Pan John Green zawitał do nas z „Gwiazd naszych wina”. Po
burzliwej, gorącej i wyczekiwanej premierze, czytelnicy zachwycili się jego
stylem i niesłychanym talentem. Teraz nadszedł czas na kolejną książkę autora
„Papierowe miasta”.
Margo Roth Spiegelman jest kimś w rodzaju idola. Wszyscy ją
podziwiają i rozprawiają na temat jej słynnych, dziwnych i często mało realnych
wybryków. Ludzie się z nią liczą i podporządkowują. Pewnego wieczora dziewczyna
odwiedza okno swojego sąsiada Quentina Jacobsena. Dawno temu się przyjaźnili i
spędzali każdą chwilę, razem nawet znaleźli martwego mężczyznę w parku. Od
tamtego czasu ich drogi się rozeszły a wydarzenie to miało wielki wpływ na
Margo. Po tym jak długo ze sobą nie rozmawiali Quentin jest zdziwiony widząc
swoją sympatie w oknie i słysząc propozycje, którą mu składa. Szalona wyprawa
po uśpionym nocą osiedlu Jefferson Park w Orlando, pełną zemsty, włamań i
naruszeń prawa. Jednak to nie wszystko- Margo dzień później znika a chłopak
robi wszystko, aby ją odnaleźć.
Główną postacią jest Quentin. Porządny i wzorowy chłopak,
który przyjaźni się z Benem i Radarem. To właśnie z nimi chłopak spędza czas i
próbuję rozwiązać zagadkę Margo. Dziewczyna zostawiła po sobie wiele wskazówek,
które mają naprowadzić na trop prowadzący prosto do niej. Spodziewałam się, że akcja będzie się kręciła wokoło Margo i
Quentina, lecz się myliłam. Dziewczyna znikła bardzo szybko a później chłopcy wspominali
o niej podczas rozmyślań nad śledztwem.
Quentin jest bohaterem bardzo przyjemnym. Można go polubić,
ponieważ jest wierny przyjaźni. Tyle lat nie utrzymywał kontaktu z dziewczyną,
a jednak potrafił rzucić się w wir zazwyczaj bezowocnych poszukiwań. Podziwiałam jego siłę
i zawziętość. Początkowo był dość nijaki, lecz Margo go odmieniła. Jednym może
wydać się, że na gorsze, gdyż bohater opuścił kilka lekcji. Osobiście uważam,
że ludzie powinni żyć chwilą , oczywiście z umiarem, tak, aby niczego nie
żałować. Co do Margo mam mieszane uczucia. Dziewczyna okazała się jedna wielką
tajemnicą oraz próżną i samolubną egocentryczką. Najdziwniejsze jest to, że
pomimo swoich wad i tego, że nie zgadałam się z jej decyzją to i tak nie sposób
jej nie lubić. Od początku chciałam
zadać jej kilka pytań. Dlaczego uciekła? Czy wymyśliła wszystko sama? Czy
wróci? Przez wszystkie te niewiadome czytałam zawzięcie. Starałam się rozgryźć
psychologię Margo i zapewniam was, że jest to ogromnie trudne zadanie. Pan
Green po mistrzowsku wykreował bohaterkę i jej złożony charakter.
Tytuł „papierowe miasta” jest dość intrygujący. Ktoś, kto
miał styczność z tym zwrotem może się domyślić, co oznacza. Z biegiem wydarzeń
zostaje on wyjaśniony i można stwierdziłam, że ma kilka odniesień.
Quentin jest narratorem. Rzadko się spotykam z taką narracją
i za każdym razem jestem mile zaskoczona. Lubię poznawać świat z innego punktu
widzenia, niż kobiecego. Łatwo się wczuć, ponieważ chłopak ma osiemnaście lat i
język jest młodzieżowy oraz lekki. Uwielbiam w książce te długie wywody i
opowieści, które pomimo zwykłej historii, kończą się morałem i zabawną puentom.
Troszkę mnie rozczarowała akcja książki. Na początku była
dynamiczna i nieprzewidywalna, z pewnością za sprawą Margo, która dosłownie
błyszczała i skupiała uwagę. Ich jednonocna wyprawa była ciekawa i podobała mi
się. Akcja w drugiej części zwolniła i oscylowała wokół licealnego życia i
tajemniczego zniknięcia Margo. Tutaj było więcej myślenia i rozważania, chociaż
Quentin wraz z przyjaciółmi odbywał podróże to i tak nie porwało mnie to do końca. Miałam wrażenie
powtarzania się.
Po przeczytaniu książki jestem zadowolona. Kolejna książka
autora zachwyca i jest wartą poznania pozycją. Polecam wszystkim, gdyż
„Papierowe miasta” mają w sobie wiele prawdy, morału i są pouczającą lektura.
Fabuła intryguje a zakończenie chyba jest znakiem rozpoznawczym Pana Greena,
ponieważ pozostawia po sobie niedosyt i nutę nostalgii oraz refleksji nad
życiem.
5/6
Na pewno sięgnę. Tyle dobrego się naczytałam, że nie może być inaczej.
OdpowiedzUsuńin-corner-with-book.blogspot.com
jestem jej strasznie ciekawa. "Gwiazd naszych wina" też jeszcze nie czytałam. Musze nadrobić :)
OdpowiedzUsuńNiestety,autora nie dział autora. Jednak na Gwiazd Naszych Wina mam ogromną ochotę ;d
OdpowiedzUsuńZ pewnością „gwiazd naszych wina” jest mocne, lecz jak dla mnie za dużo łez. Na żadnej książce tak nie szlochałam!
UsuńWłaśnie pożyczyłam od koleżanki "Gwiazd naszych wina" i niebawem zabieram się za nią. Jeśli będę miała okazję, to sięgnę także po "Papierowe miasta".
OdpowiedzUsuńJa jestem w trakcie lektury i muszę przyznać , że od początku robi wrażenie
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawią pozycje tego autora. Świetna recenzja, na pewno przeczytam tę książkę :)
OdpowiedzUsuńMam w planach obie książki Johna Greena
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany do Liebster Blog Award :)! Więcej informacji na moim blogu.
OdpowiedzUsuńWspaniała książka! Czekam na ekranizacje!
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga literackiego: recenzujemyto.blogspot.com
Nie wiem, czemu ten amerykański chłam tak zachwyca. Dla kogo jest ta książka - nie mam pojęcia. Ale z każdej nieomalże kartki wylewa się Ameryka nastolatków, która zasłania uniwersalne treści zawarte w tej książce. Nie polecam.
OdpowiedzUsuńZakończenie - porażka. Rozczarowujące to było by za mało powiedziane. Nie polacem.
OdpowiedzUsuń