Wydawnictwo Feeria Young zorganizowało wspaniały konkurs dla blogerów! I to z tej okazji powstało opowiadanie "Marzenie". Więcej informacji znajdziecie na stronie wydarzenia Wakację z Feerią Young!
"Marzenie"
TAK, TAK, TAK! Czekałam na ten dzień całe dziesięć miesięcy
i w końcu się doczekałam. Ostatni dzień szkoły i moje marzenia się
urzeczywistnią! A marzyć to ja potrafię. Moich myśli nie kontroluje w żaden
możliwy sposób, choć nawet gdybym miała na to ochotę, to i tak wolałaby
kierować się intuicją i moimi, zapewne ciut wygórowanymi, oczekiwaniami.
- Spakowana? – Dobiegł mnie silny głos z dołu. Mój dom nie
jest duży, ale każdy ma swój kąta, a cudowne poddasze, które w całości
zdominowałam, jest moim królestwem.
- Jeszcze pytasz?- Wyszczerzyłam się jak głupia.- Jestem
spakowana już od kilku tygodni!
- Taaaa, bo ci uwierzę.- kiedy
tylko wdrapał się po stromych schodach, pstryknął mi palcem w nos, czego szczerze nienawidziłam. - Pewnie
pakujesz się jakieś…- Udawał, że myśli, po czym uśmiechnął się szczerze i wykrzyknął.- Całe dziesięć minut!
Cóż, nie dyskutowałam, bo co mogę powiedzieć? Całkowicie
miał rację. Kiedy wróciłam do domu, wolałam poczytać, niż od razu zabrać się za
pakowanie. Wiedziałam, że zakończenie roku w Wodospadach Cienia odbywa się w
godzinach wieczornych, więc nie spieszyłam się. Dopiero, kiedy przypomnienie w
telefonie mnie wyrwało z czytelniczego transu, zabrałam się do roboty, czyli
całe pięć, a nie dziesięć minut temu, ale tego już nie musiałam mówić.
Przewróciłam tylko oczami, na co Derek wybuchnął niekontrolowanym i zaraźliwym
śmiechem. Wszystkiego się domyślił, cwaniak jeden, pewnie wszystko wyczuł.
Pogroziłam mu palcem, bo wiedziałam, co robi i szybko
zabraliśmy się do pracy. Minuty mijały przybliżając nas do wyczekiwanego wylotu.
Jeszcze półtorej godzinki i moje marzenie zacznie się spełniać! Mimo
ogarniającej mnie ekscytacji, uwadze nie umknął mi wyraz leku na twarzy Elfa.
- O co chodzi?- Zapytałam wprost.
-O nic.- Zapewnił z powagą. Jest taki dobry i miły, ale
kłamać to on nie umie!
- Przecież widzę, że coś nie gra! Czego się boisz?
Zawarliśmy pakt.- podkreśliłam bardzo, ale to bardzo dobitnie.- Jedne wakacje,
trzy marzenia. To nasza ostatnia szansa przed dorosłością!
- Wiem, tylko….- Zamilkł, jakby się czegoś bał i uciekł
wzrokiem.
- Tylko, co?- Czułam coraz większą irytację. Przyjaźnimy się
już kilka lat, ostatnio przedstawił mi swoją dziewczynę, którą szczerze
polubiłam. Frederika i ja stworzyłyśmy zgrany zespół, na co Derek tylko kręcił
głową i zawszę mówił poważnym głosem:
„Mam już się płaszczyć
przed jaśnie panienkami i błagać o łaskę?”.
Kiedy po raz pierwszy o to zapytał, całkowicie nas
zaskoczył, więc jak głupie gąski spytałyśmy.
„O co?”
„Łaskę, bym przeżył Wasz bezwzględny i nieobliczalny marsz
przez świat”.
Wtedy żartował, ale teraz wyglądał na szczerze
zmartwionego. Przysiadłam na brzegu łóżka i postanowiłam załatwić sprawę jak dorosła,
czyli uczciwą rozmową.
- Derek, mów, o co ci chodzi, bo jak nie to…- ugryzłam się w
język, bo chyba nie o to chodzi w cywilizowanej rozmowie, moje groźby nie robią na nim żadnego wrażenia, ale zalatują niedojrzałością.
Westchnął przeciągle, ale uśmiechnął się z prawdziwym
uczuciem i zmierzwił mi włosy jak pięciolatce.
- Czasami jesteś…- Zamyślił się jakby szukał odpowiedniego
słowa, które wymówił bardzo delikatnie po kilku sekundach.- Szalona.
Zamilkliśmy na kilka minut. On z obawy jak to przyjmę, ja, bo
usilnie starałam pohamować śmiech. Tak
jak mówiłam. Znaliśmy się nie od dziś i doskonale mnie opisał. Robię coś, zanim
pomyślę i zazwyczaj kończy się to spektakularną porażka, ale czy to mnie
powstrzymuję przed realizacją swoich marzeń? Absolutnie nie! Staram się jeszcze
mocniej i nie liczę się z konsekwencjami. Jednak jestem świadoma, że Derek wykorzystał
swoje kontakty, a właściwie kontakty tego detektywa, który załatwił nam tę
fuchę. To dla mnie wielka szansa, a nie chciałabym żeby mój temperament
zaszkodził mojemu przyjacielowi. Tu już
nie chodzi tylko o mnie. Odetchnęłam i powiedziałam z pewnością.
- Zależy mi na tym i będę się zachowywać.
Derek tylko zachichotał, czym
mnie całkowicie zaskoczył, ale pokiwała głową i oboje w dobrych nastrojach
ruszyliśmy na lotnisko. Frederika już tam na nas czekała i w trójkę ruszyliśmy
w świat, w pogoń za marzeniami.
Zadanie!
*W 100 % wypełnić swoje marzenie!
*Zrobić to perfekcyjnie.
*Wczuć się w sytuację!
*Czerpać radość z tego, co
robię.
*Nawiązać więź z innym człowiekiem.
*Poskromić swoje szaleństwo [
priorytetowo].
-Monika słyszysz, co do ciebie
mówię?- Spytała poirytowana Frederika.
- Taaa.- Odparłam, ale tak
naprawdę byłam już w pełni pogrążona w swoich myślach.
Mieszkaliśmy wtedy w mieście 98. Były to tereny biedne, gdzie brak żywności stanowił największy problem. Tata zginął rok przed nią. Nigdy nie odnaleziono ciała. Mama była zdesperowana. Została czuło-dziwką. Sprzedawała swoje emocje żeby nas wyżywić. Fakt, że Adam jest zwykłym człowiekiem świadczy o tym, że z jej usług korzystali również ludzie i nie zależało im na emocjach, a jej ciele.
Wspominając te czasy, wydaję mi się, że teraz nam lepiej, czasami czuję się z tego powodu źle. Mam wrażenie jakby jej śmierć ułatwiła nam sprawę. Nie miałam wyboru. Musiałam wziąć Adama i udać się do lepszego miasta. Najważniejszym miastem w Europie była Metropolia 100. Dzieliło mnie od niej osiemdziesiąt pięć kilometrów. Głód zrobił swoje, a w szczególności strach. Każda sierota trafiała na farmę Emo. Walki, gwałty i prochy. Tylko to czeka na te dzieci, nie miałam wyboru, musiałam poszukać miejsca gdzie byłoby nam lepiej. Poszłam z marnym baniakiem wody i suszonym mięsem. Mleko było najtrudniej zdobyć, ale się udało. Kiedy dotarłam na miejsce zostałam zaatakowana przez jakiegoś naprutego zboka. Ja dwunastolatka z dwumiesięcznym dzieckiem na ręku, nie miałam szans. Pomoc przyszła nieoczekiwanie, nie od zwykłego człowieka, lecz od modified human. Och, nie nazywamy ich tak, broń Boże, przecież oni są lepsi. Niestety muszę przyznać im racje, są szybsi, silniejsi i lepiej przyswajają wiedze. Niestety potrafią też uśmiercić człowieka kilkuminutowym dotykiem, jeśli tego chcą. Nieznany bohater tego chciał, ale nie zranił nas, lecz tego gnoja. Złapał mnie za ramię i ciągną przez ciemną ulicę, nie patrząc na to, że zadaje mi ból. W ubogiej dzielnicy wepchnął mnie i malutkie dzieciątka do skromnej chaty.
*Zrobić to perfekcyjnie.
Hmmm… bardzo się starałam! Wiec, chyba mogę zaliczyć ten punkt!
Recenzja- Prawie o północy
***
3 (dłuuugie) dni później.
-Myślisz, że kiedyś będę mógł biegać po tym polu?
Rzadko Adam pytał mnie o takie rzeczy, mimo wszystko każdy
raz to i tak za dużo.
-Myślisz, że jak nie będę mógł tutaj biegać, to kiedyś będę
mógł się bawić gdzieś indziej?
Kolejne pytanie łamie mi serce. Łatwo jest odpowiadać na
pytania. Proste nie stanowią problemu. Nad trudnymi trzeba się zastanowić, lecz
co zrobić z takimi, które mogą przynieść tylko ból? Cholera, nienawidzę takich.
Skrzywiłam się słysząc następne pytanie.
- Jezabel.- Rzekł płaczliwym tonem.- Zostań dziś ze mną, jeden
wieczór, tak bardzo cię kocham i tęsknię za tobą.- Powiedział niezwykle poważne
jak na swoje sześć lat.- Tylko my, razem, będzie tak jak w moich marzeniach.- Spuścił
głowę zawstydzony, choć nie miał do tego powodu, to tylko dziecko potrzebujące
czułości i bliskości, a ja nie umiałam mu tego dąć.
Tak bardzo chciałam
obdarzyć go ulgą, ale sama nie wiedziałam, co to takiego, więc moją naiwnością
było sądzić, że jestem w stanie komuś innemu dać rzecz niemożliwą. Boże, jaka
ja jestem zimna. Tyko dzięki temu bezwzględnemu podejściu byłam w stanie
przeżyć ostatnie lata. Zrobiłam to, co umiałam najlepiej.
- Adamie, nie bądź
beksą, muszę pracować i zarabiać na nas. Nie ma zabawy, nie ma marzeń! Jest
tylko świat żądny naszych emocji, więc zrób coś dla mnie.- Zacisnęłam wargi
skwaszona moją ostrością.
Mówiłam gwałtownie i niezwykle wzburzenie. Gniew we mnie kipiała,
a strach potęgował nieszczere wyznania. Dlaczego pozwolono narodzić się tak
czystemu dziecku, z dusza nieskalaną w tym brutalnym świecie? Dlaczego? Pytam
kolejny raz! Nikt mi nie odpowie? Dlaczego dzieci są traktowane jak żywność
najwyższej klasy? Poddane szczegółowym badaniom i testom, by stwierdzić, który
jest czysty. Wiem, że Adam stałby się towarem pożądanym, za którym goniliby
najlepsi myśliwi. Zbyt bardzo go kocham, by na to pozwolić i się do tego
przyznać. Zrobiłam to, co najlepsze. Nieważne, że to złe, bynajmniej dla mnie.
- Idź do domu, Anna się tobą zajmie i pamiętaj Adamie! Nigdy,
przenigdy nie zadawaj tych pytań nikomu, nawet mnie.
-Jesteś moją siostrą Jezabel.
Wykrzywiłam usta w niesmaku.
- I co z tego bracie, każdy jest wrogiem….
***
5 (kształcących) dni później.
-Jezabel, Jezabel, Jezabel!- Krzyczał podekscytowany Adam.- Chodź, Anna cię woła, zdążysz jeszcze zjeść pączki!- Jego policzki były uroczo
różane, a oczy się śmiały. Ach, jaki to rzadki widok. Piękny, lecz
niebezpieczny, hmmm… Przyznaję, może przesadzam, ale jak nie popaść w przesadę,
kiedy ogląda się Ich żer!
Adam dopadł mojej wolnej dłoni, gdyż w drugiej miałam garść
rzodkiewek. Spojrzał tylko na zdobycz i zbagatelizował ją. Widocznie Anna
dokonało czegoś wyjątkowego.
- Chodź!- piszczał podekscytowany. Radość w jego oczach jest
dla mnie niezwykłym zjawiskiem. Oczy błyszczące, a usta wykrzywione w
zniekształconym uśmiechu, gdyż od prawego oka do kącika ust biegła szkarłatna
blizna. Niestety nigdy nie zbladła.
- A co to są pączki.- spytałam z entuzjazmem.- Nigdy o czymś
takim nie słyszałam.
- hmmmm…… Anna użyła tego słowa, aby opisać te pyszne kule,
które upiekła. Wiesz, że ten cały łój z tej świnki, którą znalazłaś w lesie-
taaaaa… znalazłam- Anna wytopiła tłuszcz i zrobiła te cudeńka? Dobrze, że
miesiąc temu znalazłaś kryształki cukru, teraz te pączki są pyszne. Anna
posypała je, aby były słodsze, mniam. Pospieszmy się, są jeszcze ciepłe.
Szliśmy przez miasto spokojnie, nikt nie zwracał na nas
uwagi. Wszyscy byli głodni, mimo, że dzierżyłam w dłoni świeże rzodkiewki, nikt
nie odważył się mnie zaatakować. Zbyt wiele emocji towarzyszących napaści. Oj
nie, nikt się nie odważy, tym bardziej, że ja tak łatwo nie oddam zdobyczy.
- Och, Jezabel, co my zrobimy, kiedy ten łój się skończy i
Anna nie będzie miała na czym piec tych pączków? Będziesz musiała dużo
polować- powiedział bardzo poważnie.
Zachciało mi się śmiać. Znalazłam świnie? Upolowałam? Och,
kto znajduje świnie w przetrzebionym lesie? Na pewno nie ja, ja mogę tylko taką
ukraść. Kradzież, jest karana śmiercią. Śmierć głodowa jest cóż, śmiercią. Co
zrobić w takim wypadku? Odpowiedź jest prosta. Kraść jak najlepiej się potrafi.
Dobrze i po cichu. Chris jest w tym mistrzem i mi pomógł przywłaszczyć sobie
tłuściutką świnkę z prywatnej chodowi objętej 24 godzinnym nadzorem. Warto było
ryzykować.
- No, dalej Jezabel!- Otrząsnęłam się z zamyślenia i pognałam
do chaty za młodszym bratem, niedługo czas iść do pracy, a miałam nadzieję
załapać się na te pączki, czymkolwiek by nie były, ufałam Adamowi w tej
kwestii. Chłopiec uwielbiał słodkości tworzone przez Annę. Wpadliśmy do domu.
Adam dopadł talerza stojącego na stoliku, który był już naprawiany kilkakrotnie.
- Och, jesteś Skarbeńku, już myślałam, że nie zdążysz zjeść
kolacji.- Anna zmierzyła mnie surowym spojrzeniem.- Za mało jesz, jesteś chuda
jak patyk.
I znowu to samo. Ta kobieta, choć nie jest z nami
spokrewniona, dba o nas lepiej niż niejedna matka. Jest prawdziwym cudem i
darem. Czasami się zastanawiam, co byśmy bez niej zrobili. Strach pomyśleć.
Miałam niespełna dwanaście lat, kiedy mama zginęła z rąk tych ścierwojadów.
Mieszkaliśmy wtedy w mieście 98. Były to tereny biedne, gdzie brak żywności stanowił największy problem. Tata zginął rok przed nią. Nigdy nie odnaleziono ciała. Mama była zdesperowana. Została czuło-dziwką. Sprzedawała swoje emocje żeby nas wyżywić. Fakt, że Adam jest zwykłym człowiekiem świadczy o tym, że z jej usług korzystali również ludzie i nie zależało im na emocjach, a jej ciele.
Wspominając te czasy, wydaję mi się, że teraz nam lepiej, czasami czuję się z tego powodu źle. Mam wrażenie jakby jej śmierć ułatwiła nam sprawę. Nie miałam wyboru. Musiałam wziąć Adama i udać się do lepszego miasta. Najważniejszym miastem w Europie była Metropolia 100. Dzieliło mnie od niej osiemdziesiąt pięć kilometrów. Głód zrobił swoje, a w szczególności strach. Każda sierota trafiała na farmę Emo. Walki, gwałty i prochy. Tylko to czeka na te dzieci, nie miałam wyboru, musiałam poszukać miejsca gdzie byłoby nam lepiej. Poszłam z marnym baniakiem wody i suszonym mięsem. Mleko było najtrudniej zdobyć, ale się udało. Kiedy dotarłam na miejsce zostałam zaatakowana przez jakiegoś naprutego zboka. Ja dwunastolatka z dwumiesięcznym dzieckiem na ręku, nie miałam szans. Pomoc przyszła nieoczekiwanie, nie od zwykłego człowieka, lecz od modified human. Och, nie nazywamy ich tak, broń Boże, przecież oni są lepsi. Niestety muszę przyznać im racje, są szybsi, silniejsi i lepiej przyswajają wiedze. Niestety potrafią też uśmiercić człowieka kilkuminutowym dotykiem, jeśli tego chcą. Nieznany bohater tego chciał, ale nie zranił nas, lecz tego gnoja. Złapał mnie za ramię i ciągną przez ciemną ulicę, nie patrząc na to, że zadaje mi ból. W ubogiej dzielnicy wepchnął mnie i malutkie dzieciątka do skromnej chaty.
- Kobieto, od dziś oni będą tu mieszkać. Jutro załatwię
papiery.- Tylko tyle.
Zrobił jak powiedział. Nikt nie kwestionował naszego
pokrewieństwa. Nie wiem jak mu się to udało, tym bardziej, że nie wyglądał na
więcej niż dwadzieścia lat. Ja, Adam i Anna szybko staliśmy się rodziną, a on
powrócił dopiero po czterech latach.
-Jezabel, Jezabel, Jezabel!- krzyczał Adam. – No weź tego
cholernego pączka!
To wyrwało mnie z ponurych wspomnień.
- Słownictwo mój drogi.- również uniosłam głos, choć było to
niezwykle trudne zadanie, gdyż usiłowałam utrzymać powagę. Powiedział to takim słodkim
głosikiem, że nie sposób było się opanować.
-Nie wolna tak mówić.- starałam się tłumaczyć, między salwami
śmiechu.
- Ale ty tak mówisz.- wydął wargi i splótł dłonie za plecami.
Hmmm… mówiłam już, że mój sześcioletni braciszek jest
mistrzem manipulacji? Nie? Pamiętajcie, dzieci zawsze mają swoje sztuczki i
zrobią wszystko, aby uniknąć kary.
-Ja jestem duża i mi wolno.- odparłam obronnie.
- Ale brzydkie słowo, to brzydkie słowo, bez względu na to, kto je
wypowiada.- no cóż, ma racje.
- Jezabel, jest za piętnaście siódma.- rzekła przytomnie Anna
ratując mnie z tej konfrontacji.
- O cholera!- mam pół
godziny by dotrzeć do klubu, złapałam tego osławionego pączka i ruszyłam w
stronę drzwi.
- Jezabel!!! Brzydkie słowo!- Adam krzyczał, bardzo z siebie
zadowolony,- Dostaniesz kare za … - nie dosłyszałam już, co wrzeszczał mój
przebiegły braciszek.
- Dobranoc- udało mi się
krzyknąć z ulicy.
***
6 dni później. (Kiedy niezwykłe marzenie ukazuję zwykłą
prawdę, a człowiek zastanawia się nad priorytetami)
- Jezabel, znów się spóźniłaś. Ile mogę za ciebie wystawiać
towar?- W jej głosie nie było złości czy żalu, tylko znużenie.
Berta miała dwadzieścia trzy lat i już od dwóch żyła w
rodzinie żywicielskiej. Miała męża człowieka, ten pieprzony pasożyt
wykorzystywał ich nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Dostrzegłam ciemno fioletowego sińca na jej lewym policzku. Boże, a więc się zaczęło. Tak szybko?
Zazwyczaj przez dziesięć do dwudziestu lat, tym mutantom wystarcza zwykła
ludzka, zdrowa emocjonalność.
-Co ten skurwysyn ci zrobił!- starałam się mówić cicho,
jednak kilku zaintrygowanych klientów zwróciło się ku nam. Raczej nie należę do
spokojnych osób.
Widziałam przerażenie w jej oczach spowodowane moim
bezceremonialnym wybuchem. Przełknęła z trudem ślinę i spojrzała mi w oczy
odważnie. Nie wiedziałam czy stara się przekonać mnie, czy samą siebie.
-Cicho bądź.- syknęła twardo, lecz z wyczuwalną nutą strachu.- Prosisz się o kłopoty.
- Jak na razie widzę, że to ty je masz.- co innego widzieć
obcych ludzi skrzywdzonych przez nich, a co innego swoich przyjaciół. Czy to
znaczy, że jestem złym człowiekiem skoro umiem znieść krzywdę obcych? Czasami
mnie to przeraża. Najgorsze jest to, że nie boję się o nich, tylko o siebie i
Adama. Mój egoizm nie zna granic.
- Daj spokój, to tylko jeden policzek.- zwiesiła głowę,
rezygnacja w jej głosie przyprawiała o ból serca. – Tylko tyle mu wystarczyło.-
popatrzyła pustym, nieprzytomnym wzrokiem.- Na razie tylko tyle.- odwróciła się
szybko i ruszyła w stronę baru.
- Barta- wyszeptałam zmrożona strachem. Wiedziałam, że skoro
ten pasożyt już zaznał strachu innej osoby i to w wyniku przemocy, już nigdy
nie przestanie. Może być tylko gorzej.
To wszystko mnie przeraża. Ich jest jedna czwarta całej
populacji na świecie, a mino to dzierżą władze. Każdy człowiek trzęsie portkami
przed nimi. Berta wielokrotnie mi wypominała, że jestem w lepszej sytuacji, że
nie wiem jak to jest nie mieć wyboru. Umiem tylko się wściekać, ale jestem taka
jak inni. Siedzę cicho i nie wychylam się z tłumu. Nie walczę o wolność,
zresztą nikomu już na tym nie zależy, każdy marzy tylko o w miarę łagodnym
pasożycie.
- Och, widzę, że księżniczka raczyła zjawić się w pracy.
Jeszcze jedno spóźnienie i wylot. Twoje koneksje nie są nieograniczone.
Jak ja go nienawidzę? Tłusty, łysy podstarzały zbereźnik.
Choć to i tak łagodne słowo, myślę, że "kutas" idealnie odzwierciedla jego
naturę. Zawsze mierzy mnie lubieżnym spojrzeniem. Kiedyś mu powiedziałam, żeby
przestał mnie molestować wzrokiem, ale on tylko roześmiał się i powiedział
rozbawiony.
- Uważaj dziewuszko na to co mówisz, bo wystarczy jedno niewłaściwe słowo, a ześlą cię
na szkolenie czuło-dziwek.
Uwierzyłam mu, tym bardziej, że do tego przeklętego
lokalu, co miesiąc trafiała jakaś nowa dziewczyna, co jest rzadkością, no cóż,
klub „0” cieszy się ogromnym powadzeniem. Niestety. Przychodzą tu zarówno
ludzie jak i Oni. Był to niezwykle ekskluzywny klub, gdzie dzieciaki szukały
swoich opiekunów, licząc na lepsze i spokojniejsze egzemplarze. Powodzenia.
- Weź te ogłoszenia i powieś na drzwiach wejściowych.
To, co przeczytałam zmroziło mi krew.
Jutro jest wtorek, czyli dzień moich osiemnastych urodzin.
Jakim cudem przeoczyłam urodziny synalka tego snoba? Wiedziałam, że kiedyś to
nastąpi. Ostano żywność było coraz trudniej zdobyć, podatki wzrosły a ja skupiłam się na tym
tak bardzo, że nie pomyślałam o tak ważnej rzeczy. Czyżby teraz przyszło mi za to zapłacić?
- Dalej laluniu, rusz ten zgrabny tyłeczek i nie blokuj
wejścia.- zasyczał brzydal z kolejki.
Westchnęłam i jak na autopilocie ruszyłam w stronę baru.
Klub nie był za wielki, ale miał kilka atrakcji. Z prawej strony tańczyły trzy
dziewczyny na rurach. Kilka lawirowało między klientami i zabawiało ich, lecz
jeśli ktoś chciał czegoś więcej, musieli udać się na zaplecze do prywatnych
kwater. Oczywiście za dodatkową opłatą. Po lewej był mały ring, gdzie kobiety
walczyły w stylu MMA. Rotacja zawodniczek była zawrotna. Atrakcja ta cieszyła
się jeszcze lepszym wzięciem niż czuło-dziwki. Mężczyźni, na których widok
robiło mi się niedobrze, robili zakłady. Nie byli brzydcy, wręcz przeciwnie.
Ten ich zachłanny i pożądliwy wzrok działał odpychająco. Niektórym już oczy
przybrały odcień czerwieni, co znaczyło, że rozpoczęli żer. Wyszkolony kelner
wypatrywał ich i pobierał dodatkowe opłaty.
Gdyby nie płaca, już dawno rzuciłabym to w cholerę. Tak naprawdę byłam
zwykłą kelnerką i była ta najmniej płatna praca w tym miejscu. Próbowałam
nadzorować dziwki i walki, ale mój długi jęzor nie raz przysporzył mi kłopotów,
więc usunęłam się w cień.
Nagle coś przykuło moją uwagę. Berta szarpała się z kimś w
rogu baru. Czułam wzbierający gniew i ruszyłam w tamtą stronę. Przyciskał ją do
baru i coś szeptał gorączkowo, ona tylko kiwała głową.
- Berta jesteś potrzebna za barem, klienci się schodzą. –
musiałam coś wymyślić, bo przecież nie powiem temu debilowi, żeby się odczepił.
Wtedy wyżyłby się na niej, a tego starałam się uniknąć.
Zmierzył mnie wzrokiem, później Bertę, wyszeptał jej coś do
uch i odszedł.
- Dzięki z ratunek.- mówiła z trudem.- Był mi potrzebny.
- O co chodzi, chcesz pogadać?
- Nie!- powiedziała nadzwyczaj twardo i zwyczajnie odeszła.
Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale jej reakcja na jego słowa,
czymkolwiek były, mnie wystraszyła. Jej twarz była kredowo biała. Nigdy nie
wdziałam w jej oczach tyle strachu. Usta, które z natury były wykrzywione w
uśmiech, zastygły w grymasie rezygnacji. Najgorsze jest to, że proponowałam jej
pomoc, ale gdyby ją przyjęła, co miałabym zrobić? Jeszcze dwa lata temu, ta
kobieta była pełna życia. Troskliwa i roześmiana. Umiała cieszyć się życiem. Nie raz wracałyśmy
do domu z butelką wódki pożyczoną z baru. Tańczyłyśmy, żartowaliśmy i
zwyczajnie cieszyłyśmy się życiem. Wszystko zmieniło się rok temu, kiedy Berta
otrzymała opiekuna. Ostatni błysk radości widziała w dniu jej ślubu. Była taka
uradowana, że pozwolono jej związać się z człowiekiem, ale tak naprawdę zarówno
ona jak i on, stali się więźniami psychopaty, pijawy.
Bez względu na to, co działo się w naszym życiu, szef nie
pozwalał nam się nudzić. Chodził za nami i zwyczajnie uprzykrzał pracę. Zrób
to, zrób tamto, lej mniej wódki (hmm… i tak leje mało, bo resztę mam zamiar
zabrać do domu) i tak bez końca.
- Czym mogę służyć.- powiedziałam machinalnie spoglądając w
pustą szklankę.
- Randką jutro wieczorem?- powiedział znajomy głos.
Zaśmiałam się szczerze po raz pierwszy dzisiejszego
wieczoru. Chris mój jedyny przyjaciel. Spojrzałam w jego błękitne oczy, zawsze
pełne radości. Twarz miał łagodną i szczerą. Włosy krótko przycięte. Lśniły w
słońcu i prosiły o dotyk. Nie raz byłam bliska kapitulacji, lecz zawsze
pamiętałam, kim on jest.
- Jaz, jesteś tu? Może mi odpowiesz?- musiał mieć dobry
dzień, co rzadko się zdarzało.
Otrząsnęłam się z szoku i przybrałam równie nonszalancką
pozę. Wypięłam pierś, na co Chris o mało co, nie wypluł ledwo podanego piwa.
Oparłam łokieć o blat i pochyliłam się niebezpieczne blisko. Z tej odległości
jego długie rzęsy były jasne, podkręcone i niechętnie przyznaje, pociągające.
Ja również mogę się zabawić w tę grę.
- Jezabel.- wyszeptał niezwykle zadowolony.
- Chris, co ty wyrabiasz? Nie za często tu jesteś? Co cię
sprowadza?- Mówiłam piskliwym tonem, co wiem, niezmiernie go bawiło. Nie raz
próbowałam już podrywu, lecz jakoś mnie nie ciągnęło do innych mężczyzn i szybko
rezygnowałam. Za swoją misję obrałam naukę i zgłębianie tajnik flirtu. Hmmmm... Szybko
rezygnowałam z pobierania nauk.
-Ty.
Tak po prostu, bez krztyny wyjaśnień. Tylko on tak potrafi
mi działać na nerwach.
- A coś więcej? – Musiałam obsługiwać kilku klientów
jednocześnie i latać, co róż na lewą, to na prawą stronę Chrisa, z czego z lekką
złością zauważyłam, że jest zadowolony. Mina mu trochę opadła, kiedy spostrzegł
moją irytację.
- Za godzinę zamykają klub, mam sprawę. Ważną.- dodał, widząc
moją wciąż rosnącą irytację.
Westchnęłam i pojednawczo skinęłam głową. Tak naprawdę byłam
bardzo tym zaciekawiona.
- Postaram się pospieszyć, ale wiesz jak jest.- Mój szef nie pozwala na wcześniejsze wyjścia.
Gdyby mógł zaprzągłby
nas w łańcuchy i zagnał do całodobowej harówki.
***
9 dni później. (czyli okiełzanie temperamentu, jest zadaniem
ponad siły)
Tak jak podejrzewałam, nim udało
mi się czmychnąć prędzej, musiałam jeszcze wytrzeć trzy razy podłogę. Tu zasada, pianym
nie podajemy alkoholu, nie obowiązywała. Alkoholu nie podaję się tym, którym
skończyły się pieniądze, ci, co jeszcze je mieli, mogli pić do upadłego.
Najwidoczniej jeden złamas postanowił właśnie tak zakończyć swój dzień i schlał
się do nieprzytomności. Ogólnie mi to nie przeszkadza. Niech chleją ile wlezie,
byle dawali napiwki. Dzisiaj jednak jeden wkurwił mnie maksymalnie zarzygując
pół podłogi za barem. Hmmm…. Ogólnie dupne zakończenie pracy.
Szłam szybko, głównie wiedziona ciekawością. Klub nie
znajdował się w najlepszej okolicy, dlatego wolałam się stąd wydostać jak
najszybciej. Bardzo się ucieszyłam, kiedy przyszedł Kris, wiedziałam, że odstawi
mnie pod same drzwi.
- Hej, co tak długo?- Pisnęłam wystraszona. Szybko się
opanowałam i naskoczyłam na niego.
- Zwariowałeś? O mało co, abyś skończył z kosą w brzuchu.
Podświadomie wyciągnęłam sztylet ukryty w bucie i już byłam
gotowa zamachnąć się, lecz w porę dostrzegłam jasną czuprynę i uspokoiłam się.
-Dobry refleks.- powiedział z uznaniem.- Ale wolałbym abyś to
schowała, za trzy minuty przejdzie tędy patrol.
Posłuchałam potulnie jego sugestii i ruszyliśmy w stronę
mojego domu.
- O czym chciałeś pogadać? Ostatnio rzadko przychodzisz do
klubu.
Zazgrzytał zębami i westchnął, niemiłosiernie głośnio. Nie
przeszliśmy zbyt wiele, zatrzymał się i wepchnął mnie w zaułek prowadzący do
sklepu z drogą żywnością i używaną odzieżą.
- Mam już dwadzieścia sześć lat.- mówił napiętym głosem.
Wiedziałam, że jest starszy. W końcu wtedy mi pomógł.- Naciskają na mnie.
- W jakiej sprawie?- Chris odwrócił głowę i zapatrzył w
ścianę. Zaciskał wargi, a jego jasne brwi utworzyły jedną. Nigdy go takiego nie
widziałam. Kiedy tak mu się przyglądałam, jego oczy, co rusz skakały z jednej
strony na drygą.
-Chris? – spytałam niepewnie. Nie zareagował. Złapałam go za
ramię i potrząsnęłam. – Co się dzieję? Powiedz mi.
Jego policzki pokrył szkarłatny rumieniec. I wtedy to
zrozumiałam. Ten odważny, na pozór łagodny mężczyzna, był zakłopotany. Uniosłam
zaskoczona brwi.
- Czym się denerwujesz wielkoludzie?- rumieniec nabrał
intensywności, co lekko mnie bawiło.- Powiedz mi, co takiego wojownika wprawiło
w zakłopotanie?
- Od roku jestem gotowy założyć rodzinę żywicielską.- mówił
bardzo wyważonym tonem, jakby na silę chciał zachować spokój. Przełknął ślinę
i mówił dalej, ciut pewniejszym tonem. – Opierałem się i szukałem wymówek.-
w tym momencie, spojrzał mi prosto w oczy, odważnie i z coraz to rosnącą
pewnością siebie. – Czekałem na ciebie.
Na mnie? Hmm… troszkę mnie zaskoczył. Nawet bardziej, niż
troszkę. Bardzo mocno mnie zszokował.
- Na mnie?- powtórzyłam ogłupiała. Jesteśmy przyjaciółmi, ale
nigdy nie myślałam, że mogłoby być z tego coś więcej.
- Jesteś piękną dziewczyną. Dbasz o bliskich, jesteś
lojalna. Czego mógłbym chcieć więcej. Znamy się już długo i się przyjaźnimy.-
mówił jakby tworzył listę moich zalet, a to nie brzmiało zbyt romantycznie.- A
poza tym dobrze wiesz, że i ty będziesz musiała znaleźć opiekuna. Będę dla
ciebie dobry.
Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Osiemdziesiąt procent
zmodyfikowanych była okrutna. Czerpali przyjemność i emocje z krzywdzenia
innych. Bili i poniżali, a do tego gwałcili. Jeśli pozwalali na małżeństwo
ludzko-ludzkie, to czerpali przyjemność z obserwacji ich zbliżeń. Czy tak miało
wyglądać moje życie? Nie chciałam tego. Zawsze się obawiałam, że kiedyś taki
może czekać mnie los, ale zawsze podejrzewałam, że Chris zaopiekuję się moim
bratem. A teraz ona daje mi szanse na życie razem z moją jedyną rodziną, na
godne życie. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego scenariusza. Byłam świadoma, ze jest jednym z nich i coś musi jeść, bo samo powietrze nie wystarczy.
Chris przybliżył się do mnie powoli i dotknął dłonią mojego
policzka. Nie przeczę, był piekielnie przystojny, ale kiedy jego usta były
coraz bliżej moich, zaczęłam się denerwować. Pierwszy dotyk pył niczym muśnięcie
motyla, powiedzmy, ale chłopak zaczął poczynać sobie coraz śmielej. Wsunął mi
język do ust, czym mnie kompletnie zaskoczył. Nie tak się umawialiśmy. Chciałam
go odepchnąć, ale on miał inne plany.
Przywarł do mnie całym ciałem, jakimś cudem jego dłoń objęła mój
pośladek, a we mnie się zagotowało. Czułam, że wszyscy się na nas gapią.
- Hej koleś, opamiętaj się! Tego nie było w planach- wydarł
się Derek- jeśli zaraz jej nie puścisz, to ci tak przywalę, że popamiętasz!
Nie wiedziałam czy mam się drzeć, śmiać się, czy zacząć
okładać go pięściami. Śmiać mi się chciało, bo mój kochany Derek, to cudowna
osoba, która raczej nie rzuca groźbami, tak jak ja. Natomiast wrzeszczeć chciałam, bo Jonatan nie wyglądał na skruszonego.
- O co wam chodzi, chciałem, żeby pocałunek wypadł autentycznie. A
pyzatym Monika na pewno o tym marzyła!
Zdębiałam. Bardzo powoli zmierzyłam go wzrokiem i uniosłam
wysoko brwi.
- Że co kurwa? – Wydarłam się, bo narcyzm tego palanta
zaczynała mnie zdumiewać.
-Ciii….- Syknął Derek
9 dni, 6 godzin później. ( Jak mokry język rujnuję twoje marzenia)
-Ja… Ja mam być cicho? Widziałeś, co ten idiota zrobił!
Pokazałam palcem na Jonatana, (jak pięciolatka) bo z pewnością nikt nie widział całego
zajścia. Taaa, jasne.
- Monika, zamknij się wreszcie- Derek mówił kojącym głosem,
na co zmierzyłam go groźnie wzrokiem. Nie cierpiałam, kiedy używał tych całych elfich mocy. No może nie do końca to było prawdą. Potrafiły być przydatne, ale
wolałam, by nie testował ich na mnie.
W naszą stronę zmierzał bardzo zły reżyser, który nie lubił
pyskatych i przeklinających dziewczyn i ogólnie wyznawał zasadę „Ja mam zawszę
rację”!
-Ja pierdolę… -wymsknęło mi się, bo wiedziałam, na co się
zanosi.
- Co tu się dzieję? Dlaczego przerwaliście? Och Jon zagrałeś
bardzo realnie, doskonale!- zaczął mu słodzić, jakby chłopak był co najmniej bogiem.
Wytrzeszczyłam oczy zdumiona.
- Boże…
- Co Boże, Boże! Wszystko zepsułaś! Po raz kolejny. Mogliśmy
skończyć dziś zdjęcia, ale nie.. Ty znowu musiałaś pokazać ten swój cholerny
temperamencik!- Darł się, a jego policzki przybrały odcień intensywnej czerwieni.
Czy już wspomniałam, że mnie nie lubił?
- Przeklął Pan- zaczynałam zachowywać się jak brat
bohaterki, którą grałam, z tym, że on był ode mnie kilka lat młodszy i nawet ja
zaczynałam dostrzegać moją porywczość.
- Że co?- Wrzasnął reżyser prawie mnie opluwając.
W głowie już miałam, bardzo nieładną odpowiedź, ale twardy
wzrok Dereka szybko zamknął mi buzie, nawet Jonatan wyglądał jakby chciał mnie
zakneblować. Cisza się przedłużała, a atmosfera stygła. Facet odetchnął.
Wskazał paluchem na drzwi i powiedział już całkiem spokojnie!
- Idźcie porozmawiać i nie chce was tu widzieć, puki się nie
dogadacie.
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie i jak stado zbłąkanych owiec
ruszyliśmy do wyjścia. Tylko Frederika pałała energią i byłam już niemal pewna,
że chichoty, które słyszałam, były jej autorstwa. Wcale jej się nie dziwiłam.
Derek chyba użył tych swoich sztuczek, bo reżyser nadzwyczaj szybko się
uspokoił.
Kiedy byliśmy już w moim pokoju, wszyscy rozsiedli się, a
cisza, która zapadła zaczęła mi ciążyć.
-O co ci chodzi, przecież wiem, że na mnie lecisz, widziałem
jak na mnie patrzysz.
Patrzyłam na Jonatana jak wypowiada te słowo i z jednej
strony byłam zła, ale jego pewność siebie, którą z pewnością podsycają tłumy
rozanielonych fanek i obłąkany reżyser, to i tak byłam zdumiona.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim narcyzem.
Po raz pierwszy zobaczyłam, jak jego policzki się zaróżowiły
i uniosłam wysoko brwi. W tym momencie Derek wybuchnął śmiechem i zaczął
klepać mnie po plecach. Śmiał się tak bardzo, że łzy zaczęły mu płynąć po
polikach. Nawet Frederika był zbita z tropu.
-To on.- stękał – Moja mała złośnico.- znów się zaśmiał- Leci
na ciebie!
Patrzyłam na niego nic nie rozumiejąc, a dziwna cisza ze
strony Jonatan nie ułatwiała sprawy. Przeanalizowałam ostatnie dni i muszę
przyznać, że Derek mógł mieć racje. Chłopak był dla mnie miły, przynosił kawę, ciasto, poruszał ciekawe tematy, tylko czasami miał takie dziwne odpały. Ta świadomość mile połechtała moje ego.
Uśmiechnęłam się jak kot, który upolował tłustą mysz i niemal wymruczałam.
- To prawda Jonatan, że ci się podobam? Na dźwięk mojego
głosu chłopaka zatkało, Derek zamknął oczy jakby szykował się na coś
strasznego, a Frederika przyglądała się całemu zajściu i wcale się z tym nie
kryła.
Chłopak tylko skinął głową i przybrał wojowniczą postawę.
- To dlatego postanowiłeś udusić mnie swoim językiem? Nie byłam
na to przygotowana!- postanowiłam go trochę podręczyć, bo tak naprawdę całował
obłędnie. – Mogłeś mnie zabrać na randkę.- powiedziałam z wyrzutem.
- Chcesz iść na randkę!- złożył dłonie mocno
przejęty.- Oczywiście, że najpierw jest randka, później buziak.- Klepnął się w
głowę jakby go właśnie olśniło- hmmm… nie wiedziałem.
Wyszeptał na końcu, a ja uwierzyłam. Pewnie nigdy nie musiał umawiać się na randki, dziewczyny same się na niego rzucały!
- A więc postanowione, idziemy na randkę!
- Idziemy? Nie pamiętam byś mnie gdzieś zapraszał.
Spojrzał na mnie i padł na kolana.
- Wybacz moja nieposkromiona złośnico, czy uczynisz mi ten
zaszczyt i będziesz mi towarzyszyła podczas kolacji, bym po wszystkim mógł cię
ponownie pocałować?
Był naprawdę dobrym aktorem. Zachichotałam, bo pomimo jego
narcyzmu, to całkiem fajnym facet i chciałam się z nim umówić. Tym
pocałunkiem mnie zaskoczył, chciałam pierwszy raz całować się z chłopakiem, a
nie aktorem na planie filmu, dlatego tak zareagowałam. Teraz, kiedy już
wiedziałam, że mu się podobam, byłam cholernie podekscytowana. Już wyczekiwałam
wieczora.
- Dobrze!
- Wiedziałem, że się zgodzisz.- powiedział pewnie, ale
zauważyłam, że odetchnął z ulgą.- A tak w ogóle, to skąd wiedziałeś, że podoba mi
się ta ślicznotka?- Zadał pytanie Derek’owi.- Masz jakieś magiczne zdolności?
Ja, Derek i Frederika wymieniliśmy spojrzenia i zaśmialiśmy
się lekko.
- Tak- powiedziałam poważnie, czym kompletnie rozbawiłam
moich przyjaciół.
-Na plan!- Wrzasnął reżyser, a
my w cudownych nastrojach wypełniliśmy jego polecenie, a ja cały czas myślałam
o mojej pierwszej randce!
Podsumowanie:
*W 100 % wypełnić swoje marzenie!
Plan wykonany na 60%, ale jestem zadowolona!
Plan wykonany na 60%, ale jestem zadowolona!
*Zrobić to perfekcyjnie.
Hmmm… bardzo się starałam! Wiec, chyba mogę zaliczyć ten punkt!
*Wczuć się w sytuację!
Przed, czy po?
Przed, czy po?
*Czerpać radość z tego, co
robię.
Punkt zrealizowany perfekcyjnie!
Punkt zrealizowany perfekcyjnie!
*Nawiązać więź z innym człowiekiem.
Najlepiej zrealizowany punkt ze wszystkich :)
Najlepiej zrealizowany punkt ze wszystkich :)
*Poskromić swoje szaleństwo [
priorytetowo].
Niewykonalne!
Więc tak, mój czas na realizację marzenie minął, bynajmniej
teraz, bo wspólnie ustaliliśmy, że takie wypady będziemy robić co roku. Serio,
to super sprawa. Zawsze chciałam zasmakować aktorstwa i powiem wam, że ten
wyjazd wiele mi pokazał. Zacznę od tego, że nie wszystko złoto, co się świeci.
Możemy czegoś pragnąć, ale puki tego nie zasmakujemy, nie wiemy ile wymaga to
wyrzeczeń. Aktorstwo? To ciągła harówka! Wczucie w role zajmuje masę czasu, a
sama gra jest ciężka i pracochłonna. Dopiero efekt końcowy jest
satysfakcjonujący. Mi nie było dane go zobaczyć, bo reżyser miała mnie już
serdecznie dość. Czy płakałam? Jasne, że nie! Byłam zadowolona, że spróbowałam,
za co dziękuję Derek’owi. Pamiętajcie! Warto marzyć, ale tak naprawdę to
realizacja swoich pragnień jest cudowna i najbardziej satysfakcjonująca. To hard ducha i wytrwałość mówi wiele
o człowieku. A jeśli nam się nie uda? To, co z tego! Ważne, że próbowaliśmy.
Niejednokrotnie prawda nie spełni naszych oczekiwań, ale dzięki tym
niepowodzeniom życie staję się wartościowe, pełne pięknych przygód i wspomnień. Ja zrozumiałam kilka rzeczy.
*Warto marzyć i realizować swoje skrywane
fantazje!
*Należy wyciągać wnioski z porażek!
*Szanować siebie i ukochane osoby.
*Przeklinać w myślach, a nie na głos!
Przeżyłam wspaniałą przygodę i poznałam cudownych
ludzi, ale zrozumiałam, że to zawód nie dla mnie. Jonatan okazała się
wstydliwym pięknisiem, który skrywa się za fasadą narcystycznego faceta, ale
jest zupełnie inny. Szybko znaleźliśmy wspólny język, ale sądzę, że po prostu
przeciwieństwa się przyciągają! On cichy w życiu codziennym, jak wybuchowa! Zobaczymy,
co z tego wyjdzie, ale nie myślę o tym, bo za kilka godzin mamy kolejny samolot. Tym razem mamy w planach zrealizowanie marzenia Frederiki! Ale to już historia na inny
wieczór!
Dziękuję!
Derek i Frederika to jedni z bohaterów serii "Wodospady Cienia". Jeśli nie znacie książek Pani C.C. Hunter, to poniżej znajdziecie recenzję:
Recenzja- Prawie o północy
Ciekawie, ciekawie... :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytane w całości :) Powiem Ci, że pomysł bardzo dobry, historia wypadła niezwykle dobrze i intrygująco, ale powinnaś prześledzić tekst jeszcze raz, dokładniej, bo dopatrzyłam się kilku literówek/powtórzeń. Na samym początku koncepcja tego opowiadania była dla mnie odrobinę niejasna, chyba przez nagły przeskok i zamianę bohaterów, ale potem połapałam się we wszystkim i już poszło z górki. W swoim tekście przedstawiłaś ciekawą wizję przyszłości, nawet jeżeli była ona z planu filmowego. Może warto pomyśleć o napisaniu czegoś podobnego? :D Chętnie poczytam. A co do ostatecznego podsumowania, trafiłaś ze wszystkim w sedno. Życzę powodzenia w konkursie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
gabRysiek recenzuje
Bardzo dziękuję za rady i miłe słowa :) :)
Usuń