Twylle wybrały bóstwa, by zamieszkała w pałacu
i została narzeczoną księcia. Teraz jest
Daunen Wcieloną, jej skóra jest toksyczna, a każdy, kto dotknie dziewczyny, umiera. Zdrajcy i przeciwnicy królowej, giną z jej rąk. Twylla czuje się
samotna i dźwiga na swych barkach ogromny ciężar, ale niepokorny strażnik częściowo
koi jej ból. Jednak na dworze dzieją się złe rzeczy, które mogą doprowadzić do
straszliwej wojny.
„Córkę zjadaczki grzechów” chciałam przeczytać już dawno,
jednak targały mną pewne obawy. Kiedy przeczytałam kilka pierwszych stron,
uśmiechałam się jak szalona, bo przez swoje wątpliwości mogłam pominąć tak
intrygującą historię. Pomysł na toksyczny dotyk nie jest nowy, ale został
przedstawiony w ciekawy i niebanalny sposób. Cały zamysł opiera się na
wierzeniach i ma swoje podstawy w dalekiej przeszłości, co dla poddanych jest w
pełni zrozumiałe. Dodatkowe wątpliwości budził we mnie wątek miłosny.
Dziewczyna + książę + strażnik = klasyczny trójkącik. Nigdy nie pomyliłam się
tak bardzo! Ciężko mi strawić bohaterki wzdychające do dwójki chłopców, dlatego
z ulgą odkryłam, iż Twylla nie zaserwuje widowiskowego dramatu o trudnym wyborze
między księciem, a strażnikiem. Cała sytuacja jest bardziej skomplikowana i w
grę wchodzi polityka i większe dobro, mi ten aspekt powieści bardzo odpowiada.
Świat przedstawiony w powieści jest całkiem nową rzeczywistością.
Państwa, ustrój polityczny, zasada dziedziczenia władzy oraz wierzenia są nowe
i choć nie są zbyt mocno dopracowane, to bardzo mnie zaciekawił nowy obraz
świata. Początek historii uważam za udany, lecz czuję niedosyt. Chciałbym zgłębić
tajemnice królestwa i więcej czasu poświęcić polityce. Drugi tom, z tego, co
się dowiedziałam, można czytać bez znajomości tej książki, bo główną bohaterką
jest siostra Liefa, czyli strażnika Twylli. Finał książki jest zaskakujący, dlatego chciałabym
kontynuować przygodę z poznanymi już bohaterami, więc mam nadzieję, że jeszcze
o nich usłyszę.
Łatwo polubić bohaterów, mimo że popełniają błędy. Czasami
zachowują się lekkomyślnie i egoistyczne, lecz zachowanie i motywy księcia
nasuwają pytania, a lekkość, z jaką postępuję Lief wzbudza wątpliwości. Na
pewno nie są to idealne postacie, ale dzięki temu nie jest nudno. Książka
wciąga od pierwszej strony i szokuję okrucieństwem królowej oraz rolą, jaką
musi odgrywać główna bohaterka. Akcja jest płynna, lecz w pewnym momencie silny
i szybki rozwój wątku miłosnego, spycha inne sprawy na dalszy plan. Końcówka
powieści zaskoczyła mnie i wzbudziła masę emocji.
„Córka zjadaczki grzechów” ma kilka niedociągnięć, jednak
mam wrażenie, że książka jest niedoceniana, czy też pomijana, a szkoda. Lektura
warta uwagi, bo w historii Twylli można się zakochać. Relacje rodzinne, trudna
miłość oraz widmo wojny tworzy burzliwą mieszankę. Z wielką radością będę kontynuowała
przygodę w świecie pełnym alchemików, zjadaczy grzechów i bóstw, bo może one jednak
istnieją i czekają na odpowiedni moment, by zniszczyć świat.
Polecam 4+/6
Dziękuję!
Zonuw nie jestem przekonana, haha.
OdpowiedzUsuńAle okładka książki jest bardzo ładna.
Pozdrawiam
polecam-goodbook.blogspot.com [nowa recenzja]