Książka, która ma tak dobre recenzje i wysokie oceny,
zachęca czytelnika. Ja również uległa i przeczytała. Światowy bestseller
zaskarbił sobie wielu fanów, zapewne dzięki poruszającej historii.
„Gwiazd naszych wina” opisuje życie szesnastoletniej Hazel. Dziewczyna
od trzech lat jest nieuleczalnie chora. Przyjmuje leki, które wstrzymują rozwój
raka, ale go nie likwiduj. I dla niej przyjdzie dzień, kiedy umrze. Czas spędza
w domu z kochającymi rodzicami, aż pewnego dnia wybiera się na spotkanie grupy
wsparcia. Dzieciaki chore na rak dzielą
się swoimi przeżyciami i uczuciami. Na którymś ze spotkań spotyka Augustusa Watersa-, który przyszedł ze swoim
przyjacielem Isaackiem . Chłopak jest w stanie remisji, dzięki amputacji nogi.
Bardzo przystojny i miły. Szybko się zaprzyjaźniają. Spędzają razem czas, Hazel
opowiada mu o swojej ukochanej książce „Cios udręki”, książka kończy się bez wyjaśnień,
co z jego bohaterami i nawet Gus ulega fascynacji. Postanawiają udać się do
Amsterdamu, spotkać się z autorem i dowiedzieć się, jakie jest zakończenie. Ich
spotkanie nie wygląda tak jak powinno a życie Augustusa i Hazel komplikuje się jeszcze
bardziej- jeśli to w ogóle możliwe.
Książkę przeczytałam bardzo szybko, dzięki prostemu
językowi. Hazel idealnie sprawdziła się w roli narratora i podobała mi się jej
postawa. Niezwykle świadoma swojej choroby. Wiedziała, że niebawem umrze i starała
się ograniczyć nawiązywanie bliższych kontaktów, aby nikt nie cierpiał po jej
śmierci. Wyjątek zrobiła dla Gusa, którego szczerze pokochała.
Jeśli pominięto by motyw raka, niewiele by zostało z książki.
Pisanie o umierających dzieciach zawsze wstrząsa czytelnikiem i autor to wykorzystał.
Denerwowało mnie to, bo czasami było tego już za wiele.
Moje odczucia po lekturze są mieszane. Wielu, którzy już
przeczytali, pewnie się zemną nie zgodzą,
ale chcąc być szczera muszę wam powiedzieć, że jestem bardzo rozczarowana.
Książka mnie wciągła, nie ukrywam, ale jeśli płaczę przez ostatnie trzy godziny
czytania, to dla mnie za wiele. Czułam jakby ktoś grał na moich uczuciach i
było to nie fer. Bohaterowie okazali się
autentyczni, zarówno ze swoimi wadami jak i zaletami. Można ich polubić, lecz
kiedy Gus miał nawrot to już lekka przesada. Tyle wycierpieli a autor jeszcze
im dowala. Nie zrozumcie mnie źle, nie
szukam idyllicznych, bajkowych powieści, ale życie jest okrutne i każdego
spotykają złe rzeczy. Właśnie, dlatego w Książkach szukam jakiegoś okruchu nadziei i ulgi a „Gwiazd naszych wina” tego mi
nie dała.
Podoba mi się styl pisania Pana Greena, więc sięgnę po
następne jego dzieło. Mam nadzieję, że nie urządzi on sobie imprezy na moich
uczuciach, tylko zachwyci piękną historią.
Moja ocena 4/6
Mimo mojej dość krytycznej opinii, polecam szczerze. Nie
jedna osoba się w niej zakocha, po prostu nie trafiło na mnie.
Bardzo ciekawi mnie fabułą tej książki, chciałabym ją w niedalekiej przyszłości przeczytać.
OdpowiedzUsuńZ pewnością warto, ale mną za bardzo wstrząsnęła
Usuń