a jej książki dosłownie ociekają seksem. Jeśli
oczekujecie słodkiej książki, to to nie jest lektura dla Was, ale fani ostrych
romansów powinni przeczytać, bo z pewnością „To nie ja, kochane” jest mocną i
intensywną powieścią.
Fabuł jest świetna i to ona podoba mi się najbardziej. Mamy
do czynienia z sektą, która istniała naprawdę. Poruszył mnie los Mae. W tym
miejscu dochodziło do gwałtów, molestowania i skrajnego okrucieństwa. Kobiety
były wykorzystywane i uczone posłuszeństwa. Wyobrażając sobie takie życie,
przechodziły mnie dreszcze. Mae również polubiłam! Najlepiej wykreowana postać.
Słodka i niedoświadczona. Z pozoru zwyczajne rzeczy są jej obce. Jej zagubienie
jest w pełni zrozumiałe i tak naprawdę rozdziały przedstawione z jej punktu
widzenia należały do moich ulubionych, być może dlatego, że kobieta posługiwała
się bardziej przyzwoitym językiem.
Jeśli chodzi o klub i gang, to mam wrażenie, że autorka
nieco zaszalała i całość jest mocno przerysowana. Klub to miejsce rozpusty i
ciągłego chlania. Tak szczerze, wszyscy wstawieni, a jeśli dojdzie do walki, to
kto będzie ich bronił? Wszyscy uprawiają seks. Nikt nie przejmuję się trupami i
bez większego zastanowienia torturują i zabijają. Z tego powodu główny bohater
nie został moim ulubieńcem. Kiedy był z Mae, to nawet go lubiłam, chwilami
zachowywał się przyzwoicie, ale nic po za tym. Jakoś mnie nie zauroczył. Tylko
jego przyjaciel, a właściwie dwóch, przypadło mi do gustu.
Przyznaję, że akcja jest szybka i czytało mi się bardzo
dobrze. Nieustannie coś się dzieję i nie ma tu miejsca na nudę. Tylko…. No
właśnie, coś mi nie zagrało. Seks jest nieziemski, boski i w ogóle cacy, tylko
kompletnie nierealny. To jakoś przeżyłam, ale język, jakim napisana jest ta
książka mocno mnie irytował. W życiu codziennym przeklinam, nawet za dużo. Lubię,
kiedy w książce padną od czasu do czasu jakieś mocniejsze słowa, ale ta książka
jest po prostu wulgarna. Szczególnie momenty opowiedziane przez Rivera mnie
denerwowały. Kiedy pojawiał się Gang Katów Hadesa, to wulgaryzmy stanowiły 50%
tekstu. Kobiety, to suki, suczki, dziwki, cipki oraz sunie. Nie podobało mi się
to i tyle.
Podsumowując, fabuła obłędna! Sekta mnie zafascynowała. Czy przeczytam
kolejny tom? Raczej tak, szczególnie, że głównym bohaterem będzie „Ky”. Czy
polecam? Z pewnością nie jest to sztampowa powieść i kilka nieoczekiwanych
zwrotów akcji mocno wytrąciło mnie z równowagi. Tylko ordynarny język stanowi
dla mnie problem. Jeśli lubicie takie klimaty, to będzie to idealna lektura na
wieczór.
5+/10
I to okropne tłumaczenie... Składnia angielska, idiomy przełożone dosłownie i miliony powtórzeń. "Soczki" ubawiły mnie nad wyraz. Nie polecam.
OdpowiedzUsuńtłumaczenie tragedia .... i nawet nie czytałam oryginału, ale "moja dama" jakoś mi nie pasuje tu...
Usuń